Świat

Kobiety masowo usuwają aplikacje do śledzenia cyklu. Sąd z USA rozkręcił karuzelę strachu

Patryk Koncewicz
Kobiety masowo usuwają aplikacje do śledzenia cyklu. Sąd z USA rozkręcił karuzelę strachu
59

Sąd Najwyższy USA otworzył furtkę do karania za aborcję. Amerykańskie kobiety obawiają się inwigilacji ze strony aplikacji miesiączkowych.

O technologicznych konsekwencjach wyroku Sądu Najwyższego USA pisałem w kontekście Google i Apple, które znalazły się w cieniu podejrzeń amerykańskich polityków. Senatorowie obawiają się bowiem, że giganci Big Tech mogą zostać zmuszeni do udostępniania wrażliwych danych z przeglądarek i urządzeń mobilnych odnośnie monitorowania przebiegu ciąży. W tekście wspomniałem także, że obawy dotyczą aplikacji do śledzenia cyklu, które mogą odsprzedawać dane użytkowniczek do zewnętrznych podmiotów, skazując je tym samym na konflikt z prawem. Nie trzeba było długo czekać na reakcję kobiet, które masowo usuwają oprogramowanie ze swoich smartfonów.

Aplikacje miesiączkowe mogą stać się rządowymi szpiegami

Piątkowe orzeczenie sądu wywołało protesty na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Władze lokalne poszczególnych stanów otrzymały wolną rękę w kwestii regulowania prawa aborcyjnego, z czego już 26 z nich zadeklarowało plany wprowadzenia pełnego zakazu. Z uwagi na to, rosną obawy odnośnie inwigilacji i prześladowania kobiet przez skrajnie konserwatywne organy. Do rozpowszechniania wrażliwych danych mogą przyczynić się aplikacje do śledzenia cyklu miesiączkowego.

Źródło: Depositphotos

Tego typu oprogramowanie ma już niechlubną historię udostępniania informacji o użytkowniczkach. Jednak sprzedawanie danych reklamodawcom a przesyłanie ich do władz w celu wykorzystania ich w procesach karnych to zupełnie innych kaliber. Podejrzenia mogą wydawać się na ten moment nieco przesadzone, jednak dla kobiet w USA nie ma czasu do stracenia. W mediach społecznościowych ruszyła szeroko zakrojona kampania, informująca o potencjalnych zagrożeniach.

Według Kimberlee Weatherall – profesor prawa z Uniwersytetu Sydney – obawy nie powinny dotyczyć tylko aplikacji miesiączkowych. Podstawą do wniesienia oskarżenia mogą być także historie wyszukiwania, wiadomości przesyłane poprzez komunikatory, a także dane lokalizacyjne pochodzące z urządzeń.

„Faktem jest, że na urządzeniach i w komunikatorach istnieją okropnie duże ilości danych, wystarczających aby udowodnić, że osoba próbowała dokonać aborcji. A jeśli te dane istnieją, policja i prokuratorzy mają środki, aby spróbować je zdobyć, żądając ich lub wzywając różne organizacje, które je przechowują” – Kimberlee Weatherall

Czy dostawcy faktycznie mogą udostępniać dane kobiet?

Przepisy dotyczące prywatności w USA nie są tak sprecyzowane jak w Europie. Na naszym rodzimym podwórko mamy chociażby RODO, które reguluje wytyczne dotyczące magazynowania i przetwarzania prywatnych danych. W USA te kwestie są zależne od lokalnych władz, które mogą indywidualnie podchodzić do konkretnych przypadków.

Zwłaszcza w przypadku kwestii łamania prawa – czyli tym, czym już za chwile stanie się aborcja – decyzje mogą odbiegać od ogólnie przyjętych norm. Kimberlee Weatherall twierdzi, że organy ścigania mogą łamać istniejące prawa do prywatności.

„W Stanach Zjednoczonych niektóre stany wprowadziły przepisy dotyczące prywatności w ciągu ostatnich kilku lat, ale jest to bardzo niejednolite, a rzeczywistość często jest taka, że ​​nawet jeśli istnieją prawa do prywatności danych, organy ścigania mogą uzyskać do nich dostęp”

Flo – jedna z najpopularniejszych aplikacji do śledzenia cyklu – szybko zareagowała na wyrok Sądu, zamieszczając w mediach społecznościowych oświadczenie, w którym obiecuje „zawsze stawać w obronie zdrowia kobiet” i „nigdy nie sprzedawać danych osobowych”. Na potwierdzenie swoich słów firma wprowadza do aplikacji tryb anonimowych, usuwający z konta personalia, mogące doprowadzić do tożsamości użytkowniczki.

Konkurencyjna aplikacja Clue, zobowiązała się do stosowania wytycznych pochodzących z ustawy RODO i podejmowania szczególnych środków ochrony danych zdrowotnych.

Trzeba jednak zaznaczyć, że słowa słowami, ale – tak jak wspomniała Kimberlee Weatherall – kwestie prawne poszczególnych stanów mogą okazać się dla firm nie do przeskoczenia. Zalecałbym zatem ostrożność z głośnymi obietnicami, może się bowiem okazać, że już niebawem aplikacje będą musiały się po cichu wycofywać ze swoich słów.

Stock image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu