Samolot zasilany energią elektryczną? Może brzmi to dziwnie, ale takie projekty są rozwijane - sporo miejsca poświęciłem projektowi Solar Impulse 2, czyli maszynie, która energię potrzebną do lotu czerpie z promieni słonecznych. Odważne i innowacyjne, ale nadal należy tu mówić jedynie o funkcji pokazowej. Wspominałem też o maszynie Sun Flyer - w tym przypadku celem jest komercjalizacja, lecz to niewielki samolot o ograniczonych możliwościach. Krok dalej chce pójść... NASA. Amerykańska Agencja będzie rozwijać projekt X-57.
X-57 dla jednych będzie jedynie zabawką, popisem na miarę Solar Impulse 2, produktem, który nie wniesie zbyt wiele do awiacji. Inni już teraz dostrzegają w nim szansę na rewolucję w przemyśle lotniczym, a dalej w branży transportowej. Oto NASA rozwija słynną linię samolotów eksperymentalnych, która liczy sobie już blisko siedem dekad, i tym razem stawia na zasilanie elektryczne. Bez silników odrzutowych pokaźnych rozmiarów, bez wielkich prędkości, poważnych wysokości, kształtów wskazujących raczej na rakietę niż samolot. X-57 to zupełnie inna bajka.
Wąskie skrzydło i 14 silników
Samolot X-57 już na pierwszy rzut oka wygląda dość dziwnie - uwagę przyciąga zarówno nietypowe skrzydło, dość wąskie i sprawiające wrażenie niezdolnego do uniesienia maszyny w przestrzeń powietrzną, ale też duża liczba śmigieł, a co za tym idzie i silników. Tych ostatnich jest aż 14, po 7 na każdym skrzydle. Czy wszystkie pracują przez cały lot? Nie - kompletu używa się do startu i lądowania, duża liczba sprawia, że skrzydło może być wąskie, maszyna i tak się uniesie. W trakcie lotu pracują tylko dwa zewnętrzne silniki. Dzięki temu pobór energii elektrycznej jest dość ograniczony i samolot może lecieć dłużej. Nie należy się jednak spodziewać rewelacji, wspomina się o zasięgu 100 mil, raczej krótkich lotach.
Maszyna tworzona przez NASA będzie modelem jednoosobowym, ale w zamyśle Agencji jest to dopiero początek serii - zamierza stworzyć jeszcze kilka samolotów. Większych i zdolnych do przewożenia pasażerów oraz ładunku. Na większe odległości. Największa bariera? Akumulatory - dopóki ten element pozostawia sporo do życzenia, samoloty elektryczne będą funkcjonowały głównie w projektach i hangarach producentów samolotów. Jeśli jednak problem uda się przeskoczyć, to należy się spodziewać komercjalizacji tej ścieżki rozwoju awiacji. Powodów jest przynajmniej kilka.
X-57, czyli tanio, cicho i czysto
Przejście od maszyn odrzutowych do samolotów zasilanych energią elektryczną ma się wiązać z szeregiem korzyści: loty staną się ciche, a to docenią np. mieszkańcy terenów położonych niedaleko lotnisk. Maszyny tego typu są ponoć bardziej wydajne, wytwarzają mniej zanieczyszczeń - jest "zielono" i tanio. Gdyby spadły koszty lotów, to jeszcze więcej towarów i osób mogłoby zostać przewiezionych tym środkiem transportu. Większy ruch na lotniskach, skorzystać na tym mogłyby nawet nasze małe porty, które obecnie przynoszą straty. Tu jednak wybiegam już dość poważnie w przyszłość...
Bo nim dojdzie do zmian, nawet tych stonowanych, potrzebne będą lepsze akumulatory i lata testów, prób, projektowania. Trzeba też jasno napisać, że dzisiaj trudno sobie wyobrazić potężne samoloty, które napędzałyby śmigła zasilane energią elektryczną. Nie te rozmiary, nie ta prędkość. W tej pierwszej kwestii rozwiązaniem mogą się okazać sterowce, które wracają do łask, ale nadal pozostaje kwestia prędkości. Stosowane dzisiaj rozwiązania wydają się mieć silną i niezagrożona pozycję. Wydaje się jednak, że w końcu i na nie musi przyjść czas. Przyznaję przy tym, że mam problem, by to sobie wyobrazić. Póki co patrzymy przecież wyłącznie na zabawę przy projekcie X-57 - do celu droga daleka.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu