Linux

Najlepszy żart świata IT: przebrali Linuxa za Windowsa i chcą za to pieniądze

Krzysztof Rojek
Najlepszy żart świata IT: przebrali Linuxa za Windowsa i chcą za to pieniądze
Reklama

Czy światy Linuxa i Windowsa właśnie się połączyły? Niestety, Wubuntu to raczej żart i to taki na poziomie polskich kabaretów.

Windows to rodzina stystemów operacyjnych, która króluje nieprzerwanie od lat 90'tych. Za nią jest macOS, który, choć wciąż sporo za Windowsem, z roku na rok zwiększa swój udział w rynku. Natomiast daleko, daleko za nimi, z rynkowym udziałem na poziomie kilku procent, mamy wszystkie dystrybucje systemu operacyjnego Linux.

Reklama

Choć takie wariacje jak Ubuntu czy Fedora są świetnymi "zamiennikami" Windowsa i jak najbardziej nadają się do codziennego korzystania z komputera, to popularność Linuxa zawsze ograniczało kilka czynników. Tutaj można wymianiać wiele rzeczy - od braku natywnego wsparcia dla wielu aplikacji, przez brak potrzeby zmiany (bo większości użytkowników Windows po prostu wystarcza), po fakt, że zmiana na Linuxa oznacza zerwanie z tym co znane i konieczność "nauczenia się" tego systemu od nowa.

Tutaj Linux stara się trochę walczyć i najpopularniejsze dystrybucje dziś są już bardzo intuicyjne, do tego stopnia, że nie trzeba praktycznie korzystać z takich elementów jak terminal. Jednak to wciąż nowy system i wiadomo, że część rzeczy będzie inna. I w tym ktoś zwęszył pomysł na biznes.

Wubuntu - czyli po co robić Windowsa z Linuxa?

Linux jest systemem operacyjnym typu open source. Nie oznacza to jednak, że jest zawsze darmowy - jest dużo dystrybucji, do których twórcy dodali swoje funkcjonalności i oferują ich wsparcie, za co naturalnie oczekują opłaty. Przykładem takiej dystrybucji jest chociażby EuroLinux. Jednak od czasu do czasu pojawiają się w sieci dystrybucje Linuxa, których istnienie ciężko jest uzasadnić. Jedną z nich jest Wubutnu, czyli Ubuntu ze środowiskiem KDE Plasma, które ma do złudzenia przypominać Windowsa 11. Twórcy chwalą się też, że ten Linux może obsługiwać aplikacje .exe i .msi i jest zamiennikiem dla systemu Microsoftu. Za licencję płatną (jest też darmowa z ograniczonymi funkcjami) liczą sobie 35 dolarów.

Niestety, im bardziej zaczniemy się przyglądać temu "projektowi", tym bardziej zaczyna się on pruć w rękach, a z pomiędzy szwów wychodzą na jaw fakty, które raczej skłonią nas do tego, by omijać go szerokim łukiem. Po pierwsze - twórcy wubuntu nie mają nic wspólnego ani z Microsoftem, ani z Canonical Ltd., twórcami Ubuntu. Tymczasem system wykorzystuje szereg rzeczy zastrzeżonych prawami autorskimi, jak ikony, tapety, grafiki promocyjne i logo Windows oraz nazwę "Ubuntu". To oznacza, że sytuacja prawie na pewno skończy się pozwem prawnym, z którego twórcom Wubuntu będzie się ciężko wykaraskać.

Sam system także delikatnie mówiąc... nie rzuca na kolana. Owszem, na pierwszy rzut oka może przypominać Windowsa, ale wprawne oko zauważy, że z Windowsem nie ma nic wspólnego. Część ikon wygląda inaczej, system nie ma tych samych aplikacji co na Windowsie, a często zdarza się, że zwykłe aplikacje Linuxowe mają tu zmienioną nazwę i ikonę z Windows 11. Hitem oczywiście jest "kompatybilność z aplikacjami Windowsa", która nie jest żadną magiczną sztuczną, a załatwiana jest za pomocą WINE. Podobnie z OneDrive'em, który można mieć na każdym Linuxie.

Jakby tego było mało, twórcy tego programu popełnili fatalny błąd, pozwalający każdemu na zobaczenie danych (m.in. adres e-mail, adres IP etc.) wszystkich osób, które zdecydowały się kupić wspomnianą wyżej dystrybucję. Dlatego też zdecydowanie warto jej unikać, ponieważ widać, że pod kątem zabezpieczeń zdecydowanie nie jest to najlepszy produkt. Dla mnie Wubuntu wpada do tej samej kategorii, w której kiedyś był "Windows 12 Lite", a więc — prób zrobienia z Linuxa Windowsa i sprzedania tego jako osobny produkt.

Podsumowując: Wubuntu to program, który nie oferuje "bezproblemowości" Windowsa (bo jest Linuxem, więc natrafisz na nim na Linuxowe problemy), nic nie wiadomo o jego wsparciu, a dodatkowo - aby mieć pełnie funkcji trzeba za niego zapłacić, podczas gdy Windows to dziś w większości darmowa aktualizacja. Ciężko mi wyobrazić sobie, kto mógłby chcieć taki system zamiast, powiedzmy, stabilnego, wspieranego Ubuntu, albo któregoś z jego wariantów.

Reklama

 

 

Reklama

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama