Google

W branży znów głośno o Google przejmującym Twittera

Maciej Sikorski
W branży znów głośno o Google przejmującym Twittera
Reklama

Jak Google radzi sobie w obrębie sieci społecznościowych? Tak sobie i nie jest to wiedza tajemna. Wyjątek stanowi YouTube, ale to już trochę inna bajk...

Jak Google radzi sobie w obrębie sieci społecznościowych? Tak sobie i nie jest to wiedza tajemna. Wyjątek stanowi YouTube, ale to już trochę inna bajka. Sztandarowy projekt internetowego giganta na tym polu, czyli Google+ od lat jest rozwijany i stał się naprawdę ciekawym produktem, ale... niewiele osób z niego korzysta. To jeden z powodów, dla którego kolejny już raz wraca się do tematu wielkiego przejęcia i pytania: czy Google kupi Twittera?

Reklama

Niedawno w branżowych mediach (ale nie tylko) znowu zrobiło się głośno o liczbie użytkowników G+. Podobno jest dramatycznie mała. Na 2,2 mld kont użytych zostało kilka procent, jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie kilkanaście dni i wyłączymy z tego np. komentarze na YouTube, to okaże się, że z sieci społecznościowej korzysta maksimum 6 mln osób. Dużo? Zależy o co chodzi, w tym przypadku można mówić o wielkiej porażce - przecież podobnym wynikiem może się pochwalić nk.pl. Chyba.

Cały czas powtarza się, że G+ nie jest złym serwisem, że amerykańska korporacja naprawdę poświęciła sporo uwagi kwestii dopracowania serwisu i jest go za co lubić. To jednak nie wystarcza. A na siłę ludzi nie zmusisz do korzystania. Co najwyżej ściągniesz ich i zapewnisz dużą liczbę profili. Same nie będą się jednak obsługiwać. Przynajmniej na razie. W takich warunkach trudno sobie wyobrazić, co miałoby się wydarzyć, by Google odniosło sukces na tym polu. To jednocześnie dobra gleba do plotek i spekulacji: a może by tak kogoś przejąć i wejść na rynek tylnymi drzwiami?


Tu pojawia się wątek Twittera. Nie jest nowy, powraca co kilka kwartałów. Wczoraj wrócił kolejny raz i przyczynił się nawet do wzrostu cen akcji serwisu mikroblogów. Chociaż przedstawiciele obu firm poinformowali, że nie zamierzają komentować pogłosek, to branża nie odpuściła tematu: wy nie komentujecie, więc my to zrobimy. Jaki jest efekt tych rozważań? Główny wniosek brzmi następująco: jeśli Google będzie chciało przejąć Twittera, to wydarzy się coś dużego. Ba, ogromnego. Ale taki ruch trudno byłoby uznać za właściwy.

Kilka lat temu, gdy Twitter nie był jeszcze notowany na giełdzie, zastanawiano się, ile któryś gigant, np. Google, mógłby zapłacić za ten biznes. Spekulowano, że to wydatek na poziomie minimum 10 mld dolarów. Przy pomyślnych wiatrach (dla Twittera) nawet dwa razy więcej. Dzisiaj kapitalizacja firmy wynosi ponad 24 mld dolarów. A to oznacza, że ktoś musiałby wyłożyć na stół jakieś 40 mld dolarów, by położyć rękę na tym biznesie. To są kosmiczne pieniądze. Najlepsze jest jednak to, że Google ma takie środki.


Google mogłoby kupić Twittera, ale zasadne jest pytanie, czy ta inwestycja kiedykolwiek by się zwróciła. Owszem, jest baza kilkuset milionów aktywnych użytkowników, powstaje sporo treści i to takich, które dotyczą bieżących wydarzeń. Potężne źródło informacji i można na nim zarobić, zapewne udałoby się to Google. Ale wdawać na to kilkadziesiąt miliardów dolarów i narażać firmę na wyczyszczenie kasy? Przy tym nie płaci się za patenty, jak miało to miejsce w przypadku Motoroli, czy technologie i zespół badawczy, które trafiły pod skrzydła Google pod marką Boston Dynamics. Kupuje się brand i użytkowników. Drogo.

Reklama

Ponad 12 mld dolarów za Motorolę to była góra pieniędzy, 40 mld za Twittera byłoby sumą, którą trudno przebić. Prawdopodobnie mielibyśmy do czynienia z rekordzistą na długie lata. Chociaż z drugiej strony, 16 mld za WhatsApp spodziewało się chyba niewiele osób, a jednak do tego doszło. Tutaj nie można mówić, że coś się nie wydarzy ze 100-procentową pewnością. Transakcja Google-Twitter też jest możliwa. Zdecydowanie jednak należałoby zaliczyć ten krok do grupy bardzo ryzykownych.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama