Technologie

Toyota Camatte57s - samochód dla dzieci

Maciej Sikorski
Toyota Camatte57s - samochód dla dzieci
Reklama

W Japonii odbywa się właśnie impreza, której z przyjemnością poświęciłbym kilka dni swojego życia: Tokyo Toy Show. Zabawek dla ludzi w każdym wieku (w...

W Japonii odbywa się właśnie impreza, której z przyjemnością poświęciłbym kilka dni swojego życia: Tokyo Toy Show. Zabawek dla ludzi w każdym wieku (w tym dla dorosłych) zapewne można tam znaleźć co niemiara, ale moją uwagę przykuły doniesienia na temat intrygującego projektu korporacji Toyota. Co producent samochodów robi na targach zabawek? Prezentuje pojazd Camatte57s, czyli samochód dla dzieci…

Reklama

Internet szybko dostarczył mi informacji na temat tego projektu. Okazuje się, że nie jest to całkowicie nowa koncepcja – Toyota zaprezentowała prototyp Camatte podczas Tokyo Toy Show 2012, a kilka dni temu po prostu rozwinęła swój pomysł. Z czym mamy do czynienia? Z pojazdem, który miałby służyć do nauki jazdy oraz promocji motoryzacji. Celem są oczywiście dzieci (choć podejrzewam, że wielu ojców, a także część matek uśmiechnie się od ucha do ucha na myśl, że japoński samochodzik znajdzie się w ich garażu).


Występująca w nazwie liczba 57 nie jest przypadkowa. Do rąk klienta trafia rama pojazdu, przy której nie można za bardzo pokombinować, ale w przypadku karoserii sprawa wygląda już zupełnie inaczej – użytkownik zmontuje nadwozie sam z pomocą 57 elementów. Możliwa jest zatem nie tylko personalizacja samochodu, ale też świetna zabawa przy jego składaniu. Frajda na całą sobotę murowana. I na kolejne także – konstrukcja modułowa daje spore możliwości, które szybko się nie znudzą. Zwłaszcza, jeśli ktoś jest fanem motoryzacji.


Toyota Camatte posiada elektryczny silnik, a wymiary pojazdu wynoszą 3000x1400x1000 mm. Co ciekawe, samochód wyposażono w aż trzy fotele: jeden z przodu ustawiony centralnie (można go dostosować do potrzeb młodego kierowcy, to samo dotyczy pedałów) oraz dwa z tyłu. To miejsca dla rodziców, starszego rodzeństwa czy opiekuna, który będzie miał kontrolę nad poczynaniami dziecka (na reakcjach werbalnych sprawa się nie kończy – dorosła osoba będzie mogła przejąć kontrolę nad pojazdem).



Reklama

Tyle w ramach przybliżenia samej konstrukcji. Czas na krytyczne uwagi, których nie brakuje. Po pierwsze, kwestia miejsc do nauki jazdy. Samochód nie może poruszać się po publicznych drogach, a przynajmniej nie może tego robić, gdy za kierownicą siedzi 12-letnie dziecko. W ogrodzie nim raczej nie pojeździsz (chyba, że masz wyjątkowo duży ogród), wszelkie place to zawsze mniejsze lub większe ryzyko. Patrzymy na to jednak z dzisiejszej (i polskiej) perspektywy – gdyby rozwiązanie Toyoty stało się popularne, to pewnie pojawiłyby się miejsca do rozwijania umiejętności młodych kierowców: zazwyczaj, gdy jest popyt, pojawia się i podaż.

Po drugie, kwestia bezpieczeństwa – pojazd może ponoć osiągać całkiem spore prędkości, co przerazi wielu rodziców. Tu jednak znowu należy wspomnieć, iż dziecko nie będzie mogło jeździć samochodem po publicznej drodze, a na specjalnym torze zapewne zastosuje się do panujących tam zasad i warunków. Zresztą, przed rozpoczęciem nauki konieczne są kursy wprowadzające i rozmowy, które utemperują młodego kierowcę. Zawsze jest też zabezpieczenie w postaci opiekuna siedzącego z tyłu.

Reklama

Sprawa numer trzy to wygoda. O ile dziecko nie powinno narzekać na ten aspekt, o tyle osoby siedzące z tyłu nie mają już tego komfortu (szczególnie, gdy pojazd trafi poza Japonię/Azję). Na to akurat nie mam recepty – taki projekt. Przypominam jednak, że po ulicach poruszają się samochody, które często nie są znacznie większe, a mieszczą całe rodziny… Warto także pamiętać, że pojazdem Toyoty nikt nie będzie jechał na wakacje: ma on służyć do godzinnej nauki prowadzenia samochodu.

Najmocniejszy zarzut: cena. Nawet jeśli produkt trafi na rynek i stanie się "globalny", to tani pewnie nie będzie. Zwłaszcza, gdy komuś zamarzy się majsterkowanie przy pojeździe i zmienianie jego wyglądu. Na to jednak nie można już nic poradzić – przyjemności kosztują. Małe zabawki są drogie, więc duże mogą być bardzo drogie (nie uważam tego pojazdu za zabawę, ale skoro został zaprezentowany na takiej imprezie, to niech im będzie).

Reasumując: jestem na tak. Choć nie spodziewam się, że samochód stanie się masowym produktem i co drugie dziecko będzie nim śmigać po specjalnym torze, to sam koncept jest dość ciekawy. Dobry pomysł na wspólne, rodzinne spędzanie wolnego czasu i oderwanie od nowych technologii w postaci telewizora/komputera/konsoli/tabletu. Osobiście chętnie bym się pobawił – zarówno jako rodzic, jak i w roli młodego kierowcy.

Źródło informacji: ubergizmo.com, źródło grafik: rmf24.pl, gmotors.co.uk

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama