Android już opanował rynek mobilny - w skali globalnej ma tutaj już ponad 80 proc. udziałów. Teraz pora na kolejne segmenty, a w szczególności telewiz...
Android już opanował rynek mobilny - w skali globalnej ma tutaj już ponad 80 proc. udziałów. Teraz pora na kolejne segmenty, a w szczególności telewizyjny. W redakcji Antyweba na kilka tygodni stanął Smart TV Philips 48PFS8109, który jest jednym z wielu modeli w ofercie firmy TP Vision pracujących pod kontrolą Androida. Jak to się sprawdza w praktyce?
Rynek Smart TV to łakomy kąsek dla Google’a. Kalifornijska firma już raz próbowała tutaj swoich sił z platformą Google TV. Efekty były jednak mizerne, co wynikało z niedostatecznie dostosowanego do dużych ekranów systemu, przestarzałej wersji samego Androida, który był jego fundamentem oraz niezbyt imponującej liczby aplikacji. Projekt Google TV ewoluował w umysłach inżynierów zza oceanu i w końcu został zastąpiony przez Android TV - platformę o podobnym przeznaczeniu jednak odmiennej filozofii i znacznie bardziej obiecujących fundamentach (do których zalicza się system w wersji 5.0 Lollipop). Pierwsze telewizory z Android TV są już na rynku, Philips, jako pierwszy z producentów wprowadził je na rynek, a na wiosnę nastąpi ich prawdziwy wysyp.
Skąd zatem Android na testowanym telewizorze? Philips postawił na system Google’a znacznie wcześniej niż inni. W portfolio tej marki znajdziemy już wiele modeli pracujących pod kontrolą tej platformy. Nie jest to jednak jej czysta wersja, jak zdarzało się w chińskich przystawkach TV testowanych na łamach Antyweba. Producent postawił na autorskie rozwiązania i połączył w jednym miejscu swoją własną platformę Smart TV z ekosystemem Google’a, implementując Androida 4.2.2 wraz ze sklepem Play. Co z tego wynikło?
O samym telewizorze
Zanim przejdziemy do samego Androida, warto poświęcić kilka akapitów samemu telewizorowi. Należący do średniej (jeśli w ogóle tak możemy powiedzieć o cenie ~5 tys. zł) półki cenowej Philips 48PFS8109 ma przekątną 48 cali i wyświetla obraz w rozdzielczości Full HD. Zastosowanie znalazła tutaj matryca VA podświetlana diodami LED wsparta autorską technologią Philipsa - Technologia Perfect Pixel HD. Rozwiązanie to odpowiada za płynność ruchomych obiektów, ostrość treści oraz odpowiedni balans kolorów. Trzeba przyznać, że telewizor onieśmiela wręcz głęboką i nieskazitelną czernią. Wiele modeli nawet ze znacznie wyższej półki cenowej mogłoby mu tego pozazdrościć. Chyba nawet nie przesadzę, pisząc, że czerni w tym modelu niedaleko to telewizorów OLED-owych.
Po zgaszeniu światła efekt “wow!” wcale nie znika. Zastosowanie półmatowego ekranu zapobiega dokuczliwemu efektowi lustra. Złego słowa nie mogę napisać również na kąty widzenia, które były w pełni satysfakcjonujące, jak na matrycę VA.
Kolejnym atutem tego modelu jest dynamiczne podświetlenie, dzięki czemu telewizor nie zmienia wartości kontrastu i oferuje bardziej naturalny i dynamiczny obraz. Technologia ta nosi nazwę Micro Dimming Pro i dzieli ekran na 288 bloków, dobierając dla każdego odpowiednie parametry.
A skoro o podświetleniu mowa, Philips zastosował tutaj również kolejną sztandarową technologię - Ambilight PRISM, polega ona na odpowiednim ustawieniu diod LED pod kątem i odbijaniu światła od ściany za TV. Efekt jest dynamiczny i zmienia się w zależności od tego, co dzieje się aktualnie na ekranie. Wrażenia z takiego seansu są niesamowite i niewątpliwie zwalają z nóg.
Kolejne plusy to płynność ruchu, którą możemy regulować za pomocą dwóch niezależnych od siebie suwaków: Perfect Natural Motion i Clear LCD. Pierwszy odpowiada za upłynnianie ruchu, a drugi wyostrza efekt. Dzięki temu unikniemy nieprzyjemnego efektu teatru i lepiej dostosowujemy obraz do naszych preferencji.
Dobre wrażenie robi również dźwięk. Telewizor wyposażono w subwoofer oraz dwa głośniki tonów średnich i wysokich (15 W + 2 x 7,5 W). Za poprawę jakości odpowiada system DTS Sound. Efekty są zadowalające. Z telewizora wydobywa się mocny, soczysty i pieszczący uszy dźwięk, który w razie potrzeby potrafi huknąć i wstrząsnąć widzem.
Wszystko to dopełniają mniej lub bardziej przydatne dodatki. Producent zadbał o obsługę 3D, która w tym modelu odbywa się w sposób aktywny (w pudle mamy dwie pary okularów). W odchylaną klapkę pod ekranem wbudowano natomiast kamerkę pozwalającą na prowadzenie wideorozmów i sterowanie z użyciem gestów (działa to różnie…).
Last but not least - załączony do zestawu pilot to ciekawy gadżet. Producent naszpikował go technologią. Z jednej strony mamy standardowy zestaw przycisków z D-padem i innymi dobrze znanymi rozwiązaniami. Z drugiej umieszczono natomiast pełną klawiaturkę QWERTY (i dodatkowy, choć mniejszy D-pad) podzieloną na dwa bloki przycisków (między nimi znajduje się klapka na baterie). Pilot posiada również mikrofon, co pozwala na sterowanie telewizorem przy użyciu komend głosowych (na hasło “antyweb” telewizor wczytał w Chrome naszą stronę, a na “brzęczyszczykiewicz” film z Frankiem Dolasem na YouTube; niestety po wywołaniu ulicy Domaniewskiej nie pokazał wskazówek dojazdu tylko stronę domaniewska.pl). Dopełnieniem jego funkcji jest wbudowany żyroskop, dzięki któremu może on pełnić rolę myszy 3D. Tutaj zabrakło mi przede wszystkim dedykowanego przycisku wywołującego ten tryb, bo wywoływanie go w sposób płynny (po wykryciu ruchu) nie zawsze działa i wywołuje niepotrzebne frustracje. Mimo to pilot pozytywnie zaskoczył ogromnymi możliwościami.
Android, jego wady i zalety
Android jaki jest, każdy wie. W telewizorze Philipsa nie jest to jednak do końca ten Android, którego znamy ze smartfonów i tabletów. Jak wspomniałem, Philips pokusił się o zintegrowanie systemu Google ze swoją własną platformą. W rezultacie mamy tutaj dwa typy aplikacji (i zarazem dwa sklepy z nimi) - część z nich jest uruchamiana przez oprogramowanie producenta, a część przez Androida.
Przez większość czasu poruszamy się w interfejsie producenta. Jest on szczególnie widoczny na ekranie z aplikacjami czy w bardzo rozbudowanym lecz intuicyjnym menu ustawień. Nawet klawiatura ekranowa jest tutaj dostarczana przez Philipsa. Android ujawnia się przed nami w kilku sytuacjach - m.in. podczas zarządzania zainstalowanymi aplikacjami, przeglądania pamięci czy też dostosowywania ustawień prywatności czy konfigurowania konta Google. To ostatnie wykorzystamy na kilka sposobów. Najważniejszy to oczywiście dostęp do sklepu Google Play i instalowanie aplikacji, o czym szerzej za chwilę.
Telewizor pozwala nam jednak również skorzystać z takich usług jak Google Movies czy Google Music (oraz Google Play Music). Choć tutejsze ceny nie zachęcają, to oferta jest bardzo bogata. Na szczęście tuż obok mamy najpopularniejsze polskie VOD i usługi subskrypcyjne: Ipla, Kinoplex, TVN Player, Filmbox Live, VOD Onet, Gazeta.tv, WP.tv, Wybieram.tv i inne. Nie zabrakło też aplikacji YouTube i Vimeo. Jeśli natomiast chodzi o muzykę, możemy skorzystać z Deezera, Spotify i Tuby.fm. Do tego oczywiście dochodzą jeszcze wspomniane aplikacje w sklepach, co znacznie rozszerza spektrum możliwości. Jak dla mnie to w zupełności satysfakcjonujące.
Nie można też pominąć gamingowego potencjału telewizora, któremu bliżej przyjrzę się w osobnym artykule. Tutaj jedynie wspomnę, że do testowanego Philipsa podłączyliśmy dwa pady od Xboksa 360 (komunikujące się z nim bezprzewodowo przez podczepiany do portu USB odbiornik), a w launcherze domyślnie dostępna była aplikacja OnLive pozwalająca na streaming z sieci blockbusterów ze współczesnych konsol i pecetów. Oczywiście sam Google Play również miał pod tym względem sporo do zaoferowania. W sklepie znalazłem m.in. takie perełki jak The Walking Dead, Wolf Among Us, Badland czy Riptide GP2. Jest zatem przy czym spędzać czas.
Na osobną wzmiankę zasługuje przeglądarka internetowa. Testowany Philips wykorzystuje w tej roli mobilną wersję Google Chrome, a więc jeżeli korzystamy z tego programu na innych urządzeniach, możemy liczyć na synchronizację zakładek, historii otwartych kart, haseł i innych treści. To szalenie wygodne. Minusem jest jednak tutaj to, że wczytywane są mobilne wersje witryn - teoretycznie ma to poprawiać ich czytelność w sytuacji, gdy telewizor znajduje się w drugim końcu pokoju. Wolałbym jednak zamiast tego mechanizm sprawnego zoomowania, bo widok mobilnego serwisu na 48 calach wygląda po prostu śmiesznie.
Potencjał tkwiący w Androidzie na telewizorze jest bardzo duży. Pracując na dokumentach, możemy podłączyć do niego bezprzewodową klawiaturę i uruchomić na dużym ekranie pakiet QuickOffice. Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby zainstalować aplikację Microsoft Remote Desktop i płynnie przesyłać obraz z komputera na duży ekran (tu świetnie sprawdza się również samo DLNA). Poczta e-mail? W sklepie mamy kilka opcji. Trening przed telewizorem? Też się coś znajdzie. A może poranny przegląd newsów? Możliwości Philipsa z Androidem pod tym względem są naprawdę duże.
Aplikacje i wydajność
Telewizor jest napędzany przez czterordzeniowy procesor z zegarem 1,2 GHz wspierany przez 1 GB RAM-u oraz 4 GB pamięci wewnętrznej. Tej ostatniej niestety w praktyce zostaje nam zaledwie 1,7 GB, co zmusza do relatywnie szybkiego zaopatrzenia się w dodatkowy nośnik. Jego konfiguracja może stanowić wyzwanie dla nietechnicznego użytkownika, ale na szczęście wszystko objaśnia dołączona do telewizora instrukcja obsługi.
Jak to działa? Bardzo płynnie i bez jakichkolwiek opóźnień czy spowolnień. Telewizor szybko reaguje na polecenia i sprawnie sobie radzi z większością aplikacji. Wyzwanie stanowią dla niego nowsze gry z grafiką 3D. Wówczas daje się odczuć wyraźny spadek liczby klatek wyświetlanych na sekundę.
W sklepie Google Play nie znajdziemy wszystkich aplikacji. Google filtruje je pod kątem naszego urządzenia. W skrócie mówiąc jest to standardowy zestaw, który serwowany był dotąd m.in. użytkownikom Google TV i Android TV. Tym samym brakuje tutaj wielu znanych marek. Nie znalazłem m.in. oficjalnego klienta Facebooka (ten na szczęście jest wbudowany), ani Twittera. Jedynym sensownym czytnikiem RSS był gReader, a o dostępie do Filmweba w sposób inny niż przeglądarka można zapomnieć (zamiast tego mamy jednak anglojęzyczne IMDB). Wielkie nadzieje wiązałem z Flipboardem oraz Google+, ale po zainstalowaniu okazało się, że oba programy nie działają. Ogólnie jednak wybór jest ogromny: od menedżerów plików, przez odtwarzacze multimedialne i proste gry, a na notatnikach, chmurach, aplikacjach banków i Wikipedii skończywszy. Nie znajdziemy żadnego konkurencyjnego telewizora, który natywnie byłby w stanie uruchomić tyle aplikacji.
Androidowanie na dużym ekranie?
Czy to ma sens? Pod względem możliwości testowany Philips 48PFS8109 zachwyca. Producentowi udało się połączyć ze sobą dwie platformy i stworzyć użytkownikowi idealne warunki do konsumpcji treści, zabawy oraz eksperymentowania. Niemniej miejscami widać, że to jednak Android - system tworzony dla ekranów dotykowych o przekątnych 4, 5 czy 10 cali. Na 48 calach niektóre programy nie wyglądają dobrze, ale nie to sprawia najwięcej problemów. Najgorsze są sytuacje, gdy program w ogóle nie reaguje na polecenia lub się nie uruchamia, a takie przypadki nie były niestety jednostkowe.
Philips 48PFS8109 to przede wszystkim naprawdę świetny telewizor, który zachwyca jakością obrazu, wieloma dodatkami oraz przyjemną, intuicyjną obsługą. Autorskie oprogramowanie Philipsa samo w sobie jest apetycznym daniem i daje całkiem sporo możliwości i zapewnia dostęp do licznych usług multimedialnych. Android wydaje się być tutaj deserem - dla jednych smacznym i pożądanym, a dla innych zbyt słodkim i mdlącym. Nie ulega jednak wątpliwości, że skala, z jaką rozszerza on podstawowe możliwości tego telewizora robi ogromne wrażenie.
—
Powyższy tekst jest testem komercyjnym, zlecający nie miał jednak ani wglądu ani wpływu na kształt powyższego tekstu. Zawarta opinia i podsumowanie to subiektywne odczucia autora.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu