Jakiś czas temu zastanawiałem się, jak na zmiany w branży motoryzacyjnej wpłynie spadek cen ropy. Może taniejące czarne złoto nie zadziała na ten bizn...
Ropa vs wodór vs energia elektryczna - branża motoryzacyjna szuka paliwa XXI wieku
Jakiś czas temu zastanawiałem się, jak na zmiany w branży motoryzacyjnej wpłynie spadek cen ropy. Może taniejące czarne złoto nie zadziała na ten biznes, a może doprowadzi do zahamowania prac nad nowymi rozwiązaniami (raczej wykluczam, że je przyspieszy) - ruletka, nad którą głowią się teraz specjaliści w wielu firmach. W gronie tym znajdziemy pracowników Toyoty i Tesli.
Wspominałem już w jednym z wpisów, że impreza CES w niektórych miejscach przypominała targi motoryzacyjne, można było zobaczyć mnóstwo pojazdów różnego typu. Po raz pierwszy widziałem na żywo Teslę (Model X), miałem okazję przyjrzeć się z bliska samochodowi Mirai od Toyoty. I wielu innym, ale teraz interesują mnie wspomniane dwie firmy. Obie w kontekście taniejącej ropy, ewentualnego wydłużenia w czasie tego zjawiska oraz jego wpływu na tempo forsowanych zmian.
Podczas pokazu Toyoty Mirai niejednokrotnie padło hasło: rozwiązanie XXI wieku. To do wodoru ma należeć motoryzacja w naszym stuleciu. Japońska firma nawet uwolniła kilka tysięcy swoich patentów, by zachęcić innych do działania. Projekt wygląda nieźle, zdaniem wielu osób nawet zbyt pięknie, żeby być realnym w realizacji. W gronie krytyków i niedowiarków znajdziemy Elona Muska. Trudno się temu dziwić - Toyota uznaje samochody elektryczne za stan przejściowy (klasyczne elektryczne - Mirai to też w jakimś stopniu pojazd elektryczny), Musk za zwieńczenie łańcucha ewolucyjnego. Te wizje trudno pogodzić, przyznanie, że rację, chociażby w niewielkim stopniu, ma druga firma, to kręcenie na siebie sznura.
W Las Vegas Japończycy przekonywali, że samochody z napędem wodorowym nie są odległą przyszłością, a w Detroit podczas tamtejszych targów motoryzacyjnych, Musk zapewniał, że Tesla rozwija się dobrze: samochody sprzedają się w ponad 30 krajach, w roku ubiegłym było to kilkadziesiąt tysięcy sztuk, ale za dekadę będzie już kilka milionów samochodów rocznie. Pod koniec tego dziesięciolecia firma zacznie przynosić zyski, uda się stworzyć pojazdy w dobrej cenie (dobrej nie oznacza niskiej - trzeba mieć na uwadze, że nie mówimy o samochodach dla mas), spadnie cena baterii. To jest ważne.
Musk musiał wspomnieć o kosztach baterii, użytkowania samochodu, bo to staje się kwestią równie ważną, co wartość samochodu. Przy taniej ropie może się okazać, że inwestowanie w pojazd elektryczny to spory wydatek na wstępie i w trakcie kilku-kilkunastu lat eksploatacji. Jasne, że trudno określić, jak będą wyglądały ceny ropy w przyszłej dekadzie, ale nie można jednoznacznie stwierdzić, iż tankowanie na stacjach będzie znacznie droższe od ładowania baterii w garażu czy na specjalnym parkingu. Dla Tesli ewentualne zawirowania na rynku paliw trwające kilka lat mogą być sporym problemem, bo wiecznie do biznesu dokładać nie można.
Pod koniec ubiegłego roku zastanawiałem się, jak potoczą się losy tego rynku w przyszłości, teraz pytanie wydaje się jeszcze ciekawsze. Konkurujących ze sobą rozwiązań przybywa, poszerza się także grono firm, które są skłonne eksperymentować. Może się oczywiście skończyć tak, że rynek po prostu podzieli się na kilka segmentów i ludzie będą mogli wybierać - taki scenariusz wydaje się nawet całkiem prawdopodobny. Ale pewności mieć nie można - samochody elektryczne produkowano już sto lat temu, a jednak nie zdołały one zagrzać miejsca w branży. Zdecydowanie wygrała ropa. Ciekawe, jak będzie teraz?
PS Nie zapominajmy o gazie ;)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu