Kiedy tylko na świecie wydarzy się coś ważnego, przez Facebooka i Twittera przechodzi fala powielanych bezmyślnie informacji. Nie mówię tu o fake newsach. Ale kiedy w przeciągu 30 minut widzę 20 linków na ten sam temat, klikam „wyloguj” i czekam 2-3 dni aż sprawa ucichnie.
W social media wszyscy bezrefleksyjnie przeklejają te same informacje. Gdzie tu miejsce na indywidualizm?
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Temat nie jest nowy - nagle Facebook i Twitter nie stanęły na głowie i nie zaczęły działać w inny niż dotychczas sposób. Choć tak naprawdę tym razem nie mam im nic do zarzucenia, chodzi bowiem o ludzi używających obu platform. Naprawdę - jakaś wiadomość powielona dziesiątki razy zyska na wiarygodności?
Doskonały przykładem potwierdzających moją tezę była wczorajsza informacja o śmierci Stephena Hawkinga. O tym smutnym wydarzeniu napisały wszystkie media, niezależnie od tego czy miały cokolwiek wspólnego z nauką czy nie. Rzeczony wpis widziałem nawet na Pudelku, wisząc sobie pomiędzy informacją o tym, że blogerka Maffashion wygina się w stroju żyrafy, pies-celebryta wygląda jak Jake Gyllenhaal, a Marina jest polską Kylie Jenner i też ukrywa ciążę. Rozumiem, że piszą o tym strony choć minimalnie poruszające temat nauki czy samego kosmosu. Ale dobra - nie dziwię się i Pudelkowi - kliki to kliki, nawet gdy temat nie pasuje do serwisu, nie jestem naiwny i wiem jak to działa.
To, co jednak działo się na Facebooku i Twitterze to przegięcie
Rozumiem kiedy ktoś z dużymi zasięgami (duże zasięgi na Twitterze, hahaha) wstał wcześnie rano, znalazł gdzieś informację o śmierci Hawkinga na zagranicznym serwisie, był szybszy niż polskie media. Wtedy to ma sens. Kiedy jednak informacja jest już nawet na blogach o ogrodnictwie, zalewanie nią swoich tablic na FB i feedu na Twitterze nie ma najmniejszego sensu. No chyba że chce wkurzyć obserwujących, wtedy gratuluję - udało się.
Ja wiem, że to w dużej mierze przytyk do osób, które obserwuję, ale przglądałem też zupełnie obce profile i schemat był ten sam. Link do serwisu x, krótki komentarz o tym, jak to komuś jest smutno. Lub - link do serwisu x i błyskotliwe, choć przecież powielony opis, że dziś dzień liczby Pi i urodziny Einsteina. To przecież takie niesamowite zrządzenie losu, prawdziwy znak, trzeba się nim podzielić na social media.
Coraz mniej wartościowych treści na Twitterze i Facebooku
Algorytmy Facebooka się zmieniły. Serwis ma stawiać przede wszystkim na relacje. A, przepraszam, Facebook miał stawiać przede wszystkim na relacje, tymczasem przez ostatnie dwa tygodnie wyciszałem prawie każdą grupę, do której należę. Dlaczego? Otóż mój feed był tak zawalony postami z grup, że nie dało się dotrzeć do czegokolwiek innego. Fantastyczna zmiana, Marku - brawo!
Wracając jednak do ciągle powielanych na serwisach społecznościowych treści. Nie wiem jak Wy, ale ja takie echa wyciszam lub usuwam z grona znajomych. Cały czas żyję w chyba trochę mylnym przeświadczeniu, że bierna konsumpcja treści na obu serwisach ma mi zastąpić RSS-y. I kiedyś tak faktycznie było, dziś ciekawe treści zwyczajnie do mnie nie docierają. Jakby algorytmy obu usług starały się wypychać do przodu najbardziej popularne wpisy, mimo tego że jeden powiela drugi - a często ma dokładnie ten sam link.
Poprawcie mnie jeśli wychodzę z błędnego założenia - wrzucam na Facebooka link do świetnej moim zdaniem płyty, teledysku czy filmu na YT, które mogą kogoś zainteresować. Nie robię tego jeśli znajomi zrobili już to wcześniej, bo i po co? Pod takimi postami pojawiają się komentarze "dobre, nie znałem, dzięki - sprawdzę całość" i wtedy wiem, że to ma jakiś sens. Nie wkleiłem linka z informacją o śmierci Hawkinga, co po i co? Co niby bym nim wniósł do serwisu czy na tablice znajomych? Że jestem w miarę ogarnięty w sieci i zrobiłem to szybko? Czy może nagle zobaczyliby we mnie pasjonata grawitacji kwantowej i czarnych dziur? W końcu wiem kim był Stephen William Hawking, a to przecież ktoś ważniejszy dla świata niż Trybson z Warsaw Shore. Oczyma wyobraźni widzę jak wszyscy czytali publikacje fizyka do poduszki, tak musiało przecież być skoro czuli wewnętrzną potrzebę by w social media napisać o jego śmierci.
Nie odkryję Ameryki, FB i TT to śmietnik, a skonfigurowanie obu usług tak, by niosły ze sobą jakąś wartość może nie tyle graniczy z cudem, co wymaga dużo czasu i cierpliwości. Czy warto? Na to pytanie musicie już odpowiedzieć sobie sami - ja coraz częściej myślę o pożegnaniu się z obiema usługami na dobre.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu