Często zdarza się, że dla danego produktu, obok oficjalnych uaktualnień oprogramowania udostępnianych przez producenta, jest dostępne oprogramowanie a...
Modyfikacje firmowego oprogramowania (firmware) - jesteście za, czy przeciw?
Często zdarza się, że dla danego produktu, obok oficjalnych uaktualnień oprogramowania udostępnianych przez producenta, jest dostępne oprogramowanie alternatywne, stworzone przez grupkę zapaleńców, które całkowicie zmienia właściwości urządzenia, dodaje nowe funkcje, modyfikuje interfejs. Zwykle nie modyfikuje oryginalnego oprogramowania, ale właśnie takie działanie pozwoliło mi odkryć swój przenośny odtwarzacz MP3 zupełnie na nowo. Planowałem kupić inny, jednak Rockbox spowodował, że zostanę z tym co mam i jestem bardzo zadowolony.
W czasach telefonów komórkowych z Androidem na pokładzie, wgrywanie nieoficjalnego programowania stało się czymś dość powszechnym. Telefon to w zasadzie mały komputer i pozwala uruchomić każdy system operacyjny dostosowany do jego architektury, tak więc tego rodzaju możliwość raczej nie dziwi. Czasami jednak możemy zmienić oprogramowanie w bardzo małym i niepozornym urządzeniu o określonym przeznaczeniu, które normalnie nie zaklasyfikujemy na pierwszy rzut oka jako zdolne do uruchomienia niezależnego oprogramowania.
Jednym z takich przykładów są aparaty kompaktowe marki Canon z serii PowerShot oraz oprogramowanie CHDK. Wgranie tego oprogramowania na kartę pamięci aparatu, powoduje odblokowanie dodatkowych funkcji, takich jak: możliwość zapisu zdjęć w formie surowej - RAW, wydłużenie czasu otwarcia migawki i skrócenie go do wartości wcześniej nieosiągalnych (do 64 sekund i 1/10000 sekundy), włączenie detekcji ruchu oraz możliwości sterowania aparatem przez kabel USB, możliwość nagrywania dłuższych filmów (zniesienie limitów), a nawet uruchomienie w aparacie prostych gier:).
Innym przykładem jest Magic Lantern, oprogramowanie dodaje funkcje wideo w lustrzankach, które wcześniej dostępne były tylko w profesjonalnych kamerach kosztujących setki tysięcy dolarów. Jest to tak złożony temat, że nie chce poświęcać mu więcej miejsca, ale polecam wszystkim, którzy kręcą wideo swoimi lustrzankami.
Na koniec wymienię jeszcze DD-WRT i Tomato, alternatywne oprogramowanie dla routerów, które pozwala w znaczący sposób zwiększyć kontrolę i dodać nowe funkcje do tego rodzaju urządzeń. Jest zapewne pełno rożnego hardware, który w podobny sposób daje się modyfikować, a ja zwyczajnie o tym nigdy nie słyszałem, tutaj otwiera się pole do popisu dla czytelników w komentarzach :)
Osobiście staram się bez potrzeby nie grzebać w firmowym oprogramowaniu. Kupuje określony produkt, za który producent wziął odpowiedzialność i chcę aby tak zostało. Czasem mam świadomość sztucznych blokad funkcji, które dostępne są w wyższych modelach, ale rzadko zdarza się, abym ich faktycznie potrzebował, jeśli model, którego używam ich nie posiada. Innymi słowy, mam świadomość możliwości modyfikacji, ale zwykle po nią nie sięgam, tak jak nie skorzystałem z jailbrake na swoim iPadzie.
Ostatnio jednak sytuacja zmusiła mnie do zmiany podejścia. Ponad pół roku temu pisałem na Antyweb o tym, że wciąż potrzebne są małe odtwarzacze MP3, które nie konkurują z smartfonami wielkością ekranu czy dostępnymi funkcjami. Muzyki często słucham uprawiając sport, jeżdżąc na rowerze, a wtedy liczy się mały rozmiar i waga, oraz niewielka podatność na uszkodzenia. Dodatkowo czasem trzeba się liczyć ze stratą urządzenia w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Dlatego zdecydowałem się na zakup Sandisk Sansa Clip+, małego i bardzo prostego odtwarzacza.
Zdawałem sobie sprawę, że nie mam do czynienia z zaawansowanym sprzętem i nie spodziewałem się zbyt wiele, potrzebowałem jedynie najprostszych funkcji, ale okazało się z czasem, że Cpli+ mnie zawiódł. Właśnie te najprostsze funkcje nie działały tak jakbym sobie tego życzył. Player wyłączał się z powodu rozładowania baterii, kiedy wskaźnik pokazywał jeszcze przynajmniej 1/3 naładowania, co powinno przekładać się na przynajmniej 4 godziny słuchania muzyki. W efekcie wielokrotnie odtwarzacz rozładował się wtedy, kiedy był mi bardzo potrzebny. Tego rodzaju zaskoczenie jest naprawdę niemiłe. Domyślnie nie wyświetla się również album, jedynie wykonawca i tytuł utworu. Ilekroć chciałem sprawdzić z którego albumu leci aktualna piosenka, musiałem przebijać się przez dodatkowe menu. Czarę goryczy przelał zegarek, który owszem ustawiamy, ale nie wiem po co, bo zwyczajnie nie można go wyświetlić, co potwierdza nawet FAQ na stronie Sandiska. Najwidoczniej potrzebny jest do jakiś funkcji systemowych - zegarek, który jest ale go nie ma.
Zdecydowałem się wgrać oprogramowanie zastępcze - Rockbox i jestem bardzo zaskoczony ile udało się wykrzesać z tego małego odtwarzacza. Ilość ustawień i funkcji powala i nawet nie podejmuje się ich wszystkich posiać (zajmują kilkadziesiąt stron instrukcji w PDF), wymienię tylko najważniejsze zmiany na plus. Przede wszystkim, moje problemy zostały rozwiązane. Stan naładowania baterii jest określany bardzo precyzyjnie - w procentach i nie mija się z rzeczywistością. Wyświetlają się wszystkie informacje na temat utworu, a nawet zapowiadany jest kolejny, zanim jeszcze zacznie grać. Jakby tego było mało, można wgrać własne motywy, określające jak ma wyglądać ekran w trakcie odtwarzania. Dostępnych jest kilkadziesiąt wzorów. Jeśli natomiast chodzi o zegarek, to nie tylko mogę go zobaczyć w menu, czy wyświetlić an pełnym ekranie, a nawet w formie binarnej, ale mam również dostęp do budzika jak i kalendarza.
To dopiero wierzchołek góry lodowej nowych możliwości. W Rockbox jest dosłownie wszystko. Steki ustawień i preferencji. A co najlepsze, odtwarzacz włącza się mniej więcej cztery razy szybciej niż na oryginalnym oprogramowaniu. Są pogramy, takie jak kalkulator, zegar szachowy, metronom, jest kilkanaście gier, w tym kilka karcianych, wąż a nawet, jako całkowita ciekawostka, jest Doom, który w modelu z kolorowym wyświetlaczem (Clip Zip) wygląda tak:
Rockbox to raj dla geeków. Można modyfikować dosłownie wszystko, jak nie przez ustawienia, to przy pomocy plików konfiguracyjnych. Trzeba przyznać, że jego obsługa w pierwszej chwili wymaga oswojenia się z nowymi funkcjami przypisanymi klawiszom. Ilość rozmaitych menu, może przytłoczyć, a miejscami z punktu widzenia użyteczności, RockBox to prawdziwy koszmarek, jednak to wszystko nie zmienia faktu, że jeśli nawet ktoś nie potrzebuje tych wszystkich funkcji, to swoim podstawowym zakresie odtwarzacz niesamowicie zyskał. Samo szybsze uruchamianie jest bardzo wygodne, dlatego jedyne czego żałuję to, że dopiero teraz zdecydowałem się dokonać tej modyfikacji. Całkowicie przeszła mi ochota na pozbycie się Clipa+ i zastąpienia go innym odtwarzaczem.
Teraz czas na pytanie do czytelników Antyweb. Czy często zdarza się wam wgrywać nieoficjalne oprogramowanie w celu odblokowania nowych funkcji? Czy lubicie to robić, czy traktujecie to raczej jako zło konieczne, wymuszone sztucznymi ograniczeniami producenta? Czy obawiacie się ewentualnych konsekwencji, w postaci uszkodzenia urządzenia, utraty gwarancji?
Ja podsumuję, że generalnie nie przepadam za tym procesem i staram się go unikać, są jednak sytuacje, w których zysk jest naprawdę bardzo duży, na tyle duży, że w zasadzie bez modyfikacji nie chcę dalej używać danego urządzenia i wtedy zaczynam eksperymentować. Przykład z Clipem+ udowodnił mi, że warto.
Źródła grafik patrząc od góry: [1], [2], [3], [4], [5], [6].
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu