Grzegorz pisał kilka dni temu o rewolucji medialnej, której, jego zdaniem, jesteśmy teraz świadkami. W ramach przykładów przywołał materiały na temat ...
Ilu kandydatów zaprosił Jakóbiak, czyli o zdrajcach i prawdziwych Polakach
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Grzegorz pisał kilka dni temu o rewolucji medialnej, której, jego zdaniem, jesteśmy teraz świadkami. W ramach przykładów przywołał materiały na temat Japonii przygotowane przez jutubera i telewizję oraz internetowy program 20m2, w którym Łukasz Jakóbiak gościł prezydenta Bronisława Komorowskiego. Szczególnie interesujący jest ten drugi wątek, ponieważ jego kontynuacja pokazała, że w Internecie szybko można stać się wrogiem, zdrajcą, pieszczochem władzy, sprzedawczykiem...
Nie znam zbyt dobrze programu 20m2. Kojarzę autora, wiem mniej więcej, jaka jest formuła serii, ale jej nie śledzę - widziałem pół odcinka, by sprawdzić, z czym to się je. Materiału z urzędującym/kandydującym prezydentem też nie oglądałem, ale czytając tekst Grzegorza przeszło mi przez myśl, że za chwilę zacznie się jakaś grubsza afera z dochodzeniem kto to ustawiał, dlaczego takie a nie inne pytania, za ile Jakóbiak się sprzedał itd. Znając niepokornych Polaków i ich zdolności podejrzewałem nawet, że będzie grzebanie w drzewie genealogicznym autora popularnego programu internetowego. No i doczekałem się.
Zauważyłem dzisiaj na Facebooku przekazywaną dalej wypowiedź Łukasza Jakóbiaka dotyczącą kandydatów zaproszonych do swojego programu. Napisał, że zaprosił ich wielu, a odpowiedział jeden (urzędujący prezydent). Ta deklaracja spotkała się z odpowiedziami sztabów wyborczych, które po kolei stwierdzały, że zaproszeń nie otrzymały. Zastanawiałem się, czy Jakóbiak nie ma wyobraźni i napisał to sądząc, iż informacja nie zostanie sprawdzona, nie doczeka się odzewu. O ile oczywiście rację mają sztaby zarzucając mu kłam. Czyżby stary internetowy wyjadacz ukręcił na siebie bicz w tak idiotyczny sposób?
Podczas, gdy ja czekałem na stanowisko autora, niepokorni z prawa, lewa, góry i dołu zaczęli już układać stos. Działo się, na profilach Jakóbiaka, oj działo się. Niektórzy pisali, że wstyd, że tak nie można, że trzeba być obiektywnym, drudzy ostrzegali, by nie wchodzić na pole polityki, bo to się może źle skończyć, inni... Inni nie przebierali w słowach. Posypało się sporo obelg, natychmiast pojawiły się wątki agenturalne, posądzenie o chęć wejścia na salony na smyczy "obozu władzy", musiała oczywiście paść nazwa TVN. Pisząc krótko: stos zapłonął.
Czytałem to (sam nie wiem w jakim celu) i nadal czekałem na odpowiedź Łukasza Jakóbiaka. Ta w końcu się pojawiła i okazało się, że zaproszenia otrzymali jeszcze państwo Duda i Ogórek, sztab pana Kukiza zgłosił się sam. Koniec afery i przeprosiny? Nie, nie w tej rzeczywistości. Z jednej strony, trzeba napisać, że autor przesadził pisząc "wielu", jeśli zaproszenie trafiło do trzech kandydatów. Mógł napisać "kilku" i nie byłoby tematu. Ale z drugiej strony... nie mam pewności, czy to ukróciłoby aferę na Facebooku. Przecież nadal ludzie mogliby pytać, dlaczego autor do swojego talk show nie zaprosił poważnych kandydatów, których wyniki w sondażach należy rozpatrywać w kategoriach błędu statystycznego. Czy to nie zakrawa przypadkiem na zdradę? No właśnie...
Autorowi 20m2 gratuluję tego, czego nie udało się nawet dużym stacjom telewizyjnym - ściągnął do siebie głowę państwa, pokazał, że można inaczej. To ważne, nawet jeśli dzieje się w trakcie kampanii wyborczej. Zastanawiam się jednak, czy był gotów na falę niechęci i pomyj, jakie w takich sytuacjach przygotowują niektórzy rodacy? Po kilku (a może wielu?) latach w tym biznesie ma pewnie mocną skórę i na ataki tego typu jest odporny. Chociaż z drugiej strony, o zdradę kraju i współpracę z agentami nie oskarża się człowieka, gdy zaprosi do programu wschodzącą gwiazdkę pop. Chyba, że jej przodek był oficerem SB.
Przykra lekcja dla Jakóbiaka oraz innych osób tworzących w Sieci i komunikujących się ze społecznością - trzeba być przygotowanym na naprawdę mocny atak, który może nastąpić w każdej chwili. Czasem wystarczy jedno słowo i natychmiast zacznie się roić od ludzi, którzy wiedzą lepiej i udowodnia ci, że jesteś nikim. Albo, że jesteś pieszczochem władzy, jak to miało miejsce w tym przypadku. Nawet, jeśli potem dowiedziesz, że to oni są w błędzie, to niewiele osób przeprosi i przyzna się do winy - w tym czasie będą już zajęci tropieniem innego zdrajcy/nieudacznika/złodzieja/agenta.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu