Jak pewnie niektórzy z Was czytali, od niedawna jestem świeżutkim konsolowcem i spędzam wieczory oraz weekendy z Xboksem One. Jednym z podstawowych ar...
Jak pewnie niektórzy z Was czytali, od niedawna jestem świeżutkim konsolowcem i spędzam wieczory oraz weekendy z Xboksem One. Jednym z podstawowych argumentów przemawiających za zakupem konsoli była możliwość grania z partnerką. Z tego też powodu zdecydowałem się na zestaw z Kinectem i od razu kupiłem drugiego pada. Sęk w tym, że z tego ostatniego korzystam rzadziej niż bym chciał.
Pewnie powiecie, że marudzę, ale nie było dla mnie nic bardziej rozczarowującego niż słowa "Tak obiecywałeś, że będziemy grać razem, a nie ma właściwie żadnych gier dla dwóch graczy". Nie jest to oczywiście do końca prawda, bo wystarczy wziąć pierwszą lepszą produkcję EA Sports, albo bijatykę. To jednak lepiej nadaje się na sobotni wieczór z kolegami przy piwie (jasne, są wyjątki od tej reguły). Zresztą do tego nie potrzebuję konsoli, bo równie dobrze można użyć wersji PC.
Odnoszę dziwne wrażenie, że tych gier jest coraz mniej. Owszem, mamy tryb co-op, ale coraz częściej działa on w oparciu o internet. Dwóch graczy, dwie konsole i dwie kopie gry oczywiście. Czysty biznes. Jaką korzyść ma natomiast deweloper z wydania tytułu z lokalnym trybem multiplayer? Poruszałem już podobny wątek kilka miesięcy temu w kontekście trybu LAN, który producenci bez skrupułów zamordowali znacząco ograniczając graczom wspólną zabawę.
Na konsolach zaczyna to wyglądać podobnie. Teraz w modzie jest sandbox, otwarty świat i gra w sieci. Znajomych możemy zaprzęgnąć do gry, co najwyżej klikając w ich awatary. Wyścigi z trybem split screen? Ostatnie pojawiły się rok temu i już wówczas nie porywały (Forza 5). Platformówka z co-opem? Widzę dwie: Rayman Legends i Chariot, z czego ten drugi to dość specyficzny tytuł z gatunku indie, który średnio porywa. RPG? Tutaj sytuację ratuje Diablo III, w które faktycznie gra się z przyjemnością. Wybór jest naprawdę mocno ograniczony.
Na tym tle pozytywnie wyróżnia się seria LEGO, gdzie wszystkie gry są tworzone w taki sposób, by możliwa była zabawa na dwa pady. Nie ukrywajmy jednak, że to raczej tytuły tworzone przede wszystkim z myślą o młodszych. A gdzie jakiekolwiek slashery, epickie historie, które można przeżywać we dwójkę, dynamiczne zręcznościówki, gdzie współpraca odgrywa kluczową rolę w przetrwaniu? Pamiętam jeszcze Resident Evil 5, gdzie można było grać na podzielonym ekranie i dawało to niesamowitą satysfakcję oraz frajdę. Dlaczego takich gier już się nie robi?
Tak, marudzę. Ale zaczynam odnosić wrażenie, że konsolą, która daje najwięcej możliwości wspólnej zabawy i najmocniej wspiera lokalny multiplayer jest Nintento Wii U. Tam tryb dla wielu graczy jest wręcz jednym z atutów i producent niejednokrotnie podkreśla jego obecność w większości gier w spotach reklamowych i nie tylko. Podzielony ekran w Mario Kart to już wręcz legenda, a to tylko jeden z wielu takich tytułów.
Muszę zaznaczyć, że mój punkt widzenia jest dość specyficzny. Xbox One to moja pierwsza konsola od... 1997 roku, kiedy to rozgrzewałem do czerwoności Segę Mega Drive (lub Genesis - jak kto woli). Wówczas właściwie każda dyskietka zawierała grę z trybem dwa dwóch graczy. Kolejne generacje konsol zatem nie przyzwyczaiły mnie do zmiany tego stanu rzeczy, bo mój kontakt z nimi był bardzo ograniczony. Tym samym nie ukrywam, że jestem trochę rozczarowany, bo w gruncie rzeczy liczba gier z lokalnym multiplayerem nie odbiega od tej, którą znajdziemy nas pecetach.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu