Targi CES to miejsce zarówno dla potentatów z działki IT (ale nie tylko IT - swoje produkty prezentowały tam np. koncerny motoryzacyjne), jak i dla mn...
Targi CES to miejsce zarówno dla potentatów z działki IT (ale nie tylko IT - swoje produkty prezentowały tam np. koncerny motoryzacyjne), jak i dla mniejszych graczy oraz młodych przedsiębiorców, startuperów rozpoczynających przygodę z biznesem. Organizator przygotował miejsce dla "świeżych" firm szukających rozgłosu i sponsorów: w Sands Expo urządzono Eureka Park, w którym ulokowano kilkaset startupów.
Pisałem już w jednym z tekstów, że na targach można się wyróżnić rozmiarem stoiska, ale do tego potrzebne są duże pieniądze. W Eureka Park nie funkcjonował bonus rozmiaru - wszyscy dysponowali podobną powierzchnią. Musieli zatem znaleźć sposób na to, by skupić na sobie wzrok tłumu i ściągnąć do siebie zwiedzających. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej, byli i tacy, którzy ponieśli totalną klęskę. Firmy musiały się postarać, by ludzie wybrali właśnie ich spośród setek innych boksów: jeśli zwiedzających nie przyzywał produkt (lub projekt), to robiła to nakręcona obsługa, nierzadko sam pomysłodawca przedsięwzięcia. Oczywiście magnesem jest m.in. rozdawanie gadżetów, o którym już wspominałem w innym wpisie.
Na tle tych aktywnych przedsiębiorców doskonale było widać ludzi, którzy chyba nie do końca wiedzą po co znaleźli się w Vegas. Siedzieli za stolikami i patrzyli na przepływający tłum zwiedzających. I niewiele osób pytało, co przywieźli, bo uwagę absorbował już ktoś aktywny. Ktoś, komu zależało. Napiszę wprost, że nie rozumiem, po co taka firma pojawia się na targach. Nie rozumiem, ale nie jestem młodym przedsiębiorcą - może oni wiedzą lepiej. Efekt był jednak taki, że ulotki czy wizytówki (o ile były) nie znikały z ich stolików, tłum nie robił zdjęć czy filmów. Nie podchodzono i nie pytano, bo każdemu szkoda na to czasu - obok znajduje się kilkunastu startuperów, którzy walczą o pięć minut i z czystej grzeczności lepiej im poświęcić chwilę.
Co można było znaleźć na tych stoiskach? Nie będzie przesadą stwierdzenie, że wszystko. Od urządzeń, przez oprogramowanie po usługi. A to smart podeszwa, a to mydło do sprzętu elektronicznego czy giętkie baterie. Tu panele słoneczne, tam mała kuchenka turystyczna umożliwiająca ładowanie smartfonu. Są walizka, kołyska, roboty, smartwatche, sprzęt do fitness, skanowanie twarzy... To właściwie CES w pigułce - znajdziecie tam produkty w przeróżny sposób związane ze światem nowych technologii. Jedne pomysły są innowacyjne i robią wrażenie, inne to raczej rzemieślnicza praca, która nie jest nastawiona na wywołanie rewolucji w branży.
Warto podkreślić, że biznesy różniły się etapem zaawansowania prac. Jedni mieli gotowy produkt, inni prototyp, jeszcze inni plan. I to mniej lub bardziej klarowny, opisany. W gronie firm z Eureka Park można było znaleźć projekty znane już z branżowych mediów, pojawiały się tabliczki informujące, że ten pomysł otrzymał wsparcie z serwisu crowdfundingowego i cieszył się sporym zainteresowaniem darczyńców. Jedni informowali przy okazji, że nadal szukają wsparcia finansowego, inwestora, innych bardziej interesował kontakt z mediami. Na widok identyfikatora z napisem Press szybko reagowali i dostarczali materiały, obiecywali, że wyślą więcej mailem, prezentowali, jak coś działa, chcieli być zapamiętani. Dodam przy tym, że niektórym firmom na CES w ogóle nie zależy na kontakcie z mediami - przyjechali do Las Vegas, by spotkać się z partnerami biznesowymi (obecnymi i potencjalnymi) i nie potrzebują rozgłosu. Ludzi z prasy zbywają, informują, że to ich raczej nie zainteresuje. Nie jest zatem tak, że media są świętą krową, wokół której wszyscy podskakują i proszą o uwagę.
Jestem ciekaw, ile startupów wystawiających się w Eureka Park przetrwa próbę czasu, które zamienią się w duże biznesy i kiedy. Warto byłoby za pięć lat wziąć listę i sprawdzić, jak potoczyły się ich losy, jak targi wpłynęły na rozwój przedsiębiorstw. Zakładam, że niektórym nie dadzą nic. Po prostu zero, a może i zaszkodzą, bo to przecież dodatkowe koszty. Widziałem jednak, że część firm i firemek świetnie wykorzystywała miejsce, w którym się znalazły oraz czas, jaki im poświęcono. To nie oznacza, iż odniosą sukces, ale z pewnością wykonały ważny krok w jego kierunku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu