Włączony moduł GPS nie jest wymagany do tego, aby móc efektywnie śledzić położenie użytkownika. Dla niektórych czytelników Antyweba nie jest to szczególna nowość, ale w przypadku metody opracowanej przez badaczy z Princeton jest to zjawisko jeszcze bardziej przerażające, bo bazuje na wyspecjalizowanych algorytmach i innych sensorach w urządzeniu. To zaś powinno skłonić nas do głębszej refleksji nad naszą prywatnością, a ostateczną konkluzją - przekonanie o tym, że wspomniana prywatność to tylko mrzonka.
Aplikacje mogą Cię śledzić nawet, gdy GPS jest wyłączony. Oto jak
Ale nikt przecież przy zdrowych zmysłach nie wyrzuci z tego powodu swojego smartfona, prawda? Smutnym faktem jest to, że jako cywilizacja jesteśmy wręcz zależni od zdobyczy nowych technologii i niestety, ale niechęć do nich skutkuje jedynie pogłębiającym się wykluczeniem. Co za tym idzie, tylko pozornie mamy wybór w kwestii ochrony swojej prywatności.
Wróćmy jednak do badań przeprowadzonych przez pracowników Uniwersytetu w Princeton. Na potrzeby udowodnienia możliwości śledzenia użytkownika bez wykorzystania modułu GPS stworzyli oni aplikację PinMe, którą zainstalowano na trzech urządzeniach: Samsungu Galaxy S4, iPhone'ie 6 oraz nowszym modelu - 6S. Sam program nie miał żadnego waloru praktycznego - miał on jednak za zadanie prezentować możliwości lokalizowania urządzenia bez udziału wyżej wspomnianego modułu. W prostym interfejsie zaznaczane były wyliczone przez PinMe trasy. W jaki sposób aplikacja była w stanie odtworzyć trasy, po których poruszał się użytkownik aplikacji? Tutaj zaczyna się cała zabawa.
To, w jaki sposób PinMe oceniało trasy użytkowników zasługuje na szczególną uwagę. GPS wcale nie był aplikacji potrzebny
Zapewne dobrze wiecie o tym, że w smartfonach obecne są przeróżne czujniki - w przypadku tego badania skupiono się na wskazaniach żyroskopu, akcelerometru oraz czujnika wysokości. Jednak takie dane byłyby bardzo niedokładne oraz niepełne, gdyby nie wykorzystano również informacji o adresie IP urządzenia oraz połączeniach WiFi. Oznacza to zatem, że PinMe miał dostęp do danych dotyczących sieci bezprzewodowych, z jakimi telefony łączyły się w trakcie działania programu, a także na temat pobliskiego BTS-a, w ramach którego realizowano połączenie komórkowe. Wszystkie zgromadzone informacje następnie poddawano pracy specjalnie wytrenowanego algorytmu, który generował trasy, po których poruszał się użytkownik z całkiem sporą dokładnością. Mało tego, był on w stanie rozpoznawać to, w jaki sposób podróżuje osoba korzystająca z telefonu (np. z pomocą auta, pociągu, czy nawet samolotu).
Ale to nie wszystko. W dalszej części badań wykorzystano jeszcze inne sensory. PinMe bazowało także na czujnikach temperatury, poziomu wilgoci oraz ciśnienia atmosferycznego. Następnie, porównywano tak pozyskane dane z tym, co przedstawiała otwarta platforma The Weather Channel - na tej podstawie uzyskiwano jeszcze precyzyjniejsze wyniki analiz.
Badacze uważają, że można to wykorzystać nie tylko do tych "złych" rzeczy
Jak wskazują osoby odpowiedzialne za badanie, tego typu działanie można z powodzeniem wykorzystać w czymś w rodzaju "backupu" dla GPS. W razie awarii globalnego systemu lokalizacji, kombinacja danych z sensorów mogłaby zastąpić powszechnie wykorzystywany standard. Niemniej, wykazana możliwość skłania raczej nas do tego, abyśmy upatrywali w tym zagrożenie.
Warto dodać, że PinMe idealny nie jest. Po pierwsze, nie radzi sobie w sytuacji, gdy użytkownik korzysta z Tora. Wtedy dane mogą być niezwykle niedokładne. Podobnie dzieje się ze specyficznymi siatkami ulic - na Manhattanie m. in. były problemy z ustaleniem dokładnej lokalizacji.
Recepta badaczy na tą niedogodność? Warto by producenci oprogramowania mobilnego poznali ten problem i zaoferowali swoim użytkownikom przełącznik w ustawieniach, który pozwalałby na wyłączenie wszystkich sensorów, które mogą posłużyć do ustalenia jego lokalizacji. Wyłączenie modułu GPS już może nie wystarczyć.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu