Najlepszą obroną jest atak - takie motto wisi chyba w pokoju dyrektora PR, który tak oto komentuje chyba jedną z większych wpadek informatycznych bank...
To pomysłowość internautów - trzeba było przecież specjalnie wstukać określony adres. Można było oczywiście wymyślić bardziej skomplikowany. Ale musi być jakieś miejsce na serwerze, gdzie fizycznie przechowywane są takie dane.
Można wyśmiewać się z tego krótkiego tekstu i niewiedzy mówiącego. Kiedy jednak wczytamy się w te kilka zdań to zrozumiemy, do kogo tak naprawdę są one adresowane. W tych kilku zdaniach nie ma mowy o jakimkolwiek tłumaczeniu, jest natomiast zaklinanie rzeczywistości. Otóż nie wydarzyło się nic strasznego, wszyscy wiedzą, że internauci są sprytni i znajdą zawsze jakąś lukę w bezpieczeństwie - na szczęście trzeba być doświadczonym internautą aby taką lukę znaleźć i nie każdy to potrafi. Język przemawiający do większości - a mniejszość która się zna - no cóż to tylko mniejszość.
Tylko tyle i aż tyle - nie rozmawiam o danych osobowych, niewiedzy informatycznej, kontroli nad danymi, audytach - za to znajdujemy szybko winnego czyli Internautów i firmę którą nawaliła (współczuje bo to pewnie koniec kariery - chyba, że wyda szybko jakiś komunikat prasowy) i już jest po sprawie.
Niestety gorzej jest kiedy ktoś zaklinając rzeczywistość zaczyna "majaczyć" strasząc ludzi policją. Tutaj przypominają mi się czasy kiedy prawny bubel o darowiznach naprawiany miał być rękami urzędów skarbowych (grożono wtedy karami i sankcjami ale wszyscy wiemy jak się to skończyło).
Chciałbym zobaczyć wynik tej akcji w której policjanci odwiedzą i sprawdzą na przykład 10 tysięcy osób i wyciągną wobec nich konsekwencje - był by to chyba największy PR-owy blamaż banku w historii tej instytucji w Polsce i na dodatek trwał by on bardzo bardzo długo.
PEKAO zaliczyło wpadkę - broni się jak umie (i nie wychodzi to najlepiej, ale skuteczności tej obrony bym tak szybko nie osądzał), natomiast panikowanie i zadawanie pytań o bezpieczeństwo pieniędzy w tym banku pachnie mi trochę "paranoją".
Gdyby okazało się, że faktycznie cała wina leży po stronie firmy zewnętrznej to nie ma się co dziwić, że PEKAO mówi o tym głośno i w ten sposób się broni. Nasze banki nie dorosły chyba jeszcze do brania odpowiedzialności na siebie w takich sytuacjach. Zawsze winna jest przecież jakaś nieuczciwa kasjerka, konwojent czy konsultant od kredytów - bank i jego procedury i praktyki nigdy nie są winne. Tego typu zachowania uwidaczniają różnicę między nami a "resztą świata" no ale może się to kiedyś zmieni.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu