Google

Za prace nad bateriami wzięło się... Google

Maciej Sikorski
Za prace nad bateriami wzięło się... Google
Reklama

Mógłbym zacząć "klasycznie", od napisania, że rynek nowych technologii ma spory problem z gromadzeniem i przechowywaniem energii, z bateriami: ich poj...

Mógłbym zacząć "klasycznie", od napisania, że rynek nowych technologii ma spory problem z gromadzeniem i przechowywaniem energii, z bateriami: ich pojemnością, czasem ładowania, zużywaniem się itd. To jednak wszyscy wiedzą. Nie ma też sensu pisać, że nad rozwiązaniem problemu pracują sztaby naukowców, domorosłych twórców i pracowników wielu małych i dużych firm. Warto natomiast wspomnieć, iż lekarstwa na "akumulatorową chorobę" szuka także Google.

Reklama

Które znane firmy technologiczne inwestują spore środki w rozwój technologii związanych z magazynowaniem energii? Na myśl przychodzą Samsung, LG, Tesla - to kilka oczywistych strzałów. A Google? Raczej nie. Przynajmniej ja bym ich z tym nie związał. Okazuje się jednak, że internetowy gigant prowadzi badania na tym polu. Nie angażuje do tego setek pracowników i nie chwali się wynikami, ale wydaje pieniądze na prace. Prowadzi je jeden z oddziałów tajemniczego Google X, a przewodzi projektowi Ramesh Bhardwaj, były pracownik Apple, który w firmie z Cupertino zajmował się właśnie bateriami.


Na pierwszy rzut oka sprawa nie jest istotna - w każdej większej firmie IT ktoś pewnie pracuje nad zagadnieniami "energetycznymi", w Google zajmują się setkami projektów. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, iż to właśnie Google może bardzo zależeć na rewolucji w biznesie akumulatorowym - przecież znaczna część ich obecnej działalności i pomysłów, które mają przynieść korporacji miliardy dolarów zysków, opiera się o baterie. I to takie, które dzisiaj nie są dostępne lub nie są dostępne na masową skalę.

Sprzęt ultramobilny udało się rozpowszechnić z obecnymi akumulatorami. Ale czy podobnie będzie z produktami ubieralnymi? Czy okulary albo zegarki, ze sprzedaży których zyski będzie chciało czerpać Google uda się sprzedać bez zapewnienia im długiej pacy na jednym ładowaniu? Czy futurystyczne inteligentne soczewki kontaktowe będzie można stworzyć bez systemu zasilania nowej generacji? Czy roboty Boston Dynamics (firma należy do Google) okażą się przydatne, jeśli trzeba będzie je ładować co kilka godzin? Czy autonomiczny samochód nie byłby bardziej atrakcyjny, gdyby prócz autopilota mógł się pochwalić dużym zasięgiem? Podobne pytania pojawiają się przy okazji projektów związanych z dronami, dostarczaniem Internetu za ich pomocą czy inteligentnym domem, nad którymi również pracuje firma z Mountain View.


Na papierze spora część pomysłów Google wygląda fenomenalnie, ale jakiś czas temu zauważyłem w jezdnym z tekstów, że korporacja nie potrafi ich zrealizować, dowieźć albo zmonetyzować. Nadal są uzależnieni od wpływów z reklamy i niewiele wskazuje na to, by szybko miało się to zmienić. Z pewnością będą mieli z tym większe problemy, jeśli nie uda się dokonać skoku technologicznego w zakresie przechowywania energii, jeśli nie uda się stworzyć baterii nowego typu. Z tego punktu widzenia, Google może bardzo zależeć na szybkich postępach w pracach nad nowymi akumulatorami.

Nie postawiłbym dużych pieniędzy na to, że to właśnie firmie z Mountain View uda się dokonać rewolucji w tym biznesie, ale mogą dołożyć swoją cegiełkę do ewentualnych zmian. Jeśli trafią na jakiś trop, osiągną sukces na tym polu, prawdopodobnie będą chcieli przekazać pomysł dalej, by ktoś to wykorzystał - sami ostatecznie powinni na tym skorzystać. Niedawno pisałem, że na rynku baterii dzieje się sporo ciekawych rzeczy i w powietrzu wisi progres, teraz wypada to powtórzyć.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama