Bez wątpienia jeden z prekursorów polskiego Social Networkingu. Ikona pierwszej i niegdyś największej w Polsce sieci społecznościowej. Przez wiele lat...
Wywiad z Robertem Rogacewiczem, który po raz pierwszy ujawnia tajniki zakładania, zarządzania i funkcjonowania Grona
Bez wątpienia jeden z prekursorów polskiego Social Networkingu. Ikona pierwszej i niegdyś największej w Polsce sieci społecznościowej. Przez wiele lat zarządzał pierwszym polskim serwisem społecznościowym - Grono.net
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu mikolajnowak.blogspot.com, wywiad przeprowadził Mikołaj Nowak.
Teraz - w szczerym wywiadzie - PO RAZ PIERWSZY ujawnia tajniki zakładania, zarządzania i funkcjonowania Grona. Rozmawiam z Robertem Rogacewiczem - prezesem legendy polskich Mediów Społecznościowych, czyli nieistniejącego już w formie 'social', Grona.net.
- - -
Mikołaj Nowak: Co było największą konkurencją Grona? Kogo obawiałeś się najbardziej, a kogo najmniej i dlaczego?
Robert Rogacewicz: Zależy w jakim okresie. Grono w zasadzie nie miało konkurencji, aż do czasu Naszej-Klasy.
MN: Jesteś introwertykiem. Jak wytłumaczysz szał, który trwa nieprzerwanie do dziś, związany z Social Mediami? Współtworzyłeś polski Social Networking na długo przed pojawieniem się terminu Social Media w sieci. Często ludzie z tego kpili mówiąc, że to moda, która przeminie, a Ty się mylisz. Co dziś chciałbyś im powiedzieć?
RR: Podobnie jak Arystoteles zaproponował kiedyś (stosowany zresztą do dziś) podział na cztery żywioły: ziemia, ogień, woda, powietrze, tak ja dokonałem podziału przestrzeni wirtualnej na: kto, co, gdzie, kiedy, z czego wynikało wprost, że w Internecie brakuje warstwy „Kto”. Nazywamy to siecią społecznościową obecnie, chodzi głownie o to, aby móc wskazać bezpośrednio twórcę danej treści wraz ze środowiskiem, w jakim te treści stworzył (znajomi, przyjaciele, praca, grupy zainteresowań), które miały istotny wpływ na tą kreację i za którą można by dzięki temu podążyć dalej i odnaleźć kolejne interesujące nas treści. Na podobieństwo nie odkrytej wciąż uniwersalnej teorii wszechświata, gdzie wciąż posiadamy wiele teorii szczątkowych, ale brak nam jednej uniwersalnej teorii, myślę ze podobnie w Internecie również takowej jeszcze nie ma i zachęcam wszystkich do przemyśleń i eksploracji albowiem projekt wydaje się być jeszcze nie skończony.
MN:Czy to prawda, że zawsze uważałeś marketing za zbędne marnowanie czasu, bo jeżeli coś ma się sprzedać to i tak się sprzeda?
RR: Zawsze to może złe określenie, ale często przytaczałem słowa Larrego Paga (jeśli dobrze pamiętam), że "jeśli produkt trzeba reklamować to znaczy, że coś w nim zepsuliśmy".
To daje do myślenia, choć nie chodzi o traktowanie dosłowne. Mechanizmy sieci społecznościowe tworzą pewne środowisko, wewnątrz, którego rzeczy reklamują się czy promują "automatycznie" (news feed itp).
Potrzebujemy jedynie zachęcić ludzi do przystąpienia do danej sieci społecznościowej, a tutaj promotorem jest jej popularność, następnie ludzie zapraszają się nawzajem, więc reklama samego mechanizmu, czy platformy wydaje się niepotrzebna (z pewnością w standardowej formie kolorowego pudełka albo śmierć [produktu])
MN: Grono.net borykało się z problemem "Warszawy"; duży procent Userów pochodziło właśnie ze stolicy. Możesz to potwierdzić / zaprzeczyć? Możesz powiedzieć dlaczego było tak, albo inaczej?
RR: Tak. Grono miało silny warszawski odbiór/wizerunek. Z jakiegoś powodu ludzie traktowali je jako zamkniętą elitarną społeczność przyjaciół z Warszawy, a nie mechanizm uniwersalny. Wydaje się, że spore znaczenie miał tu wymóg posiadania zaproszenia od znajomego aby móc założyć konto w serwisie. Użytkownicy spoza Warszawy nie byli bezpośrednimi beneficjentami funkcjonalności serwisu, bo w ich miastach nie było rozwiniętych gron uczelni czy innych hobbystycznych. Natomiast nobilitacja posiadania konta w warszawskim Gronie działała tylko w jedna stronę: ja mam, Ty nie masz. I tak jest ok.
MN: W 2006 zgodziłeś się na zaawansowane wyjście Grona.net do "reala" w formie eventów.
Chciałeś użytkowników z innych miast. Zatrudniłeś odpowiednich ludzi. W 2008 roku wycofałeś się z tego i zwolniłeś tych ludzi twierdząc, że całkowite miejsce takiego serwisu jest tylko w sieci. Skąd ta nagła zmiana?
RR: Tak. Chciałem tym przyspieszyć wzrost Grona poza Warszawą. Stało się to po naszej obserwacji, że użytkownicy spoza Warszawy nie zapraszali swoich znajomych z jakiegoś powodu. Stawialiśmy, że Grono odbierane jest zbyt "warszawsko", elitarnie, a nie jako społeczność uniwersalna, ogólnopolska czy wręcz światowa. Odbiegliśmy nieco tym samym od powyższej formuły "niereklamowania" serwisu głownie ze względu na jego zamkniętość, utrudniająca poznanie jego wartości, będącej do dyspozycji tylko dla wybrańców posiadających już konto.
MN: Czy wyjście Grona do "reala" okazało się nieopłacalne? Jakie było zainteresowanie serwisem poza stolicą?
RR: Poprzez wyjście do reala chcieliśmy zmienić tendencje z punktu wyżej i w jakimś stopniu się to udało.
Klucz rozrostu okazał się mimo wszystko leżeć gdzie indziej, więc wróciliśmy do Internetu (back to basics).
MN:Wierzyłeś, że serwis społecznościowy musi rozwijać się naturalnie. Jednocześnie co miesiąc dostawałeś rachunki i musiałeś płacić nam pensje. Czy były czynniki zewnętrzne, które wymuszały na Tobie decyzję o zaawansowanej konieczności skomercjalizowania Grona?
RR: Od początku grona unikaliśmy reklam jak ognia. Chcieliśmy nie zaśmiecać użytkownikom ekranu w konwencjonalny sposób, tak jak robiły to wszystkie agencje reklamowe w kraju/na rynku.
Docelowo pracowaliśmy nad systemem podobnym do tego jaki stosuje obecnie Facebook.
Najpierw wprowadziliśmy premium SMSy aby dać szanse użytkownikom zrzucić się na niezaśmiecony serwis. Tak jak wielu przyłączyło się chętnie do tych usług, dzięki czemu mieliśmy trochę środków na działanie serwisu, tak wielu użytkowników drwiło z "prymitywności" naszych limitów i punktów, w których żądaliśmy pieniędzy ignorując nasze potrzeby jako serwisu. Przez to niezrozumienie pewnie, nie udało się rozkręcić tych płatności na tyle aby możliwe było niewprowadzanie standardowych, popularnych reklam w serwisie.
MN: Czy po tylu latach możesz wypowiedzieć się w sprawie afer związanych z protoplastami Grona.net?
RR: Wojtka Sobczuka poznałem w 2001 roku. Omawialiśmy wspólnie wiele projektów, w tym równie ciekawe jak grono na wiele lat zanim ono powstało. Łączyła nas pasja, chęć zaproponowania światu czegoś wyjątkowego. Formalizując z Wojtkiem nasza współpracę w 2004 roku brałem pod uwagę, że wyciągam go ze środowiska wielu kolegów, z którymi tworzył, lub współtworzył kod większej ilości projektów internetowych. Sądziliśmy na tamte czasy, że ze wszystkimi doszliśmy do porozumienia ale jak się potem okazało nie do końca.
Jeszcze w 2009 było całkiem nieźle, wykres z polishwords.com.pl
MN: Grono miało wiele aktywności prekursorskich na polskim rynku: Geolokalizacja, Grono-Blog rejestrujący aktywności Usera (autoblog), Blimp - microblogging "wszyty" w serwis społecznościowy... ale i wiele innych jak najnowocześniejsze technologie typu Python i Ajax. Skąd czerpałeś inspiracje?
RR: W środowisku znajomych mowa o mnie, ze urodziłem się z Internetem w kołysce. Jako pasjonat zżycia, społeczności, socjologii, psychologii, a z drugiej strony technologii, ulepszania rzeczy, usług, próbowałem zawsze poprawić działanie wszystkiego co się tylko da, aby było bardziej przyjazne dla tzw. Usera (nie ważne czy w realu czy w Internecie). Stad było mi pewnie łatwiej projektować nowe usługi, przewidywać potrzeby użytkowników.
Co do kwestii zastosowania konkretnych technologii typu Python itp. to już inwencja mojego partnera, z którym pracowałem nad projektem. Poznaliśmy sie z Wojtkiem Sobczukiem w roku 2001, na kilka lat przed Gronem. Mieliśmy marzenia, pomysły. Łączyło nas wiele rzeczy, w tym unikatowe podejście do wykorzystania Internetu do rozwoju ciekawych usług, aplikacji. Cześć z nich zrealizowaliśmy właśnie w Gronie, części jeszcze nie zdążyliśmy.
MN:Geolokalizacja - oczy świeciły Ci się na ten dźwięk. Dziś wszyscy wszędzie checkują się, a prywatność nie istnie. Skąd wiedziałeś, że właśnie tak będzie?
RR: Podobnie jak opisałem wyżej. Ta jak i wiele innych usług jest mi bliska od wielu lat. mimo upływu czasu wciąż potrafię wskazać z duża trafnością, co będzie za kilka lat. Wynika to chyba z praktycyzmu podejścia do usług, które nie zamykam w techniczne ramki wykonalności. Jeśli mi czegoś brakuje lub cos jest niepełne w swoim działaniu (większość usług i technologii early stage) to odważnie proponuje kolejne wersje tudzież ich ciekawe zastosowania.
MN: Zgodziłeś się na otwarcie Grona dla każdego - to nie spodobało się już obecnym Użytkownikom, ale wiem, że nie chciałeś tego. Czy podjęcie tej decyzji wymuszono na Tobie?
RR: I tak i nie. Cala firma huczała otwarciem od dłuższego czasu ale to wydawało się naturalnym zjawiskiem. Jedynie moja wizja "otwarcia" była raczej oparta na naturalnym przyporządkowaniu do szkół, klas, firm itd. Chodziło głownie o utrzymanie działania relacji miedzy użytkownikami, a nie generowanie "pustych" kont użytkowników, na których przestają działać mechanizmy społecznościowe łatwego dzielenia się treściami.
MN: Grono.net miało inwestorów. Pierwszym - jeszcze przed czasem dynamicznego rozwoju - był Piotr Wilam, współtwórca Onetu. Potem zrobiło się poważniej, gdyż w serwis zainwestował Intel Capital, czyli inwestycyjne ramię Intela. Możesz powiedzieć coś o relacjach inwestorskich? Jakie były oczekiwania inwestorów?
RR: Chyba takie jak zawsze, aby projekt był wspaniale rozwijany, co na początku się udawało jednak później zaczął następować powolny rozłam wynikający z podziału ekipy na ludzi zaangażowanych przeze mnie i moich partnerów oraz pozyskanych z rynku fachowców, mających dobry track record, jednak narzucających określone formy i kierunki rozwoju serwisu wedle swojego doświadczenia zawodowego.
MN: Co czułeś, gdy udało Ci się pozyskać takiego inwestora?
RR: Było to niesamowite uczucie. Duże zainteresowanie projektem było przyjemne zarówno jako forma docenienia naszej pracy jak i potwierdzenie słusznego kierunku działania.
MN:Strefa Grono.net - wiem, że bardzo zależało Ci na niej i długo nie mogłeś zdecydować się na ostateczną formę. Czym wg Ciebie miał być ten program i co chciałeś nim zaoferować?
RR:Nazywałem to wewnętrznie Personal Assistant i był to cel raczej długofalowy. Podobne rzeczy próbuje obecnie Google z tego co wiem. Chodziło o zebranie odpowiedniej jakości danych od userow o miejscach, usługach, dzięki którym można by "nawigować" ludzi w oparciu o dobrej jakości sprawdzone informacje, miast kolorowe, sponsorowane reklamy.
To zupełnie tak jakby to użytkownicy byli "sponsorami" danego miejsca czy informacji (reklamy). Przy czym sponsoring uważany nie jako finansowy, a raczej intelektualny/merytoryczny. Miejsca zgłoszone przez użytkowników (a tylko tak można było wpisać się początkowo do programu Strefa grono.net jako dostawca) "odwdzięczały" się udzielając użytkownikom rabat na swoje usługi/produkty. My z kolei mieliśmy zapewnić kolejkę kupujących te sprawdzone przez wiele osób (społeczność) o sprawdzonej jakości rzeczy.
Nie bez znaczenia była tutaj wewnętrzna struktura grona (sieci społecznościowej), która naturalnie, w gronach tematycznych, wyłaniała tzw. liderów, łatwych do rozpoznania
i wiarygodnych, co można było ocenić po ich wypowiedziach na gronach, zaangażowaniu
w temacie, wskazaniu przez innych użytkowników sieci (znowu) jako ekspertów w danej dziedzinie.
MN: Szkoły. Praktycznie nikt nie wie, że Grono.net - na długo przed pojawieniem się Naszej-Klasy.pl - miało w planach uruchomienie projektu "Szkoły" i był to Twój pomysł. Dlaczego nie zrealizowałeś go wcześniej i zwlekałeś? Czy po latach tego żałujesz?
RR: Projekt „szkoły” był nazywany przeze mnie "autokompletacja" i tak jak wspomniałem wyżej, miał służyć do przyporządkowania użytkowników do struktur znajomości, co miało być swoistym "otwarciem" serwisu (brak wymogu zaproszenia pod warunkiem przyporządkowania się do danej szkoły, firmy czy innej grupy społecznej w realu).
Projekt faktycznie przeleżał na polce dość długo, uznany przez nowa nabyta poinwestycyjnie ekipę fachowców jako nieistotny z punktu widzenia serwisu, czego nie wyłapałem na czas.
MN: Facebook - król Social Networkingu, ale czy zasłużenie? Przecież Grono.net już w 2006 miało wszystko to, co FB ma teraz - zaawansowane galerie, lokalizację, checkiny, a nawet grona komercyjne (odpowiednik dzisiejszych fan pages). Czy międzynarodowy rozwój FB zaburzył Twoje plany rozwojowe Grona w PL?
RR: Można odnieść wrażenie, ze Facebook przykrył wszystko w obszarze sieci społecznościowych na świecie. Nawet jeśli nie zaskakuje innowacyjnością usług to ustandaryzował poprzez swoja popularność specyficzne mechanizmy sieci społecznościowych wśród użytkowników.
Wciąż nie ma realizowanych wielu rzeczy z naszych marzeń, widać nie przyszedł na nie jeszcze czas. Być może technologia ogranicza jeszcze mocno rozwój "prawdziwych" zastosowań sieci społecznościowych.
Zmienić to mogą np. Google Glass, wprowadzając nowa jakość w interakcji użytkownika z siecią.
MN: Wyjdźmy poza granice... Planowałeś podbić rynek Brytyjski i Hiszpański, a nawet więcej.
Dlaczego Grapeo.co.uk i Bago.es (klony Grona.net na inne rynki) nie odniosły sukcesu wtedy, skoro dziś wiadomo, że Facebook tam zdominował sektor Social Media? Jednak popyt jest.
RR: Oba serwisy pozyskały kilka-kilkanaście tysięcy użytkowników, co mogło już być startem czegoś większego, natomiast sytuacja wewnątrz spółki zatrzymała prace nad tymi projektami. Również fakt szybszej niż w Polsce ekspansji Facebooka w tamtych krajach nie był bez znaczenia.
MN: Czy Intel finansował te projekty? Włącznie z ich machiną promocyjną? Jakie efekt odniosła niestandardowa kampaniaBago.es polegająca na zamknięciu słynnej postaci w szklanym domku w centrum Madrytu?
RR: Szklany dom w Madrycie rodził się bólach. Dosłownie w "przeddzień" startu zmieniono nam miejsce, były kłopoty z prądem itd. Gdy finalnie stanął, przysporzył nam kilka tysięcy użytkowników ale bez spektakularnej kontynuacji. Wersja serwisu była okrojona, co raczej nie było dobrym pomysłem, podobnie jak tworzenie osobnych serwisów, zamiast robienie wersji językowej na kraj.
Być może wyszły tutaj na jaw nasze polskie kompleksy, jak serwis z polski może się stać międzynarodowym serwisem, któremu użytkownicy powierzą swoje dane i go pokochają jak swój własny (czyt. amerykański)?
MN: Grono.net w wersji społecznościowej nie istnieje. Zapewne wiele osób chce wiedzieć co się stało? Serwis został zamknięty w czasach boomu na społeczności. Robert, co poszło nie tak?
RR: Byliśmy wcześnie, na nie do końca przygotowanym rynku, z dość skomplikowanym produktem.
Mam wrażenie, nie do końca dobrze zrozumianym przez wielu użytkowników, chociaż były wyjątki, jak zawsze. Pewnie byliśmy tez jako zespól nie gotowi na wyzwania stojące przed nami, zwłaszcza po rozwarstwieniu się na ludzi pasjonatów oraz profesjonalistów.
Dzisiaj postawiłbym raczej na pasjonatów. Jak to w słynnym powiedzeniu: Lepiej mieć czego żałować po zrobieniu tego, niż żałować, że się czegoś nie zrobiło.
MN: I na koniec - bo mnie to ciekawi - odszedłem z serwisu w 2008 roku, w dość niespokojnej atmosferze. Wiesz, że nie akceptowałem narzucanych przez Ciebie zmian. Jakie było Grono.net bez "Nikiego"? Jakie było Grono bez wszystkich znanych nam osób?
RR: Cóż, odejście każdego pracownika traktowałem bardzo serio i nie pamiętam osoby, z której odejścia byłbym zadowolony. Niestety jako pierwszy miałem dostęp do wszelkich informacji i sytuacja zwolnień wzięła się z trudnej sytuacji wewnętrznej w spółce, co w momencie rozstania nie zawsze było wprost widoczne. Był to proces trwający dłużej, aż w którymś momencie było już wyraźnie widać co się dzieje.
Dziękuję za rozmowę.
Mikołaj Nowak
- - -
Mikołaj Nowak : P.S. Z Robertem współpracowałem w latach 2004 – 2008. Powyższa publikacja rozwiązuje wiele - do tego czasu - niejasnych kwestii związanych z historią legendarnego serwisu. Chciałbym bardzo podziękować za ten – szczególnie dla mnie, ale myślę, że i dla dzisiejszej nadal młodej branży Social Media - ważny wywiad.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu