Moim zdaniem Jon Evans opublikował na łamach TechCrunch świetny tekst na temat Facebooka, zjawiska jakim jest social media oraz tego w jaki sposób to wszystko może wpływać na współczesnych ludzi.
Facebook jest zepsuty?
Facebook jest zepsuty, mówi autor wspomnianego tekstu, a następnie przechodzi do tłumaczenia skąd wzięła się u niego taka opinia. Mechanizmy takie jak targetowanie behawioralne, które stosowane są na tak dużą skalę jak to ma miejsce w przypadku Facebooka (można by powiedzieć, że w skali Facebooka) mogą stanowić nie tylko odzwierciedlenie naszych zachowań, ale również na nie wpływać - to bardzo ciekawa obserwacja. Coś co z zamysłu powinno sprawnie zinterpretować moje zainteresowania i niemal niezauważalnie się w nie wkomponować, tym samym sprawiając, że wyświetlane mi treści i reklamy będą dla mnie interesujące, ma jeszcze coś w postaci efektu ubocznego.
Błędna spirala
Tym działaniem ubocznym jest fakt, że wpadam w błędną spiralę oglądania tego samego. Okno wyświetlanych mi treści, aktywności innych ludzi oraz reklam, zaczyna się zawężać, a ja zamiast poszerzać swoje horyzonty, coraz bardziej ograniczam się do czytania o tych samych tematach i oglądania aktywności tej samej grupy ludzi.
Jeżeli bardziej angażuję się np. w posty związane z określonymi osobami, wtedy ich aktywność będzie mi się częściej wyświetlać. To samo tyczy się określonych rodzajów treści itd. Koniec końców brzmi super, bo zamiast oglądać wszystko, zobaczę to co mnie interesuje. Jednak Jon Evans z TechCrunch dzieli się swoją obserwacją na ten temat, która dostrzega w tym również coś złego.
Powstawanie małych, odizolowanych baniek
Jego zdaniem doprowadza to do tworzenia się małych grup i podgrup przyjaciół oraz tematów, które zdominują nasz facebookowy news feed. To nie tylko wkomponuje się w moje poglądy i zainteresowania, lecz dodatkowo na nie wpłynie. Może mnie to ugruntować w sferze określonych poglądów, sprawić że będę w nie brnął (choć może by tak nie było, gdyby docierało do mnie więcej zróżnicowanych informacji), a do tego zacznę się w pewien sposób izolować od przyjaciół z innymi poglądami. Będę oglądał przede wszystkim treści, którymi podzielą się ze mną osoby z preferowanej przeze mnie „bańki informacyjnej”.
Drugą rzeczą o której wspomina Jon Evans jest fakt, że skoro algorytmy wykorzystują moje zaangażowanie, do tego żeby ocenić co należy mi wyświetlać, to dochodzi do innych wypaczeń. Mianowicie, ludzie są zaangażowani przez coś ekstremalnego, drastycznego itd. To oczywiste, że nasza uwaga zostanie bardziej przykuta przez wypadek samochodowy ze śmiertelnymi ofiarami, niż przez film bez tego typu ekstremalnych sensacji… jak np. nagranie łąki z zieloną trawką i kwiatkami.
Efekt końcowy będzie taki, że algorytm dojdzie do wniosku: temu facetowi trzeba wyświetlać krwawe wypadki, śmierć i zniszczenie. Nie ma sensu pokazywać mu np. kojących ujęć przyrody, bo nie był w nie tak zaangażowany.
Ok czy nie ok?
Czy narzędzie, które miało łączyć nas w niespotykanej dotychczas skali, tak naprawdę sprawia, że ludzie zaczynają się radykalizować i zmieniać na sposoby, które wcześniej (bez Facebooka i innych mediów społecznościowych) nie miałyby miejsca? Nie znam odpowiedzi, ale warto czasem o tym pomyśleć. Mnie się to wydało całkiem ciekawe i powiedziałbym, że skłania do refleksji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu