To mnie drażni.

Windows 10 przegiął tak bardzo, że o mało nie poszedłem do sklepu po Macbooka

Jakub Szczęsny
Windows 10 przegiął tak bardzo, że o mało nie poszedłem do sklepu po Macbooka
356

I jedyne, co mnie powstrzymało, to fakt, że nie jest tak, jak Wam się wydaje. Producenci nie płacą autorom ciężkich pieniędzy za powiedzenie tego, czy tamtego i mój budżet rozsypałby się, gdybym zechciał kupić takie urządzenie. Windows 10 natomiast zasłużył sobie na sporą dawkę obelg, która wyszła z moich ust wczoraj w okolicach południa. Ogólnie jest to bardzo dobry system, ale czasami zachowuje się tak, jakby działał sam dla siebie, a nie dla użytkownika komputera.

Dlaczego nie wyłączacie komputera na noc?

Komputer pełni dla mnie kilka ról - od stacji roboczej aż po centrum rozrywkowe - zasadniczo nie wyłączam go ani na chwilę. Komputer nawet na noc pozostaje włączony, pełni funkcję jednego z kilku budzików, które o poranku proszą mnie, żebym łaskawie wstał i rozpoczął dzień. Oczywiście wszystkie pliki, nad którymi pracuję, karty w przeglądarce, czy pliki graficzne zostają i czekają na mnie do rana. Przeważnie tak jest - o ile Windows nie zdecyduje się zrobić mi psikusa i zaktualizować się w nocy. Bo wtedy przecież nic nie robię.

Windows 10 wychodzi z założenia, że w nocy śpię i nie potrzebuję komputera. Różnicą jest to, że rana na pewno będę chciał z niego skorzystać

Pomyślunek inżynierów skończył się na pierwszym zdaniu w nagłówku. Wyobraźcie sobie sytuację, w której zostawiacie wyniki swojej pracy na "do jutra". W moim przypadku był to dokument Worda, całkiem spory. Pisanie to moja praca nie tylko na Antywebie, więc niektóre rzeczy robię również "po godzinach", często w nocy, kiedy nic już się nie dzieje i nikt mi nie przeszkadza. Przychodzi czas, w którym nie napiszę już nic więcej, zostawiam komputer, zamykam jedynie pokrywę i idę spać.

Komputer w tle pobiera aktualizację. Nie informuje mnie o tym fakcie i w tle ustala sobie, że dajmy na to - godzina 5:00 jest fajną porą do przeprowadzenia uaktualnienia. I nie mam mu tego za złe, bo w sumie, to tak to ustaliłem w ustawieniach usługi Windows Update. Teraz się wycwaniłem i tę opcję wyłączyłem, bo Windows nie potrafi (tak, system nie potrafi) z niej odpowiednio skorzystać.

Urządzenie się zaktualizowało. Rano zastaję pustkę po zalogowaniu, komputer się zapętlił. Zaniepokojony uruchamiam Worda w poszukiwaniu plików niezapisanych. Coś tam jest, szukam dalej - nie ma. Zginął jeden plik, 2 tysiące wyrazów. Ten plik to kilka godzin mojej pracy. Windows nie pytał się, czy chcę go zapisać, czy nie wpadł na to, by zaniechać wykonywania aktualizacji, bo akurat jest otwarty plik, którego utrata byłaby dla mnie bolesna. Nie powiadomił mnie o tym rano prosząc o ustalenie terminu uaktualnienia. Word również sprawę zepsuł i pliku nie zapisał nigdzie, mimo bardzo jasnych zasad w preferencjach Odzyskiwania Dokumentów.

Trochę w tym mojej głupoty. Ale ja oczekuję od systemu, by czasami pomyślał za mnie

Gdybym był człowiekiem sukcesu i miał swojego asystenta, chciałbym, aby czasami pomyślał za mnie. Wysłał omyłkowo niewysłane listy, sprawdzał, czy nie wrzuciłem do wyrzucenia czegoś ważnego, czy też przygotował na następny dzień dokumenty, które mogą mi się przydać. Drugi mózg. Ja doskonały nie jestem i efektem tego są czasami sytuacje, w których dzieje się coś nieprzyjemnego.

Nie jestem człowiekiem sukcesu, nie mam pieniędzy na osobistego asystenta, musi mi wystarczyć komputer z Windows 10, który coraz częściej zachowuje się według mnie jak byt odrębny. Tylko jako narzędzie, nie pomocnik w codziennych obowiązkach. Oczekuję od niego, by zachował się tak, jak tego potrzebuję - zawsze. A tymczasem cały czas wydaje mi się, że ja "swoje", a system "swoje", przy czym zdarza się, że zwyczajnie się nie dogadamy. Jedna aktualizacja, 4 godziny mojej pracy poszło na marne, również z powodu mojego niedbalstwa.

Grafika: 1

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu