Google

Weekend z Chromecast - czy to początki czegoś wielkiego?

Konrad Kozłowski
Weekend z Chromecast - czy to początki czegoś wielkiego?
Reklama

Od piątku jestem posiadaczem Chromecast. Dzięki uprzejmości znajomego gadżet przyleciał do mnie zza wielkiej wody i niezwłocznie podłączyłem go do jed...

Od piątku jestem posiadaczem Chromecast. Dzięki uprzejmości znajomego gadżet przyleciał do mnie zza wielkiej wody i niezwłocznie podłączyłem go do jednego ze złącz HDMI telewizora. Wtedy zaczęła się "magia" - telefon, tablet i komputer stały się jedynie pilotami dla tego niewielkiego urządzenia. Takie możliwości zupełnie zmieniają nasze nastawienie do konsumpcji materiałów z serwisu YouTube i miejmy nadzieję, że to dopiero początki.

Reklama

Na obszerną recenzję urządzenia jeszcze przyjdzie czas, jednak po trzech dniach korzystania z Chromecast warto napisać jak bardzo posiadanie tego gadżetu zmienia przyzwyczajenia. Do tej pory oglądanie kolejnych programów, które subskrybuję w serwisie odbywało się na jeden z następujących sposobów:

Pierwszy z nich oznacza dalszy pobyt przed komputerem, przejrzenie zawartości aktywności kanałów z listy subskrypcji i dodanie do listy "Do obejrzenia" interesujących mnie programów. Czasem decyduję się także na otwarcie wszystkich filmów w oddzielnych kartach, by móc dać szansę algorytmom YouTube na zaproponowanie mi do każdego z filmów czegoś nowego. Gdy wszystko to było gotowe klikałem "Odtwórz wszystko" i wygodnie rozsiadałem się w fotelu. W sytuacji, gdy filmy chciałem obejrzeć w nieco bardziej komfortwej pozycji wybierałem tablet i wcześniej przygotowaną playlistę - niektórzy powiedzą, że do oglądania YouTube'a dziesiącocalowy ekran w zupełności wystarczy, lecz dobrze wiemy, jaką wygodę oferuje ekran 32 czy 40-calowy.


Od chwili, gdy Chromecast "rozszrzył" multimedialne możliwośći telewizora wszystko stało się po prostu łatwiejsze. Do pomieszczenia, gdzie znajduje się telewizor mogę udać się ze smartfonem, tabletem czy komputerem. Szybka selekcja materiałów na ekranie jednego z tych urządzeń i kolejkowanie ich to czysta przyjemność - za wszystko odpowiada ikonka Chromecast i opcja tworzenia listy. Jak zapewne wiecie, w takiej sytuacji smartfon czy tablet nie pełnią roli pośrednika dla Chromecast, ponieważ gadżet sam łączy się z siecią Wi-Fi i strumieniuje filmy na ekran telewizora. W tym samym czasie możemy zamknąć aplikację YouTube i zrobić cokolwiek chcemy. Sama aplikacja YouTube w sytuacji, gdy obecność Chromecast w naszej sieci bezprzewodowej zostanie wykryta, staje się wspomnianym pilotem - umożliwia nam manipulowanie postępem odtwarzania, a także głośnością (nie ma potrzeby sięgania po pilota od TV).



Niestety nie wszystko działa jeszcze tak jak byśmy sobie tego życzyli. Jak na razie najbardziej odczuwalnym niedociągnięciem jest brak opcji decydowania o jakości odtwarzanego filmu. Ustawienia Chromecast umożliwiają wybór rozdzielczości przekazywanego obrazu z karty z przeglądarki Chrome, dlatego w przypadku oglądania materiałów z YouTube jesteśmy skazani na automatyczne dostosowanie ich jakości. Skutkuje to sporą ilości pikseli na początku odtwarzania filmu, zaś w późniejszym czasie musimy liczyć na to, że Chromecast nie zrobi nam psikusa w postaci wyboru jakości 360p, podczas gdy dostępne będzie minimum 720p. Mirroring wybranej karty z Chrome'a również nie jest idealny - w przypadku Facebooka dosłownie odcięta została część witryny, zaś opóźnienia na telewizorze w stosunku do tego co działo się na ekranie komputera były może nie rażące, ale delikatnie drażniące.

Reklama


Przede mną jeszcze kilka(naście) dni intensywnych testów, więc możecie spodziewać się obszernej recenzji Chromecast od Google. Jeżeli macie jakieś pytanie lub jest coś, co chcielibyście by znalazło się w nadchodzącym tekście dajcie znać w komentarzach.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama