Apple

Test Apple Vision Pro. Między zachwytem, a rozczarowaniem

Patryk Koncewicz
Test Apple Vision Pro. Między zachwytem, a rozczarowaniem
19

Spędziłem kilka dni z Vision Pro – wystarczająco długo, by ostudzić swój entuzjazm. Oto wrażenia z użytkowania "rewolucyjnych" gogli AR od Apple.

Mawiają, że Apple Vision Pro to rewolucja na miarę pierwszego iPhone’a, że to sprzęt pięknie zaprojektowany i wykonany z dbałością o każdy detal, ale tak jak i pierwszy iPhone, nie jest to urządzenie pozbawione wad – ba, wad ma być rzekomo tak wiele, że część użytkowników zwraca gogle szybciej, niż je zamówiło. Ile jest prawdy w zachwytach i przytykach? Sprawdziłem na własnych oczach.

Apple Vision Pro – zawartość i pierwsze wrażenia

Polecamy na Geekweek: 17-latek z Polski wyróżniony przez NASA. "To dla mnie niesamowite"

Będę z Wami szczery – od lat żaden sprzęt nie wywoływał u mniej takiej ekscytacji, jak Vision Pro. Apple w swoim stylu obserwowało poczynania konkurencji w zakresie rozszerzonej rzeczywistości i bez pośpiechu analizowało błędy oraz wyciągało wnioski. Doniesienia o tym, że Apple pracuje nad goglami do AR, krążyły po sieci już od lat, ale dopiero na początku tego miesiąca oficjalnie trafiły do sprzedaży. Kilka dni temu wpadły także w moje ręce, więc miałem chwilę, by dobrze zapoznać się z tym „rewolucyjnym” kawałkiem technologii. Zacznijmy więc od rozpakowania.

Apple Vision Pro otrzymujemy w całkiem sporym pudle, które skrywa pokrowiec na gogle oraz dołączone do zestawu akcesoria. Tych – w opozycji do aktualnej polityki Apple – jest całkiem sporo, bo oprócz takich oczywistości jak zasilacz (30W) i przewód do ładowania, znajdziemy także dwa rodzaje wymiennych opasek,  ściereczkę, materiałową zaślepkę na szklany front gogli, niesławny bank energii oraz oczywiście główne danie w postaci Vision Pro.

Niestety pomimo tego przepychu już na starcie pojawia się pierwszy zgrzyt. Spójrzcie tylko na materiał, z którego został wykonany pokrowiec.

Pominę biel, brudzącą się od samego patrzenia, ale główny problem w tym, że materiał marszczy się niemiłosiernie, co wygląda po prostu brzydko i nie przystoi urządzeniu w tej klasie cenowej. Szkielet wykonany z poliwęglanu wydaje się jednak wystarczająco bezpieczny, by nie obawiać się o uszkodzenie gogli, gdy podróżne etui przypadkowo nam wypadnie lub uderzy o przeszkodę – od środka wyłożone jest zaś przyjemną mikrofibrą, zabezpieczającą przed zarysowaniami.

Ponad pół kilo sprzętu na głowie, czyli kilka słów o wygodzie

Przy pierwszym kontakcie z goglami nie sposób nie zwrócić uwagi na ich wagę – to bowiem 600-650 g w zależności od konfiguracji akcesoriów. Nie mam jednak żadnych zarzutów co do samego wykonania. Apple Vision Pro to piękne urządzenie, któremu nie można odmówić efektu „wow”. Muszę jednak odnotować, że ekran okropnie się palcuje, a to przekłada się na pogorszenie wrażeń z doświadczania rozszerzonej rzeczywistości.

U spodu gogli znajdziemy maskownicę głośników, a u góry wywiewy chłodzenia, przycisk pełniący rolę spustu migawki oraz Digital Crown, do wywoływania panelu multimediów – jak to u Apple, wszystko sprasowane jest fantastycznie i nie ma mowy żadnych zgrzytach czy trzaskach.

Zanim na dobre zatopimy w tym, co oferuje oprogramowanie visionOS (mocno wzorowane na iPadOS) musimy podłączyć zewnętrzną baterię do poniższego złącza.

Apple Vision Pro jest teraz gotowe do założenia na głowę i tu spotykamy się z drugim mankamentem, a właściwie to z dwoma mankamentami. Przede wszystkim idealne dopasowanie opaski do głowy nie jest wcale takim prostym zadaniem. W moim przypadku opcja dwuczęściowa z paskiem przebiegającym przez czubek głowy okazała się zupełnie nietrafiona. O niebo wygodniejszym rozwiązaniem jest opaska Solo, regulowana pokrętłem. Sęk w tym, że ona także daleka jest od ideału – albo to ja mam niewymiarową głowę. Solo musiałem docisnąć do skroni naprawdę mocno, by gogle nie spadały na nos.

Skoro o nosie mowa, to wspomnę szybko o uszczelce świetlnej, mocowanej na magnetycznym zatrzasku. To rozwiązanie sprawiało nierzadko, że uszczelka wypinała się podczas zakładania, a czasem nawet podczas ruchu głowy z założonymi goglami – ten element zdecydowanie nadaje się do poprawy.

Niewygodna i pokraczna jest też wspomniana bateria. Wygląda trochę jak prowizoryczne rozwiązanie, które inżynierowie Apple wcisnęli z powodu braku miejsca na akumulator wewnątrz gogli. Po około półtorej godziny ładowania przez USB-C zapewnia do 2.5 h działania.

No dobra, bateria wpięta, gogle zamocowane na głowie. Możemy ruszać w podróż do rozszerzonej rzeczywistości w wydaniu Apple.

23 miliony pikseli przed oczami

Pierwsze spostrzeżenie? Vision Pro uruchamiają się zaskakująco długo – nie tego spodziewałem się po układzie M2 w parze z Apple R1. Po kilkudziesięciu sekundach przed oczami ukazuje się logo Apple, a następnie wstępna kalibracja oczu i dłoni. Ta dla odmiany przebiega błyskawicznie i intuicyjnie. Szybki skan dłoni, następnie kalibracja wzorku – to nim bowiem będziemy sterować aplikacjami – w postaci spoglądania na kropki i zaciskania ich gestem stuknięcia palców. To najszybszy i najbardziej bezproblemowy system kalibracji w goglach, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia.

Wyświetlane treści obserwujemy przez dwa wyświetlacze micro-OLED, które razem prezentują obraz złożony z 23 milionów pikseli – to więcej niż 4K dla każdego oka. Czy w praktyce faktycznie jest tak oszałamiająco ostro i wyraźnie, jak donosili niektórzy recenzenci zza oceanu? Odpowiedź brzmi: to zależy. Niezbędne jest bowiem naprawdę idealne dopasowanie gogli do twarzy przed przystąpieniem do kalibracji. Wystarczy, że opaskę niewłaściwie ustawimy kilka milimetrów w górę lub w dół, by obraz zaczął rozmywać się na krawędziach, a w konsekwencji drażnił oczy.

Przyznam, że pierwsze pół godziny spędziłem na próbach perfekcyjnego dopasowania uszczelek do twarzy i opasek do kształtu głowy. Dopiero wtedy udało mi się uzyskać wyraźny obraz i zniwelować pierwsze rozczarowanie, będące poniekąd moim błędem, a poniekąd problemami wieku dziecięcego Vision Pro. Warto też zaznaczyć, że początkowo irytujące wydawały się czarne… hmm, obręcze? Mam na myśli efekt porównywalny do obserwowania świata przez lornetkę. Można się do niego przyzwyczaić, ale nie wygląda to idealnie, głównie z uwagi na fakt rozmywania się obrazu na krawędziach. Podsumowując w bardzo dużym skrócie – obraz w Vision Pro jest ostry, ale tylko tam, gdzie centralnie pada nasz wzrok.

Gestem i wzrokiem – obsługa Vision Pro jest intuicyjna, ale...

Obsługa wzrokiem daję radę. Dlaczego „tylko” daję radę? Bo gogle w większości przypadków poprawnie wykrywają element interfejsu, nad którym chcemy przejąć kontrolę. Momentami pojawiają się jednak drobne wpadki, przykładowo przy próbie zamknięcia zminimalizowanego okna przeglądarki i „trafienia” wzorkiem w niewielki krzyżyk – wymaga to pewnej wprawy, ale braki podświetlenia wybranego elementu na szczęście nie występują notorycznie.

Nieco gorzej jest z obsługą gestami. Do poruszania się po interfejsie Vision Pro potrzebujemy jedynie dwóch palców – kciuka i wskazującego. Gesty są intuicyjne, ale kamery nie zawsze wychwytują poprawnie moment styku palców, będący substytutem kliknięcia. Czasem trzeba gest poprawić, czasem, wykonać go wolniej. Nie zrozumcie mnie źle – i tak działa to imponująco, a obracając wirtualną strukturę obiema dłońmi, czułem się jak Tony Star, ale to trochę jak z dotykowymi wyświetlaczami pierwszych smartfonów – każda kolejna generacja lepiej reagowała na polecenia i zapewne w przypadku Vision Pro będzie podobnie.

Jeszcze praca, czy już masochizm? Te pojęcia w Vision Pro się zacierają

Mamy za sobą kalibrację i naukę obsługi, więc przejdźmy do tego, co tak naprawdę przy pomocy Vision Pro można robić. Apple reklamuje ten sprzęt jako urządzenie do pracy, ale po pierwszych doświadczeniach z goglami mogę powiedzieć Wam z całym przekonaniem, że zakres osób, które faktycznie uznałyby Vision Pro za przydatne w realizowaniu codziennych obowiązków, jest bardzo wąski.

Moim pierwotnym planem było napisanie tego tekstu w całości na wirtualnej klawiaturze w Vision Pro. (rozszerzona)Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje zapędy. Dlaczego? Bo klawiatura nadaje się najwyżej do wpisania hasła do WiFi lub próby wyszukania czegoś w przeglądarce, choć nawet i to nie zalicza się do pozytywnych doświadczeń. Działa to niestety nieprzewidywalnie, raz nie wychwytując wpisywanych znaków, raz wychwytując nie to, co trzeba, a raz zupełnie znaki usuwając. Zapewniam, że szybciej doprowadzicie do bólu głowy, niż do napisania choćby kilku zdań.

Podłączyłem więc Vision Pro do Maca i sklonowałem ekran tuż przed moimi oczami. Pierwsze wrażenia były świetne, mogłem regulować pulpit do dowolnych rozmiarów, przypiąć z boku maila, notatki czy wiadomości, ale i to nie było rozwiązaniem idealnym, bo obserwowanie niewielkich elementów przez Vision Pro drażni oczy z powodu rozmywających się krawędzi, a litery w dokumencie tekstowym bez wątpienia do takich elementów należą.

Vision Pro generalnie średnio nadaje się do dłuższego przeglądania lub tworzenia treści opartych na tekście. Przeczytanie krótkiego artykułu? Ok. Wyświetlenie maila? W prządku. Każda jednak dłuższa forma męczy oczy i doprowadza – w moim przypadku – do lekkich zawrotów głowy.

Długo zastanawiałem się więc, kto mógłby faktycznie pracować na Vision Pro i do głowy przychodzą mi tylko zawody bazujące po części na obrazach. Być może architekci przeglądający wizualizacje projektów? Lekarze wyświetlający trójwymiarowe skany strzaskanych kości? Na upartego specjaliści od walut cyfrowych, zobowiązani do wyświetlania kilku różnych wykresów lub giełd w tym samym czasie.

Poza tym nie wyobrażam sobie spędzać w tym urządzeniu 8 godzin w biurze. Nie tylko z uwagi na ciężar, ale także na ciepło, które generuje. Vision Pro ma co prawda swój własny system chłodzenia, ale temperatura po dłuższym użytkowaniu jest odczuwalna, a to w połączeniu ze zmęczonymi oczami i ogólną dezorientacją mózgu sprawia, że po kilku sesjach czułem się tak, jakbym spędził kilkanaście godzin przed monitorem.

Dodatkowo gogle Vision Pro działają na baterii tylko przez 2.5 godziny, więc to bardziej urządzenie do okazjonalnej rozrywki i relaksu. I wiecie co? W tej kwestii sprawdzają się fenomenalnie.

Rysowanie nad jeziorem i filmowy seans na księżycu – największa siła Vision Pro

Na Vision Pro – póki co – próżno szukać gier, ale gogle od Apple konsumpcję treści wyniosły na zupełnie nowy poziom. Zacznijmy od elementu, który zrobił na mnie kolosalne wrażenie, czyli opcji generowania przed oczami niezwykle immersyjnych krajobrazów. Ich przejrzystość regulujemy poprzez przekręcenie Digital Crown – pełny obrót w lewo to kompletna przezroczystość, czyli dokładnie to, co widzimy przed sobą w realnym świecie, obserwowane przez pryzmat wbudowanych kamer. Przekręcenie korony w prawo to zaś pełne zatopienie się w wizualizacji pięknych krajobrazów, które ciężko opisać słowami – tego po prostu trzeba doświadczyć.

Apple udało się stworzyć najbardziej realistyczny wizualizacje, jakie kiedykolwiek widziałem w goglach AR/VR. Pierwsza wizyta w zaśnieżonym parku Yosemite lub na Księżycu po prostu zapierają dech w piersiach, sprawiając, że tego świata nie chce się opuszczać. To właśnie w tych cudownych okolicznościach wirtualnej przyrody możemy dalej rozwinąć rozrywkowe skrzydła Vision Pro.

Mam tutaj na myśli oglądanie filmów/seriali, czy po prostu przeglądanie materiałów wideo na YouTube. Platforma co prawda nie ma jeszcze oficjalnej aplikacji na Vision Pro, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by uruchomić YouTube z poziomu przeglądarki. Wyobraźcie sobie teraz, że kładziecie się na kanapie, przenosicie się nad urokliwe jezioro i oglądacie film tuż przed oczami – telewizor czy rzutnik stają się zbędne (pod warunkiem, że nie chcecie dzielić się obrazem z innymi domownikami).

Ciekawym doświadczeniem są też rozmowy przez FaceTime. Wtedy nasz rozmówca widzi na ekranie swojego urządzenia naszą Personę, czyli wirtualnego awatara, wygenerowanego na podstawie skanu twarzy. Pokaże Wam moją, ale ostrzegam, że wygląda jak postać z kartoteki policyjnej.

Oprócz oglądania filmów można też rysować (niezbyt komfortowo, ale jednak), oglądać gwiazdy na niebie czy wybrać się w krótką podróż do świata dinozaurów. Wszystko to sprawia, że Apple Vision Pro zapewnia dobrych kilka godzin wciągającej i relaksującej rozrywki, ale… zabawa szybko się kończy. Po kilku sesjach, gdy sprawdziłem już wszystkie interesujące mnie funkcje, wracałem tam tylko po to, by jeszcze raz posiedzieć na księżycu, lub posłuchać podcastu na klimatycznej pustyni – tu warto zaznaczyć, że głośniki sprawują się nieźle pod względem czystości dźwięku, ale ich głośność bywa kapryśna i zupełnie różna w zależności od używanej aplikacji, mimo zastosowania tych samych ustawień.

Jasne, w sieci znajdziecie masę innych zastosować, jak przeglądanie maili podczas prowadzenia auta (serio), robienie zakupów i noszenie ze sobą wirtualnej listy produktów, czy nawigowanie za pomocą Vision Pro, ale to wszystko wydaje się trochę na siłę i wątpię, by ktoś faktycznie robił to poza nagraniami pod content – no dobra, może poza tym ostatnim.

Nawigowanie faktycznie działa całkiem dobrze, ale i tak nie wyobrażam sobie paradować w goglach po ulicy. Wszystko to zaś sprowadza nas do ostatecznego wniosku, że Apple Vision Pro jest urządzeniem nierównym – łatwo go pokochać, ale nie jest to miłość łatwa.

Vision Pro to pierwszy krok w stronę rewolucji. Na nią będziemy musieli jednak jeszcze trochę poczekać

Po kilku dniach spędzonych z Vision Pro mój początkowy entuzjazm wyraźnie ostygł. Dalej uważam, że to wyjątkowy, świetnie wykonany i dający masę frajdy sprzęt, ale nie pozbawiony wad – zarówno na zewnątrz jak i w środku.

Z jednej strony mamy bowiem topową immersję, genialne wrażenia obcowania z wirtualnymi krajobrazami, intuicyjną obsługę wzrokiem i gestami oraz zupełnie nowy wymiar multitaskingu, przydatny w pewnych rodzajach pracy kreatywnej. Z drugiej zaś dużą wagę, ogólny dyskomfort noszenia na głowie, drobne mankamenty techniczne, bezużyteczną klawiaturę wirtualną, krótki czas pracy na baterii i ograniczoną przydatność w ogólnym rozrachunku, bo organizm nie jest w stanie wytrzymać dłuższych sesji bez uczucia bólu głowy i potwornie zmęczonych oczu.

Apple Vision Pro traktuje więc jako technologiczne demo, próbę wybadania terenu przez inżynierów z Cupertino i pierwszy krok w stronę faktycznej rewolucji AR, która nadejdzie w niedalekiej przyszłości, ale to jeszcze nie ten moment. Zbyt wiele jest do poprawy, zbyt wiele można było zrobić lepiej, ale tych wniosków Apple nie mogłoby wyciągnąć, gdyby Vision Pro nie pojawiło się na rynku, bo to feedback klienta jest w ostateczności motorem napędowym do zmian.

Na koniec cena – 3499 dolarów, czyli mniej więcej (choć raczej więcej, niż mniej) 15 tys. złotych. To zaporowa cena dla zwykłego użytkownika. To też raczej cena za doświadczenie, bo w takich kategoriach musimy to rozpatrywać – gdyby chodziło o stosunek ceny do praktycznej przydatności, to nie wiem, czy pokusiłbym się o wydanie połowy tej kwoty. Tak czy inaczej, cieszę się, że miałem okazję przetestować Vision Pro tuż po premierze, a podziękowania należą się ekipie CampusAI, która wypożyczyła mi sprzęt do testów.

O CampusAI

Vision Pro wróciło już do wyposażenia CampusAI – społecznościowej platformy edukacyjnej dedykowanej dla specjalistów różnych dziedzin, którzy chcą nauczyć się wykorzystania AI w profesjonalny i etyczny sposób.

CampusAI stawia na rozwój za pomocą metody blended learning 3.0, czyli kombinacji nauki on-line, rozwoju w społeczności i zdobywania praktycznego doświadczenia w trakcie realizowania projektów. To także pierwszy na polskim rynku program certyfikujący z nauki współpracy z AI w celu budowy osobistego systemu efektywności. Więcej informacji na ten temat znajdziecie na oficjalnej stronie CampusAI.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu