Samsung

Samsung zarabia miliardy dolarów, ale...

Maciej Sikorski
Samsung zarabia miliardy dolarów, ale...
17

Nokia już się "skończyła", Motorola i BlackBerry też, teraz czas na Samsunga i Apple. Co prawda ostatnie dwie firmy nadal świetnie sobie radzą na rynku i zarabiają w każdym kwartale miliardy dolarów, ale niektórzy przekonują, że już można mówić o początku ich końca. Z jednej strony, brzmi to trochę...

Nokia już się "skończyła", Motorola i BlackBerry też, teraz czas na Samsunga i Apple. Co prawda ostatnie dwie firmy nadal świetnie sobie radzą na rynku i zarabiają w każdym kwartale miliardy dolarów, ale niektórzy przekonują, że już można mówić o początku ich końca. Z jednej strony, brzmi to trochę śmiesznie, z drugiej, należy pamiętać, iż rynek nie takie rzeczy już widział. Zwłaszcza, że ostatnie dane dotyczące Samsunga faktycznie są pewną rysą na budowanym od kilku lat wizerunku nieustannie rosnącego hegemona.

Wczoraj wieczorem pisałem o Nokii, która była zmuszona opuścić rynek urządzeń mobilnych i skupić się na innych segmentach branży IT. Wśród głosów komentujących te wydarzenia, nie brakuje opinii, iż Finowie popełnili w ostatnich latach sporo błędów i zaspali, gdy ruszała smartfonowa rewolucja, ale jednocześnie wskazuje się na odważne i zdecydowane działania konkurencji, której ujarzmienie mogło się okazać zadaniem niewykonalnym. Największym przekleństwem Nokii były z pewnością korporacje Apple i Samsung. Po nocach, decydentem fińskiej legendy zapewne będą się śnić przede wszystkim produkty koreańskiej korporacji.

Samsung zdetronizował Nokię i wspiął się na szczyt – klasyczne umarł król, niech żyje król. Azjatycki gigant rozdaje dzisiaj karty w tym biznesie i trudno z tym polemizować. Jednocześnie napiszę jednak coś, o czym wspominałem na AW już niejednokrotnie – nic nie trwa wiecznie. Dzisiaj w branży mobilnej rządzi duet Apple-Samsung, lecz firmy nie posiadają gwarancji, że tak będzie zawsze. Oddanie przez nich wiodących pozycji w omawianym sektorze może nastąpić tak szybko, jak miało to miejsce w przypadku Motoroli i Nokii. Dotyczy to przede wszystkim Samsunga – Apple może się pochwalić trochę większym komfortem funkcjonowania w IT.

Nie wracam do Samsunga przez przypadek – pojawiły się wyniki kwartalne firmy i warto się im przyjrzeć. Bardziej niż same zyski azjatyckiego producenta, zainteresowały mnie jednak jego udziały w sprzedaży sprzętu w poprzednim kwartale. Koreańska korporacja była w ostatnich latach prawdziwym "tabelkowym bohaterem" i uciekała konkurencji notowanej w niższych rubrykach. Niedawno coś się jednak zacięło. Może to wypadek przy pracy, który szybko doczeka się korekty, a może początek kolejnego przetasowania w tym biznesie? Zacznijmy jednak od wyników finansowych.

Na dobrą sprawę nie są one wielką tajemnicą – Samsung już jakiś czas temu ogłosił prognozy wyników i poinformował, że spodziewa się gorszych rezultatów od tych zanotowanych w I kwartale 2013 roku. Teraz po prostu firma potwierdziła, iż bicia rekordów nie było: zysk operacyjny korporacji zmniejszył się o ponad 3%, gorsze wyniki (o ponad 1%) zanotowano nawet w przypadku oddziału odpowiedzialnego za sprzęt mobilny. To na nim będę się skupiał w tekście (tym i kolejnych), ponieważ Samsung smartfonami i tabletami dzisiaj stoi. Wystarczy wspomnieć, że producent elektroniki zanotował w poprzednim kwartale 8,2 mld dolarów zysku operacyjnego, z czego aż 6,2 mld dolarów przypadło na gałąź odpowiedzialną za mobilne urządzenia elektroniczne.

Bez smartfonów i tabletów Samsunga nadal byłby sporą firmą – ich AGD cieszy się sporym powodzeniem, podobnie jest z np. telewizorami, w kolejnym kwartale powinna wzrosnąć sprzedaż tych ostatnich, bo wielkimi krokami zbliżamy się do mundialu. Koreańczycy z optymizmem patrzą więc w przyszłość. Przynajmniej tą bliższą. Przekonują, że podobnie jest w przypadku smartfonów – dopiero niedawno do sprzedaży wprowadzono model Galaxy S5, więc „swoje” zrobi on w kolejnych miesiącach/kwartałach. Podejrzewam, że decydenci Samsunga nerwowo rozluźniają kołnierzyki i mają nadzieję, że rynek nie wytnie im numeru i Galaxy S5 faktycznie dobrze się sprzeda (perspektywy dla najwyższej półki cenowej wcale nie są kolorowe) i pociągnie resztę oferty – w przeciwnym razie ruszy fala krytyki i prognoz, wedle których, Samsung się skończy.

Wspomniałem przed momentem o udziałach Samsunga w sprzedaży smartfonów w I kwartale 2014 roku. Według firmy Strategy Analytics, po raz pierwszy od czterech lat uległy one skurczeniu. Muszę przyznać, że to faktycznie ciekawa sprawa – o ile w przypadku Apple obserwujemy ten proces już od pewnego czasu, o tyle Samsung nieustannie piął się w górę po kolejnych szczeblach branżowej drabiny. Doszedł bardzo wysoko i ostatnio co trzeci smartfon sprzedawany na tej planecie, posiadał logo azjatyckiego giganta.

Spadek nie jest co prawda duży (niewiele ponad 1% - w I kwartale 2013 roku udziały Samsunga w sprzedaży smartfonów wynosiły 32,4%, w ostatnim kwartale 31,2%), lecz to wystarcza, by pojawiały się pytania o kondycję firmy. Sprzedaż smartfonów Samsunga nadal rośnie, ale… inni poprawiają swoje wyniki w bardziej widowiskowy sposób (przynajmniej w ujęciu procentowym). W siłę rośnie Lenovo, a także producenci wrzuceni przez analityków do kategorii „Inni”. Nie jest tajemnicą, że są to przede wszystkim gracze z Państwa Środka.

Jeszcze rok temu Samsung i Apple kontrolowały połowę rynku smartfonów, w ostatnim kwartale wskaźnik ten spadł poniżej 47%. Dzieje się to, o czym pisaliśmy już niejednokrotnie – Chińczycy biorą sprawy w swoje ręce. Póki co ich sprzedaż oraz rynkowa pozycja rosną głównie za sprawą rynków wschodzących, smartfonów ze średniej i niższej półki cenowej, ale kto wie, jak sprawy będą się miały za 3 lata? Jeżeli Lenovo właściwie wykorzysta Motorolę, a wschodzące chińskie gwiazdy zabłysną w Europie i USA, to obecni potentaci będą jeszcze szybciej tracić udziały w sprzedaży. I, jak już pisałem, Samsung ma tu do zgryzienia twardszy orzech, niż Apple.

Co w takiej sytuacji może zrobić koreański koncern? Pole manewru nie jest bardzo duże – zapewne pomoże im przeniesienie produkcji z Chin do innych państw azjatyckich (to przede wszystkim Wietnam) i obniżenie kosztów produkcji, firma pewnie nie zmieni strategii i nadal będzie zalewać rynek sprzętem mobilnym, licząc na to, że "ilość zrobi swoje". A to oznacza, że co kilka dni w branżowych mediach będzie się pojawiała informacja o nowym produkcie Samsunga. Chyba nie muszę tłumaczyć, iż z nowością ów sprzęt zazwyczaj nie będzie miał zbyt wiele wspólnego. Zazwyczaj nie oznacza jednak zawsze.

Wczoraj Tomasz pisał o zaprezentowanym przez Samsunga smartfonie Galaxy K Zoom, czyli hybrydzie smartfonu i aparatu fotograficznego. Chociaż sam nie kupiłbym takiego produktu, bo po prostu nie jest mi do niczego potrzebny, to muszę pochwalić koreańskiego producenta – patrząc na K Zoom oraz na jego poprzednika, czyli Galaxy Camera, widać postęp, jaki wykonała firma. Nowa hybryda prezentuje się całkiem nieźle i z pewnością spotka się ze znacznie mniejszą krytyką (a nawet falą drwin), niż model z roku 2013. Sposobem na wybronienie się (przynajmniej na chwilę) przed ofensywą chińskich graczy będzie zatem poprawa jakości/wyglądu/parametrów/stosunku jakości do ceny urządzeń Samsunga.

Zastanawiają mnie przy tym nieustanne doniesienia dotyczące „poprawionej” wersji Galaxy S5. Plotki na temat tego sprzętu krążyły w branży jeszcze przed premierą obecnego flagowca, potem się nasiliły (bo rynek nie uwierzył, że to prawdziwy flagowiec), a następnie musiały przycichnąć, ponieważ firma oficjalnie ogłosiła, iż nie będzie wersji premium Galaxy S5. Branża szybko jednak wróciła do tego tematu. I intryguje mnie, czy temat jest pompowany, bo premiera tego smartfonu została już przesądzona i źródła dobrze o tym wiedzą, czy też mamy do czynienia z wymuszaniem na firmie premiery jakiegoś produktu i opisywaniem przez niektórych branży mobilnej w sposób życzeniowy?

Nie wykluczam oczywiście, że przyszłość podrasowanego Galaxy S5 nie jest póki co jasna – jeśli flagowiec będzie się sprzedawał dobrze, to Samsung nie zareaguje, jeśli będzie mu szło kiepsko, to korporacja postanowi ratować wyniki. Tylko czy jest sens wypuszczać taki produkt na kilka miesięcy przed premierą Galaxy Note’a czwartej generacji? Samsung byłby reprezentowany przez trzy topowe smartfony. Od przybytku niby głowa nie boli, ale równie dobrze można wskazać na porzekadła, które odradzałyby taki ruch.

Wracając do komunikowanego we wstępie uśmiercania Samsunga i jednocześnie reasumując: czy koreańska korporacja ma powody do niepokoju? Zdecydowanie tak - firma wie, że szybko wdrapała się na szczyt i zepchnęła innych producentów do defensywy, zdaje sobie sprawę z tego, iż ktoś może to powtórzyć i tym razem uczynić z Samsunga ofiarę. Azjatycki gigant musi zatem cały czas mieć się na baczności. To w sumie pozytywna informacja, która zmobilizuje korporację do pracy. Gdyby natomiast ktoś się zastanawiał, czy Samsung się skończył i czy należy już na nich stawiać krzyżyk, to napiszę krótko: jeszcze nie. Póki co korporacja trzęsie rynkiem mobilnym i w bliższej przyszłości to się nie powinno zmienić.

Źródła informacji oraz grafik: samsung.com, strategyanalytics.com, twitter.com, itproportal.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu