Informacja rozprzestrzenia się dzisiaj bardzo szybko, ma to swoje dobre i złe strony. Nie będę teraz tworzył tabelek, w których wymienię wady i zalety...
Informacja rozprzestrzenia się dzisiaj bardzo szybko, ma to swoje dobre i złe strony. Nie będę teraz tworzył tabelek, w których wymienię wady i zalety zjawiska, skupię się na elemencie uwypuklonym w ostatnich dniach: wpływie pogłoski na cenę akcji. W mediach pojawiły się dwie ciekawe wiadomości dotyczące znanych firm z branży IT, kapitalizacja jednego producenta poważnie podskoczyła, wartość drugiego zauważalnie spadła.
Zacznę od przypadku BlackBerry. Tomasz pisał rano o plotkach, jakie krążą w branży na temat tej firmy. Podobno jest nią zainteresowany Samsung. Te pogłoski nie są w gruncie rzeczy nowe, od kilku lat mówi się o takim rozwiązaniu, a koreańska korporacja nie jest jedyną przymierzaną do przejęcia BB. tym razem podano nawet kwotę, dorzucono trop w postaci rozmów (rzekomych) prowadzonych w Las Vegas, sprecyzowano, że chodzi głównie o patenty. Ile prawdy w całej historii? Według kanadyjskiej korporacji, niewiele.
Zdementowanie plotek nie nastąpiło chwilę po tym, jak w mediach gruchnęła informacja, że Samsung kupuje BB - minęło trochę czasu, pogłoska zdążyła się rozprzestrzenić, a nawet zyskać na popularności. Efekt? Cena akcji BB wystrzeliła w górę - dobrze widać to na wykresie. Kapitalizacja wzrosła nagle o prawie 30%. Wystarczyła jedna plotka, ale podana przez Reutersa, potem przekazywana dalej. Wszak to szanowane i cenione źródło treści. Chociaż cena powinna szybko spaść, to po pierwsze, zapewne i tak będzie wyższa, niż przed plotką, a po drugie, niektórzy gracze giełdowi zdołają na tym zarobić spore pieniądze. Część pewnie już to zrobiła. Inni będą rwali włosy z głowy, bo np. sprzedali akcje parę dni wcześniej. Albo dali się ponieść emocjom i kupili papiery wartościowe za ponad 12 dolarów za sztukę.
Teraz drugi przypadek, tym razem w przeciwną stronę. Na początku tygodnia pojawiła się informacja, wedle której Apple miało uzyskać patent na kamerę typu GoPro. Znowu historię szył tu Reuters. Zaczęto się zastanawiać, czy, czasem nawet kiedy, korporacja z Cupertino wprowadzi na rynek swoją kamerę, łączono ten produkt z Watchem i widziano w tym sensowny zestaw (fakt, pomysł nie jest najgorszy). Akcjonariusze GoPro wpadli w popłoch - przecież wejscie w ten biznes Apple oznaczałoby poważne kłopoty dla młodej firmy. Rozpoczęła się wyprzedaż, akcje potaniały o kilkanaście procent.
Dopiero potem zaczęto się zastanawiać, co to właściwie za patent. I pojawiły się wątpliwości, czy to aby na pewno ma związek z pracami Apple, konkretnymi planami. Wypłynęła marka Kodak, do której wcześniej należał patent, zaczęto śledzić historię dokumentu, jego treść, zastanawiać się, czy Apple faktycznie tworzyłoby nowy produkt w oparciu o starsze pomysły upadłego producenta aparatów. Nagle okazało się, że panika była przesadzona i nic nie wskazuje na to, by korporacja z Cupertino miała nagle pogrzebać GoPro. Ale mleko już się rozlało, niektórzy mogli pewnie stracić spore pieniądze. Niby sami sobie winni, ale...
Na przestrzeni zaledwie kilku dni o Reutersie zrobiło się głośno w kontekście szerszego grona firm (dwa wspomniane przykłady nie wyczerpują tematu) i nagle zaczęto pytać, jak agencja tworzy swoje treści. Jeśli nie wierzyć im, to komu? To spory problem, bo mediom, w tym nam, zależy na tym, aby wiadomości były szybko przekazywane dalej. Sprawdzanie każdego doniesienia jest po prostu niemożliwe. I na dobrą sprawę nie wiadomo, jak zachować się w takiej sytuacji. Jeszcze bardziej zastanawia, co tam się dzieje, że tworzą takie babole.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu