Tablety

Recenzja Panasonic Toughpad FZ-G1 – cegłokomputer

Kamil Ostrowski
Recenzja Panasonic Toughpad FZ-G1 – cegłokomputer
10

Daleką drogę przeszły komputery. Od wielkich szaf, przez delikatne pecety, które potrafiły nie przeżyć transportu na wyboistej drodze, aż do urządzeń, które można zalać, wrzucić do piaskownicy, rzucić nim o podłogę, po czym bez problemu uruchomić Dodajmy, że to sprzęt ważący kilogram. Oczywiście wsz...

Daleką drogę przeszły komputery. Od wielkich szaf, przez delikatne pecety, które potrafiły nie przeżyć transportu na wyboistej drodze, aż do urządzeń, które można zalać, wrzucić do piaskownicy, rzucić nim o podłogę, po czym bez problemu uruchomić Dodajmy, że to sprzęt ważący kilogram. Oczywiście wszystko ma swoją cenę.

Jeżeli szukacie tabletu do użytku domowego, nie czujcie się w obowiązku do czytania tej recenzji. Jeżeli lubicie czytać o ciekawych sprzętach, których wiecie, że i tak nie kupicie, możecie to zrobić. Jeżeli zaliczacie się do tak zwanych „klientów biznesowych”, albo macie specyficzne upodobania, koniecznie to zróbcie.

To ptak? To samolot?

Panasonic Toughpad FZ-G1 to bardzo specyficzne urządzenie. Jest ono dedykowane niemalże wyłącznie do zastosowań profesjonalnych i to do pracy w warunkach ekstremalnych. Ciężko jest mi z czystym sumieniem nazwać Toughpada tabletem, ponieważ nie oddaje to do końca sprawiedliwości temu urządzeniu. Przyzwyczailiśmy się, żeby nazywać urządzeniami mobilnymi te małe, zabawkowe ekraniki, na których sprawdzamy Facebooka, przeglądamy zdjęcia, gramy w tower-defence, albo dodajemy wydarzenia do kalendarza. Z drugiej strony, przecież FZ-G1 możemy wsadzić do plecaka, trzymać w ręku. Panasonic stworzył więc coś pośredniego, dla bardzo specyficznego rynku.

O Toughpadzie można powiedzieć z czystym sumieniem powiedzieć, że jest to mobilny komputer, o cechach tabletu. Przypomina nieco pierwsze tablety, które prezentował Microsoft u zarania dziejów, a więc jakieś dziesięć lat temu. Jest gruby i ciężki, ale nie bez powodu.

Szybko można zorientować się, do czego ma służyć Toughpad. Przede wszystkim do pracy w terenie. Z tyłu obudowy znajduje się miejsce na specjalną uprząż (do kupienia osobno), która pozwala na stabilne trzymanie sprzętu w ręku – bardzo przydatne rowiązanie, wziąwszy pod uwagę, że urządzenie swoje waży (około kilograma).

FZ-G1 ma przede wszystkim być odporny. Na wszystko. Obudowa jest stworzona z grubego metalu, przywodzącego na myśl nieco rozwiązania dla armii. Brzegi urządzenia pokryte są odpornym materiałem, zgrubiałym i wydłużonym przede wszystkim na rogach. Dzięki temu Toughpad jest odporny na stłuczenia i upadki. Producent zapewnia, że można go upuścić pod każdym kątem z wysokości do 1,2 metra, aczkolwiek mam wrażenie, że i nieco większe wysokości nie zaszkodzą temu urządzeniu. FZ-G1 jest również odporny na polanie wodą (ciągłym strumieniem pod pewnym ciśnieniem – można go umyć pod kranem, ale już nie np. potraktować szlauchem strażackim), a także zasypanie piaskiem – producent oferuje poziom IP65, co tłumaczy się na całkowitą pyłoodporność i ochronę przed strumieniem wody z dowolnego kierunku . Dla porównania - tablety Xperia Z1 mają oznaczenie IP57 (znaczenie tych symboli możecie znaleźć np. na Wikipedii).

Nie byłoby nic dziwnego w odporności Toughpada na wodę i piasek (wszak tablety i telefony Sony są ostatnio coraz częściej uszczelniane), gdyby nie fakt, że FZ-G1 to w pełni funkcjonalny pecet, z wydajnym procesorem i aktywnym chłodzeniem. Z boku obudowy znajduje się miejsce na wentylator, który zapobiega przegrzewaniu się. Więcej o tym, co siedzi w środku Toughpada znajdziecie dalej. Póki co czujcie się pod wrażeniem tego, że to prawdziwy pecet.

Uwagę zwracają również fizyczne przyciski na froncie urządzenia, pod ekranem. Znajdziemy tam dwa przyciski programowalne, domyślnie współpracujące z dostarczonym oprogramowaniem producenta – jeden otwiera specjalne menu z ustawieniami, a drugi uruchamia laserowy skaner kodów. Do tego mamy ustawienia głośności, przycisk start i włączanie/wyłączanie automatycznego obracania ekranu.

Co ja mogę?

Wiemy już, że Toughpad został stworzony przede wszystkim po to, żeby przetrwać. Ale przecież poza tym, musi do czegoś służyć, prawda?

FZ-G1 został wyposażony w procesor Intel Core i5-3437U, o taktowaniu 1,9GHz, porównywalny do tego stosowanego w pierwszym Surface Pro, 4GB pamieci RAM, a także wyświetlacz FullHD (1920x1200, 10,1 cala) Całość działa na Windowsie 8. Jest szybko i przyjemnie, chociaż chciałoby się zobaczyć w środku procesor nowej generacji, który wylądował już np. w Surface Pro 2. No, ale sprzęt wylądował u nas z pewnym opóźnieniem – stąd ta sytuacja. Do grona zalet trzeba zaliczyć duży dysk – FZ-G1 oferuje aż 128GB pamięci SSD (jest również opcja kupna wersji z 256GB). Pełną specyfikację znajdziecie na stronie Panasonica.

Słowo trzeba poświęcić ekranowi. Zaryzykuję stwierdzenie, że to najlepsza matrycja, z jaką miałem do czynienia. Kąty widzenia są wręcz kosmiczne – możemy zobaczyć wszystko, niezależnie od nachylenia. Jasność przekracza wszelkie normy, do jakich byłem przyzwyczajeni. Nie ma problemu z używaniem FZ-G1 w pełnym słońcu, jeżeli ustawimy sprzęt na maksymalne podświetlenie. Nie dziwi mnie, że Panasonic przyłożył tak dużą wagę do tego aspektu – bez świetnego wyświetlacza cała koncepcja rozchodziłaby się w szwach.

Jeżeli chodzi o dodatki, to mamy do dyspozycji dwa aparaty – tylni, z matrycą 3,1 Mpx i bardzo mocną lampą błyskową i przedni, 0,9 Mpx do wideorozmów. Do naszej dyspozycji jest również moduł 3G (opcja), a także GPS (również opcjonalny). Nie zabrakło Wi-Fi, złącza HDMI, Bluetooth i czujnika jasności. Ten ostatni element jest o tyle interesujący, że można ustawić czynność, jaką Toughpad wykona, jeżeli zasłonimy czujnik palcem – może np. przejść w tryb uśpienia. Jeżeli chodzi o czas pracy na baterii, to producent mówi o ośmiu godzinach, aczkolwiek w tym przypadku trzeba podzielić ten czas mniej więcej na połowę, jeżeli chcemy korzystać z komputera przy wysokim poziomie podświetlenia.

Szybko widoczne stają się kompromisy, na jakie trzeba było pójść, tworząc taki sprzęt jak FZ-G1. Mamy port USB, ale niestety tylko jeden. Nie do końca rozumiem, dlaczego nie zdecydowano się na dołożenie w standardzie kolejnych 4GB pamięci RAM (można dokupić). Pewnie przyspieszyłoby to nieco działanie Windowsa, który chociaż działa dosyć przyjemnie i ma spore możliwości, za sprawą porządnego procesora, w lepszej konfiguracji byłby bardziej responsywny (nie mówię tutaj o trybie Metro – on działa jak zawsze płynnie). Z przykrością muszę też stwierdzić, że praca z rysikiem nie jest zbyt wygodna. Gumuwane uszczelki na brzegach utrudniają pracę, nie mówiąc o tym, że system nie wydaje się zbyt dobrze dostosowany do takiego akcesorium. Nie ma porównania do zabawy z urządzeniami Samsunga, który w urządzeniach z serii Note wspina się na wyżyny w tej kwestii. Sporym mankamentem jest także wiatrak, który jest po prostu głośny i to na tyle, że szybko staje się to irytujące. Można na szczęście przełączyć go w tryb cichy, co powoduje jednak, że przy bardziej aktywnym używaniu, konstrukcja szybko się nagrzewa.

Podsumowanie

Niezależnie od tego czy planujecie wypad na zbocze wulkanu czy służycie na misji wojskowej w Afganistanie, albo lubicie skompresować parę plików podczas wypadu do amazońskiej dżungli, Toughhpad jest urządzeniem dla Was. Owszem, jest diablenie drogi, bo kosztuje około dwunastu tysięcy złotych, ale jeżeli szukacie wytrzymałego (i przede wszystkim wytrzymałego), dziesięciocalowego tabletu na Windowsie, to nie ma alternatywy. W tej kategorii Panasonic konkuruje chyba tylko z Getaciem E110 i F110, aczkolwiek nie zastanawiałbym się zbyt długo nad wyborem. Chciałoby się jedynie, żeby sprzęt pracował nieco ciszej i miał jeszcze ze dwa dodatkowe złącza USB.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

MobilepanasonicRecenzja