Gry

Recenzja Avatar: Frontiers of Pandora. Zdecydowanie wolę grę od filmu!

Konrad Kozłowski
Recenzja Avatar: Frontiers of Pandora. Zdecydowanie wolę grę od filmu!
3

Wycieczka do świata wykreowanego przez Jamesa Camerona była jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie i pod wieloma względami bardzo udana. Ale nie wszystko się udało. Oceniamy grę Avatar: Frontiers of Pandora.

Zachwytom nad pierwszą częścią "Avatara" nie było końca. Nawet wiele lat po premierze widzowie i krytycy wspominali tę produkcję raczej optymistycznie, chwaląc różne aspekty i z różnych perspektyw film Jamesa Camerona. Dla niektórych było to jedyne prawdziwe widowisko 3D, któremu nie zdołały dorównać inne produkcje wykorzystujące tę technologię. Dla innych pierwszorzędną rolę odgrywała warstwa wizualna "Avatara", która także dziś - czternaście lat później - potrafi cieszyć oko (szczególnie w wersji zremasterowanej filmu). A co spodobało się najbardziej mi, skoro tak bardzo czekałem na debiutującą w tym roku grę?

Pandora - piękny i zachwycający świat, którego musisz bronić

Od zawsze moją uwagę przykuwał świat wymyślony i zaprojektowany przez cenionego i popularnego reżysera. Pandora nie jest światem zupełnie nowym, łączy w sobie cechy z kilku innych dzieł, ale jest to na tyle spójne, ładne i angażujące, że premiera drugiego filmu z serii była dla mnie przede wszystkim szansą do powrotu do świata zamieszkanego przez Na'vi. Jest bogaty, piękny i różnorodny, dlatego możliwość ujrzenia go w nowej wersji (nie oszukujmy się, nowsza technologia pozwala uczynić go jeszcze ładniejszym) to nie lada gratka. Nawet jeśli sama opowieść jest wtórna i przewidywalna.

Pojawienie się sposobności samodzielnego przemierzania tego świata oraz obcowania z fauną i florą Pandory, to prawdopodobnie największa zaleta gry "Avatar: Frontiers of Pandora". Każdy zakamarek został zaprojektowany z dużą starannością, a możliwości odwiedzania go z taką swobodą, nie tylko biegając po powierzchni, ale także wspinając się i... latając, to spełnienie marzeń wielu widzów i graczy. Początki rozgrywki są dość typowe, bo samouczek został wdrożony do gry pod przykrywką opóźnionego wdrażania w życie Na'vi - nasz bohater lub bohaterka zostali porwani za młodu, dlatego nie miał(a) szansy poznać życia klanu od środka i nabrać odpowiednich nawyków oraz umiejętności.

Niektórych skrótów i schematów nie sposób uniknąć

Te zdobywamy i rozwijamy również podczas późniejszych etapów, ale to wstęp do gry jest kluczowym momentem, by zapoznać się z mechanizmami i zasadami. I tak oto przekazywane nam są tajniki wspinaczki, skrania, gromadzenia i budowania przedmiotów, a także walki. Niezbędne jest zbieranie surowców oraz regularne posiłki, ponieważ siły tracimy momentalnie, jeśli prowadzimy aktywny tryb życia. Przemierzanie długich dystansów, nawet korzystając z ułatwień, drenuje paski zasobów, dlatego bardzo szybko przyzwyczaić się można do powtarzalnych czynności, choć i tutaj starano się urozmaicić grę na ile to możliwe. Niektóre owoce zbierzemy tylko w konkretnych lokalizacjach lub o konkretnej porze dnia, a w miejsce wyzwolonych przez nas obszarów od tych złych, pojawiać się może przepiękna i użyteczna roślinność oferująca możliwość uzupełnienia potrzebnej energii.

Faktem jest, że fabuła gry "Avatar: Frontiers of Pandora" jest bardzo zbliżona do tego, co opowiedziano już w pierwszym i drugim filmie. Wydarzenia, na które tym razem mamy jakiś wpływ, mają miejsce po obydwu odsłonach, dlatego ich znajomość będzie użyteczna i pozwoli lepiej zrozumieć kilka rozwiązań, ale nie uważam, by była niezbędna do czerpnia frajdy z grania. Wszystkie najważniejsze informacje i podpowiedzi otrzymujemy na początku lub w trakcie rozgrywki, ale dążymy do tego samego, co postacie z filmów - uwalniamy świat zamieszkały przez Na'vi od złych ludzi gotowych eksploatować go ponad miarę.

Do kolejnych misji, w tym głównie pobocznych, wkrada się trochę znużenia, ponieważ stale odhaczamy te same zadania, lecz pod płaszczykiem różnych rozdziałów w całej historii. Gra nieustannie stara się też nas zepchnąć z głównej ścieżki, proponując i zachęcając do eksplorowania świata oraz wykonywania dodatkowych tasków, co oczywiście sprawi, że całość zajmie nam więcej czasu. To pozwala nabijać następne godziny na liczniku, ale wcale nie przybliża nas do realizacji celów. Chyba, że tym nadrzędnym pozostaje dla nas poznawanie i zachwycanie się Pandorą.

Zwiedzaj, oglądaj, napawaj się tym światem do woli

I właśnie z tego powodu twórcy gry przenieśli balans rozgrywki na obcowanie z tym światem, odkrywanie go i życie z nim w symbiozie, współpracując z nim w celu ochrony przed najeźdźcami. Jeśli macie taką możliwość, to zadbajcie nie tylko o jak najlepszy sprzęt, ale także ustawienia pozwalające wykorzystać to, co zaprojektowało studio Massive Entertaiment. Podczas rozgrywki na konsoli do wyboru mamy dwa tryby, performance i quality, które odpowiednio stawiają wyżej wydajność sprzętu oraz jakość wyświetlanej grafiki. Czy różnice między nimi są tak duże? Na moje oko nie, choć natrafić można na fragmenty gry, gdzie jest to bardziej widoczne. W ogólnym rozrachunku wybrałem jednak oprawę ponad fpsy, ponieważ XSX nie miał problemu z płynnością, a Pandora o wiele bardziej przekonuje mnie do siebie warstwą wizualną, niż gameplay'em. Tym bardziej, że po dłuższym czasie dość odczuwalne stają się wymuszone na nas grindy.

Każdy element tego świata potrafi jednak skupić na sobie uwagę, dlatego zamiast szybkich transferów bardzo często osobiście wędruję przez Pandorę lub podróżuję na zwierzęciu. Czasami można się trochę pogubić przez nawigację, ale po pewnym czasie nabiera się wprawy. W parze z grafiką podziw mogą budzić efekty dźwiękowe, które na wzór filmów dopełniają obrazu obcego, ale przyciągającego nas jak magnes świata. Przyroda i zwierzęta rozbrzmiewają w słuchawkach/głośnikach na każdym kroku, co tylko wciąga w grę jeszcze bardziej, bo zdarzało mi się stać na wyższym punkcie, podziwiać widoki i wsłuchiwać się we wszystko dookoła przez kilkadziesiąt sekund, zanim ruszyłem dalej. Pandora tętni życiem i przyjemnie się to podziwia. Warto też odnotować, że gra zapisuje się tylko w wybranych momentach, co potrafi czasami zirytować.

Dla kogo jest gra Avatar: Frontiers of Pandora?

Aspekty wizualne i swoboda w eksploracji tego świata, chłonięcia atmosfery każdego zakątka i dokładniejszego poznawania zakamarków to coś, co regularnie ciągnie mnie z powrotem przed konsolę. "Avatar" potrafił wzruszyć i zachwycić, ale raczej nie zaskoczyć - ta sama zasada tyczy się gry, która korzysta z podobnych mechanizmów co inne tytuły Ubisoftu (porównania do Primala nie są przypadkowe). Twórcom gry udało się jednak osiągnąć całkiem sporo w momencie, gdy wiele gier wykorzystujących duże marki potrafi zaliczyć potężną wtopę. Jeśli Avatar, jako jeden z filmowych światów nie zdołał Was jeszcze zaciekawić i zaangażować, to  gra "Avatar: Frontiers of Pandora" raczej tego nie zmieni. Jeśli jednak w obydwu filmach było cokolwiek, co do Was przemówiło, to spędzone na Pandorze godziny będziecie w stanie łatwo sobie uzasadnić.

Avatar: Frontiers of Pandora
plusy
  • piękny i tętniący życiem świat
  • oprawa wizualna i dźwiękowa
  • szansa na poznawanie i odkrywanie Pandory
  • dość wymagające pojedynki
  • świetna propozycja dla fanów Avatara
minusy
  • zadania poboczne trochę męczą
  • schematyczna i przewidywalna fabuła
  • zapożyczenia z innych gier Ubisoftu
  • dlaczego nie wyszła w okolicach premiery filmu?

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu