Sporą część minionego weekendu poświęciłem na czytanie branżowych doniesień z poprzednich lat. Takie wycieczki w przeszłość potrafią być bardzo intryg...
Sporą część minionego weekendu poświęciłem na czytanie branżowych doniesień z poprzednich lat. Takie wycieczki w przeszłość potrafią być bardzo intrygujące, a w branży IT wystarczy wykonać krok wstecz o kilka lat i już się robi ciekawie – czas szybko tu leci i sporo zmienia się na przestrzeni jednego roku. Po takiej wyprawie materiałów na wpisy nie brakuje, a jeden z odgrzebanych tekstów okazał się bardzo na czasie. Dotyczył sprzedaży Motoroli, Nokii oraz RIM.
Tekst stary nie jest – pojawił się w serwisie digitimes.com w październiku 2012 roku. Przekaz był prosty: firmy Nokia, Motorola oraz RIM mogą zostać sprzedane (w częściach), ponieważ nie wiedzie im się najlepiej i generują straty. Po pięciu kwartałach prognoza sprawdziła się w 2/3 – trzyma się jeszcze RIM (dzisiaj już BlackBerry), ale w znacznej mierze może to wynikać z działań kanadyjskich władz, które czuwają, by korporacja nie trafiła w niepowołane ręce. Jednocześnie trudno stwierdzić, które ręce są/będą powołane. O Kanadyjczykach za chwilę – najpierw kilka słów o legendach z Finlandii oraz USA.
Co można napisać o sytuacji Nokii oraz Motoroli w 2012 roku? Zapewne nie znajdzie się wiele pozytywów: producenci nie zarabiali, cięli etaty, sprzedawali majątek i co kilka dni mogli się dowiedzieć z mediów, że nie jest dobrze. Zresztą, sami pewnie najlepiej zdawali sobie z tego sprawę. Obie korporacje sporo łączyło - zarówno w tym konkretnym okresie, jak też na dłuższym odcinku czasu. Główna różnica polegała na tym, iż Nokia nadal była samodzielnym graczem na rynku mobilnym (nie wnikajmy już w to, jaki wpływ na ich poczynania miał Microsoft), a Motorola znalazła się w rekach Google. Czy to miało wpływ na ich przyszłość?
Nokia w październiku 2012 roku mogła się pochwalić przede wszystkim tym, że w trzecim kwartale zanotowała prawie miliard euro strat. Był to kolejny kiepski kwartał i coraz częściej padało pytanie, kiedy Microsoft przejmie fińską firmę. Bo z każdym miesiącem wydawało się to bardziej prawdopodobne. Sytuacja zmieniła się trochę na początku 2013 roku, gdy okazało się, że pod koniec roku 2012 zanotowano zysk. I to całkiem spory: korporacja zarobiła kilkaset milionów euro. Pojawiło się światełko w tunelu, niektórzy zakładali, że z każdym kwartałem będzie ono jaśnieć za sprawą zaprezentowanej niedawno nowej wersji platformy Windows Phone (czyli "ósemki"), a także kolejnych urządzeń współpracujących z tym OS.
Kolejne miesiące pokazały, że entuzjazm znacznej części komentatorów był przedwczesny: sprzedaż smartfonów z Windows Phone 8 nie rosła w oszałamiającym tempie, Nokia znów notowała straty, a przyszłość wydawała się niepewna. Pojawiały się oczywiście głosy, iż warto poczekać na drugą połowę roku i jesienne premiery, które mogą przynieść kilka ciekawych produktów. Te ostatnie faktycznie nadeszły, ale poprzedziła je informacja, iż Nokia sprzedaje biznes mobilny Microsoftowi. Zaskoczenie? I tak, i nie: o przejęciu mówiono już od dłuższego czasu, los Nokii stawał się coraz bardziej niepewny i firma musiała ratować to, co mogła, by utrzymać się na powierzchni. Szok może i był, lecz bardziej dotyczył on całego procesu upadku Nokii, a nie samej sprzedaży. Umowa z gigantem z Redmond to po prostu „kropka nad i”. Znacznie bardziej zdziwiła mnie wieść o zmianie właściciela Motoroli.
Dzisiaj nie brakuje opinii, że sprzedaż Motoroli nie mogła być zaskoczeniem, bo Google planowało taki ruch od samego początku. Przecież od połowy sierpnia 2011 roku powtarzano, iż gigant z Mountain View kupił tego gracza dla jego portfolio patentowego. W październiku 2012 roku nie zastanawiano się czy, ale kiedy Google sprzeda smartfonowy biznes, zostawiając sobie patenty. Motorola przynosiła spore straty, nie pomagała restrukturyzacja i cięcie kosztów. Gdyby wówczas doszło do sprzedaży, nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia. Taki scenariusz nie został jednak zrealizowany.
Można to oczywiście tłumaczyć brakiem sensownej oferty: Google po prostu nie miało komu sprzedać Motoroli. Albo nie chciało tego robić na siłę, inkasując niewielką sumę. Nie wykluczałbym jednak innej opcji: korporacja eksperymentowała ze swoim biznesem i sprawdzała, jak poradzi sobie z własnym producentem, jak zareagują na to klienci i przede wszystkim co powiedzą dotychczasowi partnerzy. Gdyby internetowemu gigantowi nie chodził po głowie plan rewolucji, to prawdopodobnie nie oglądalibyśmy smartfonów Moto X oraz Moto G.
Wspomniane dwa modele sprawiły, że rok po publikacji tekstu przywołanego na początku wpisu, nie odbierałem przejęcia Motoroli jako wydarzenia podyktowanego wyłącznie kwestiami patentowymi. Coraz częściej patrzyłem na korporację z Mountain View, jak na gracza, który uniezależnia się od innych firm i tworzy spójny i zamknięty ekosystem. Podejrzewam, że nie tylko ja miałem takie wrażenie. Zakładam nawet, że decydentom Google też chodziła po głowie taka wizja, ale po dogłębnej analizie wszystkich za i przeciw wycofali się z tego projektu. I chociaż po samym ogłoszeniu decyzji o sprzedaży Motoroli byłem mocno zdumiony (znacznie bardziej niż w przypadku Nokii), to z każdym dniem decyzja wydaje się coraz bardziej zrozumiała. Google jest potężną korporacją, ale nie na tyle, by samemu rozdawać karty w tym biznesie. Póki co.
Pozostała nam jeszcze kanadyjska korporacja. I od razu można powiedzieć, że legendzie nie pomogła zmiana nazwy, nowe smartfony zrywające z dawnym designem i formą produktów korporacji RIM. Zbawieniem nie okazały się również świeży system czy zmiany na fotelu CEO. Nie będzie przesadą (ani też niespodzianką) stwierdzenie, że BlackBerry znajduje się dzisiaj w gorszej sytuacji niż pod koniec roku 2012. Nie mam tu na myśli wyników finansowych, rynkowych udziałów czy stanu kont – producent z Ameryki Północnej znajduje się w większych tarapatach, ponieważ szybko gaśnie nadzieja na poprawę.
Pięć kwartałów temu optymiści mogli zakładać, że system BlackBerry 10 i współpracujące z nim urządzenia uratują firmę. To miało być coś w rodzaju wunderwaffe, które nie tyle pozwoli korporacji chwilę odetchnąć, co diametralnie zmieni jej rynkowe położenie. Rozpocząć miał się nowy rozdział w historii producenta, ale nawiązywałby on do przeszłości giganta. Tej chlubnej przeszłości, gdy RIM zarabiał pieniądze, stanowił symbol luksusu i nowoczesności, był dobrze kojarzony przez klientów. Gdy liczył się na rynku. O odzyskaniu dawnej pozycji mowy być nie mogło, ale próbowano wrócić do grona liczących się graczy i wyjść z marginesu branży.
Rok 2013 mógł zatem przynieść Kanadyjczykom dobre informacje, nakręcić ich do dalszego działania i walki o klienta. Sęk w tym, że nie przyniósł i nie nakręcił. Raczej podminował i dał do zrozumienia, iż starego porządku nie da się odtworzyć, a z odnalezieniem się w nowych realiach może być trudno. Zamiast o sukcesach platformy BB 10 i współpracujących z nią urządzeń, mówiono głównie o upadku BB lub przejęciu tego gracza. Rozpisywano różne scenariusze, pojawiło się przynajmniej kilka nazw firm, które miałyby wyłożyć na kanadyjską legendę parę miliardów dolarów. Do tej pory sprawa nie znalazła jednak swojego finału i na dobrą sprawę nie wiadomo, jak miałby on wyglądać. Kanadyjskie władze chronią swoje interesy, akcjonariusze firmy mają zapewne inną wizję, decydenci mogą jedynie rozłożyć ręce w geście rozpaczy. Zwłaszcza, że grono potencjalnych kupców jest coraz mniejsze.
Ciekawe w tej historii (lub a tych historiach) jest to, że Nokia sprzedała swój oddział mobilny korporacji, którą wymieniano wśród firm mogących przejąć RIM/BlackBerry, a Motorola trafiła w ręce Lenovo, które było nawet zainteresowane zakupem kanadyjskiego producenta. Losy tych graczy w jakimś stopniu się ze sobą przeplatały. Zresztą, jest inny powód, by mówić o nich jednocześnie: mamy do czynienia z trzema legendami branży mobilnej i trudno uznać to określenie za przesadzone. To trzy korporacje, które budowały fundamenty komórkowego biznesu i w olbrzymim stopniu wpłynęły na jego rozwój. Same jednak nie wytrzymały rosnącego tempa owego rozwoju i w końcu musiały powiedzieć pas. Stąd już niedaleka droga do opinii, iż Apple i Samsung wiecznie kart w tym sektorze rozdawać nie będą. Ale to już motyw na inny wpis.
Źródło grafiki: androidauthority.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu