Jakiś czas temu zrobiło się głośno o raporcie Biblioteki Narodowej dotyczącym stanu czytelnictwa w Polsce w roku 2014. Media podawały najważniejsze, b...
Jakiś czas temu zrobiło się głośno o raporcie Biblioteki Narodowej dotyczącym stanu czytelnictwa w Polsce w roku 2014. Media podawały najważniejsze, by nie napisać najbardziej szokujące dane z tego dokumentu, okazało się, że jako naród nie możemy pretendować do tytułu czytelnika roku. Co więcej, spora część społeczeństwa z czytaniem ma niewiele wspólnego. Kto winny? Odpowiem pytaniem: A czy ktoś musi być winny?
Na razie pobieżnie przejrzałem raport BN, w wolnej chwili postaram się zapoznać z całością, bo znajduje się w nim pewnie wiele ciekawych informacji, także tych dotyczących nowych mediów i ich wpływu na czytelnictwo. Wam również polecam lekturę dokumentu, znajdziecie go pod tym adresem. Tymczasem skupię się na wiadomości z raportu, która w ostatnim czasie była przywoływana przez media: 6,2 mln Polaków znajduje się poza kulturą pisma. Oznacza to, że w roku 2014 nie przeczytali oni żadnej książki, prasy też nie tknęli. Szok, bo mowa o dużej (!) części społeczeństwa.
Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, zaczęła się dyskusja (czasem przypomina to bardziej kłótnię), w której próbuje się dowieść kto lub co odpowiada za ten "problem", dlaczego Polacy nie czytają i jak to zmienić. I wracają stare demony, o których już pisałem na AW: Internet odmóżdża, ludzie wolą memy od książek, winny Empik (plus dyskonty, supermarkety i księgarnię sieciowe). Bo drogo, bo słaby poziom książek, bo telewizja i gry komputerowe. No i nie zapominajmy o tym, że sporo ludzi mieszka na wsi, a tam nie ma księgarni, z Internetem też czasem problem, więc trudno zamówić w e-sklepie. Dramat, tyle czynników sprzysięgło się przeciw Polakom.
Czytam to wszystko i zastanawiam się, czy problem faktycznie wynika ze wspomnianych przyczyn. Przyznam, że nie przemawiają do mnie te argumenty. Każdy ma swoje ułomności, a w pakiecie tworzą coś pokracznego. Polacy nie czytają lub czytają rzadko, bo po prostu im się nie chce. A jeżeli komuś nie chce się czegoś robić, to zawsze znajdzie się wytłumaczenie dla danego zachowania. I nie zmieni się tego ustawami, reklamami w tv czy w Sieci promującymi czytanie, informacjami w wiadomościach radiowych, z których dowiadujemy się, że pokaźny odsetek rodaków zachowuje się niczym jaskiniowcy i staje się wtórnym analfabetą. Gdyby nawet dostarczać co miesiąc do każdego domu 100 książek (za darmo!) o przeróżnej tematyce i na zróżnicowanym poziomie trudności, to i tak kilka milionów Polaków nie tknie tej przesyłki. Albo tknie w innym celu - użyje jako opału, podpórki pod łóżko itp.
Poważna część społeczeństwa nie korzysta dzisiaj z dóbr kultury chociaż te naprawdę są na wyciągnięcie ręki. Dostępne w Sieci za darmo lub za niewielką opłatą, udostępniane także stacjonarnie. Nie jest tak, że dzisiaj dobrą książkę można kupić tylko w Empiku za 50 złotych. Mnóstwo książek kupiłem tanio lub bardzo tanio. Na wyprzedażach, kiermaszach, od ludzi, którzy pozbywali się ich z domu, bo nie było miejsca na plazmę. Kilka miesięcy temu wróciłem do domu z pudłem wypchanym książkami i zapłaciłem za nie równowartość dwóch piw w barze. Dlatego nie dam sobie wmówić, że Polacy nie czytają, bo jest drogo - jeśli ktoś zechce poczytać tanio, to mu się uda. W mojej rodzinnej miejscowości jakiś czas temu zlikwidowano bibliotekę. Bo nikt z niej nie korzystał. Książki jak wiadomo są dostepne za darmo w instytucjach tego typu. Problemem jest zatem wyniszczający rynek Empik albo wysoka cena nowości?
Nie twierdzę, że obok zjawiska powinniśmy przejść obojętnie, machnąć na to ręką. Warto zastanowić się, jak zachęcić (powtórzę: zachęcić) ludzi do obcowania z tekstem dłuższym niż wyniki lotka czy napis na bilecie do kina. Jeżeli podejmie się sensowne kroki, to może uda się namówić parę milionów osób do czytania, przekona się ich, że to jednak fajne. Nadal jednak zostanie kilka milionów opornych. Zmuszać ich? Nie, skoro nie chcą, to niech nie czytają. Przecież nie jest tak, że przed wiekami wszyscy Polacy czytali i byli światli, a dzisiaj te piękne tradycje umarły. Mnóstwo ludzi nie czytało, nie czyta i nie zacznie czytać. Tak po prostu. I nie można ich wszystkich wrzucić do worka z napisem "idioci". Znam kilka wykształconych, inteligentnych osób, które nie czytają zbyt wiele. Bo po prostu im się nie chce, nie lubią, wolą inne rozrywki. Wysłać ich do obozów czytelniczych? Nie, może po prostu pogódźmy się z tym, że nie jesteśmy narodem moli książkowych.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu