LG

Po latach marazmu LG w końcu wychodzi na prostą

Maciej Sikorski
Po latach marazmu LG w końcu wychodzi na prostą
6

Kilka dni temu pisałem o ciekawej sytuacji na rynku mobilnym: przybywa producentów smartfonów, ich aspiracje rosną, plany sprzedażowe również, nie brakuje odważnych deklaracji ze strony top menedżerów większych i mniejszych firm. Jednocześnie jednak nie można zapominać, że rynek nie jest z gumy i z...

Kilka dni temu pisałem o ciekawej sytuacji na rynku mobilnym: przybywa producentów smartfonów, ich aspiracje rosną, plany sprzedażowe również, nie brakuje odważnych deklaracji ze strony top menedżerów większych i mniejszych firm. Jednocześnie jednak nie można zapominać, że rynek nie jest z gumy i z pewnością nie zarobią na nim wszyscy chętni. Wśród producentów, którzy mogą trochę namieszać i raczej nie odpuszczą walki o segment mobilny znajdziemy LG.

Spore możliwości, marne wyniki

Rodzimy konkurent Samsunga to obok Lenovo firma, której od paru lat bacznie przyglądam się w segmencie smartfonów. Obu tym graczom niejednokrotnie wróżyłem sukces i czekałem na kolejne ruchy w ich wykonaniu. Chiński gigant z rynku komputerowego wykonał w końcu kilka ważnych kroków: przejął Motorolę (i jednocześnie stał się bliskim partnerem Google), zabrał się za budowanie portfolio patentowego, coraz śmielej patrzy na rynek globalny i mówi o swoim udziale w budowaniu świata PC Plus. Lenovo w końcu pokazało pazur i naprawdę zdziwiłbym się, gdyby starania korporacji poszły na marne. Gigant z Państwa Środka chce w duecie z Motorolą sprzedać w przyszłym roku ponad 100 mln smartfonów i wierzę, że to zrobi.

Wracam jednak do LG, czyli drugiej firmy o sporym potencjale. Spodziewałem się po niej mocnego uderzenia przed "globalnym startem" Lenovo. Czekałem, ale się nie doczekałem. Producent przez lata publikował kiepskie wyniki z rynku mobilnego, a mnie pozostawało kręcić głową z niedowierzaniem, ponieważ marnowano spore możliwości. LG nie produkowało smartfonów gorszych od urządzeń Samsunga, lecz mimo to przegrywało ze swoim odwiecznym rywalem i to z kretesem. Co się na to składało? LG ganiono np. za brak aktualizacji dla ich słuchawek, za kiepską rozpoznawalność ich sprzętu (czyt. brak reklamy oraz atutów, które wyróżniłyby produkty na rynku), za marne osiągnięcia na polu innowacyjności (nawet jeśli były, to nie mówiono o nich wystarczająco głośno). Mnie najbardziej dziwiły jednak opóźnienia w globalnej sprzedaży smartfonów. Firma prezentowała jakiś sprzęt i przypominaliśmy sobie o nim po pół roku, gdy komentowano jego wyniki sprzedaży.

Wszystkie te wady i niedociągnięcia stworzyły obraz producenta, który nie mógł się cieszyć uznaniem klientów. Chociaż firma cały czas utrzymywała się dość wysoko w rankingach sprzedaży smartfonów i telefonów, to zawdzięczała to przede wszystkim masowej sprzedaży tanich produktów. Przez to znacznie bliżej było jej do chińskich firm walczących o klienta atrakcyjną ceną, niż do Samsunga budującego swoją markę na coraz lepszym sprzęcie (mowa o flagowcach) oraz na współzawodnictwie z Apple. Samsunga powiększającego rynkowe udziały nie tylko za sprawą taniego sprzętu (bo tego w ich ofercie nie brakowało i nie brakuje), ale też dzięki lepszej jakości oraz innowacyjności produktów (nawet, jeśli pod tym względem nie dominowali nad konkurencją w bardzo wyraźny sposób, to potrafili stworzyć taki obraz swojej oferty). Samsung zdołał wyrwać lwią część rynku walącej się Nokii oraz będącemu w świetnej formie Apple, a LG było zmuszone dokładać cały czas do produkcji telefonów.

Światełko w tunelu

Przełomowym momentem w historii oddziału mobilnego LG była chyba współpraca z Google przy smartfonie Nexus 4. Dało się wówczas zauważyć, że firma zaczyna wyrywać się z dawnego marazmu. Nadal nie brakowało błędów i wpadek (przecież sprzedaż flagowca Google nie przebiegała w sielankowej atmosferze i bez problemów), ale producent zgarnął za ten sprzęt sporo pochwał: dostarczono klientom dobrze skonstruowany, wydajny i atrakcyjny cenowo produkt. Marka Nexus przestawała być tworem kojarzonym przede wszystkim przez zapaleńców śledzących nowinki w tej branży – czwórka od LG wyniosła telefon Google na nowy poziom, na czym skorzystał także partner giganta z Mountain View.

Obie strony układu mogły być zadowolone i prawdopodobnie były (mino małych niesnasek spowodowanych szukaniem winnych ograniczonej dostępności Nexusa 4): kolejnego Nexusa również przygotowało LG. Sprzęt okazał się większym sukcesem niż jego poprzednik. Na tym modelu można było zarabiać, stanowił on świetną reklamę dla Androida, Google miało powody do zadowolenia, ponieważ wyłaniał się kandydat na konkurenta Samsunga. LG miało powody do zadowolenia… z tego samego powodu. Jednocześnie firma przekonała niedowiarków, że czwórka nie była "wypadkiem przy pracy", że w końcu zaczyna być wykorzystywany potencjał, który może pomóc korporacji otworzyć drzwi do wyższej ligi graczy. Nie zdziwiłbym się, gdyby jednocześnie LG przekonało samego siebie, iż wcale nie musi być bardzo ubogim krewnym Samsunga i może grać o wyższą stawkę.

Równocześnie z produkcją Nexusów, LG budowało autorską ofertę i chciało stworzyć rozpoznawalną linię flagowców. Obecnie funkcję ich wizytówki pełni model G2. Atrakcyjny pod względem wizualnym, z kilkoma interesującymi rozwiązaniami w zakresie budowy i funkcjonalności, w przystępnej cenie (jak na sprzęt tego typu). Koreańczycy stworzyli coś naprawdę ciekawego i zdolnego do walki z flagowcami Sony, Samsunga czy HTC. LG mogło być dumne z tego produktu. I być może w firmie wiwatowano by na jego cześć, gdyby nie pewien istotny problem: smartfon kiepsko się sprzedawał. W ciągu czterech miesięcy od rozpoczęcia sprzedaży udało się znaleźć nabywców dla 2,3 mln sztuk tego urządzenia. Poniżej oczekiwań firmy, analityków, a już w pewnością akcjonariuszy korporacji.

Flagowiec miał się dobrze sprzedawać i jednocześnie napędzać sprzedaż innych telefonów, ale ostatecznie nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Firma nie zajęła trzeciego miejsca w rankingu producentów notujących największą sprzedaż smartfonów – ani w czwartym kwartale 2013 roku, ani w całym 2013 roku. Dwukrotnie musiała ustąpić chińskiej konkurencji. Gorsze wyniki idące w parze z większa aktywnością na polu marketingu i reklamy sprawiły, że korporacja znowu musiała dołożyć do biznesu. Czy po tej wpadce należało powiedzieć "dość", odpuścić i skupić się na telewizorach oraz AGD? Zdecydowanie nie.

Po wyniki, po pieniądze

Poświęcam dzisiaj uwagę LG ze względu na prognozy, jakie krążyły w branży w ubiegłym tygodniu. Dotyczą one wyników sprzedaży smartfonów koreańskiego producenta w II kwartale 2014 roku. Powinna ona wynieść 15 mln sztuk. Byłby to rekord firmy, która w IV kwartale 2013 roku sprzedała blisko 14 mln smartfonów, a w II kwartale 2013 roku niewiele ponad 12 mln sztuk inteligentnych telefonów. Wynik 15 mln sprzedanych urządzeń wydaje się możliwy do osiągnięcia i producent powinien przebić tę dość istotną barierę. Jednocześnie wspomina się już o rezultatach sprzedaży korporacji w całym roku 2014. O ile w roku 2013 firmie udało się sprzedać blisko 48 mln smartfonów, o tyle w roku bieżącym ma to być 60 mln. Gdyby zrealizowano ten wynik, to mobilny oddział LG prawdopodobnie mógłby się pochwalić zyskami.

Z jednej strony, prognozy dla LG nie są bardzo wyśrubowane i nie mówimy tu o dublowaniu wyników z roku 2013. Z drugiej jednak strony, należy pamiętać, że o te 60 mln trzeba będzie powalczyć, ponieważ konkurencja nie śpi. W tekście, który przywołałem na samym początku pisałem, że producentów w tej branży przybywa i o wzrosty sprzedaży będzie coraz trudniej, chociaż rynek nadal rośnie w imponującym tempie. Czy LG ma podstawy do tego, by myśleć o utrzymaniu się w okolicach 3-4 miejsca wśród producentów?

Moim skromnym zdaniem, ma. Korporacja prawdopodobnie zamierza kontynuować współpracę z Google i to z pewnością im się opłaci. Google zresztą też, o czym już wspominałem – gigant z Mountain View będzie dążyć do tego, by stworzyć silną konkurencję dla Samsunga, swoistą przeciwwagę dla najpotężniejszego producenta na Androidowym rynku. Lenovo sprzedali Motorolę, LG pewnie nie odbiorą produkcji Nexusa i obaj producenci będą mogli się dzięki temu szybciej rozwijać. Koreański gracz buduje przy tym ofertę skierowaną do różnych klientów – znajdziemy w niej zarówno dość drogi model G Flex, jak i linię L, czyli średnią i niższą półkę. Takie podejście wydaje się rozsądne o czym świadczą doświadczenia Samsunga oraz HTC (tajwańska firma rozbudowuje teraz ofertę, ponieważ ubiegły rok pokazał, że na samym flagowcu daleko się nie zajedzie).

Klient może kupić tabfon Pro 2 z 6-calowym wyświetlaczem, może tez zdecydować się na model G2 mini (LG poszło w tym przypadku tropem Samsunga – mniejsza wersja jest słabsza od flagowca). Za jakiś czas firma zaprezentuje nowego flagowca i przy odpowiedniej promocji powinien on znaleźć więcej odbiorców, niż model G2 (dobre opinie na temat tego ostatniego mogą napędzać sprzedaż klejonego urządzenia). Nie można też wykluczać, że producent zdecyduje się na następne eksperymenty w duchu G Flex. I mam tu na myśli wyłącznie segment smartfonów, choć zdaję sobie sprawę z tego, iż firma myśli poważnie o rynku urządzeń ubieralnych.

LG nie zanotowało w roku ubiegłym świetnych wyników sprzedaży, ale w znacznej mierze wynikało to z błędów przeszłości: firma zapłaciła po prostu za lata marazmu i robienia antyreklamy swojej marce. Trudno zerwać z tym negatywnym obrazem w ciągu kilku kwartałów. W dłuższej perspektywie jest to jednak możliwe i firma powinna dalej podążać drogą, którą wyznaczył Nexus 4. Mają dobry sprzęt, stali się bardziej medialni, rynek zaczyna się nudzić Samsungiem, a LG odbierany jest jako powiew świeżości (przykład stanowi model G Flex). Jeżeli nie wrócą upiory z przeszłości i producent nie przypomni o swoich dawnych wadach, to może zajść w tym biznesie naprawdę daleko.

Źródło: androidandme.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu