Do rozmowy z Michałem usiadłem z mocno sceptycznym nastawieniem. Nie chodziło o osobę Michała bo z nim rozmawiałem pierwszy raz, ale o jego branżę czy...
Pierwszy w blogosferze wywiad z Michałem Wawrzyniakiem. Nazywa siebie Guru i ponoć zarabia miliony mówiąc ludziom jak mają żyć.
Do rozmowy z Michałem usiadłem z mocno sceptycznym nastawieniem. Nie chodziło o osobę Michała bo z nim rozmawiałem pierwszy raz, ale o jego branżę czyli czarodzieja szkoleniowców. Osoby które sprzedają wiedzę teoretyczną opakowaną w dobre i emocjonalne przemówienia. Zresztą trudno nie mieć takich skojarzeń patrząc na filmy z szkoleń NLP :)
Czy po rozmowie zmieniłem zdanie na temat NLP, nie bardzo (Michał zresztą twierdzi, że rzucił NLP). Wierzę natomiast, że są w tej branży ludzie którzy mają pasję i wierzą w to co robią. Jeśli tylko nie szkodzą swoją działalnością innym to dla mnie jest to ok. Przez szkodzenie innym mam na myśli 20 latków którzy nagle wierzą, że są wybitnymi trenerami i szkolą innych z tego jak prowadzić biznes czy jak zachowywać się w związku (a takich cudaków niestety na Youtubie nie brakuje).
Prywatnie i zawodowo Michał okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem, wprawdzie skromnością nie zawsze grzeszy ale też nie zawsze jest to wada. Rozmowę przeprowadziliśmy poprzez Google Dosc (pisząc na żywo pytania i odpowiedzi) a później jeszcze z godzinę rozmawialiśmy o "wszystkim" przez Skype (tak aby się poznać i uwiarygodnić zapisane rzeczy).
Zapraszam do wywiadu:
Na początek : Powiedz nam wszystkim kim jesteś? Czym się zajmujesz i ja zarabiasz na życie?
Pierwsze pytanie i pierwszy problem. Trudno jest sklasyfikować mój zawód. Szczególnie w naszym kraju. Ponieważ za oceanem, jest to normalne, naturalne, szanowane i podziwiane. U nas, tak nowe, że aż dla niektórych dziwne. Nasze społeczeństwo dziwnie reaguje na mówców, motywatorów, inspiratorów, szkoleniowców, trenerów, coachów. Dlatego od dawna szukam nazwy dla siebie i tego co robię. Ponieważ wiele łatek przyklejanych prze ludzi, jest błędnych.
Najbliżej temu co robię oddaje chyba stwierdzenie, że prowadząc wystąpienia publiczne, sprzedaję innym, mój indywidualny i subiektywny punkt widzenia. Zachęcam ich do inspirowania się sukcesami innych, oraz wyciągania wniosków. Nie tylko z success story, ale i porażek. Chętnie dzielę się swoją wiedzą oraz tym co potrafię najlepiej, łącząc mówię z indywidualnym stylem. Tworzę klimat wystąpienia poprzez światło, muzykę, scenografię. Oprawę, która nie tylko jest obecna na scenie, ale pojawia się obok widza. Stroje w które się przebieram, pomagają uwypuklić to co chcę przekazać, dzięki czemu jest o wiele łatwiej zabrać widza i uczestnika w inny świat. Wtedy łatwiej rozumiemy, a także wyciągamy wnioski.
https://www.youtube.com/watch?v=-cDH01E9XfY&list=UU2ADEQVFR1PSgdNm66C_aCA
Zajmuję się więc zmianą Mentalności, co sama nazwa mojej firmy wskazuje: MentalWay (wytnijcie sobie to później jeśli macie ochotę, żeby Wam niektórzy czytelnicy nie stękali, że za dużo product placement, ale trudno jest pisać o tym co się robi, bez podawania nazw).
Uważam, że wiele zaczyna i kończy się w głowie, więc pomagam ludziom inaczej patrzeć na świąt, życie i biznes. Daję im inne mentalne nastawienie, świeży punkt widzenia, coś zupełnie przeciwnego. Często coś, co nazywam “zderzeniem światów” (jak np. nasz dzisiejszy wywiad), może przynieść dużo nowych, ciekawych, otwierających głowę idei. Właśnie w tym pomagam moim klientom, fanom, słuchaczom, czytelnikom i uczestnikom. W zależności, czy mnie tylko słuchają, czy oglądają wideo, czy uczestniczą w wystąpieniach, czy też czytają książkę.
Pomagasz ludziom czy pomagasz sobie? Pytam bo jest bardzo dużo negatywnych opinii związanych z twoim “zawodem”
Czy pomagam ludziom? Trudno jest to ocenić. Dlatego często nie polecam tej formy rozwoju pewnym osobom, firmom. Z tego powodu od lat nie jeździłem po Polsce jak inni trenerzy, żeby szkolić ludzi w ich firmach. Przypomina to nalot kogoś nawiedzonego, kto zaczyna pieprzyć od rzeczy, uderza pięścią w stół (szczególnie przy mojej formie, pełnej mocny słów, wyrazu i dużych dawek emocji), ze stołu podnosi się kurz (ponieważ każdy ma jakieś tematy, które można udoskonalić, a ktoś kto obcuje z ludźmi, potrafi odczytywać te jawne sygnały), na tym kurzu odbijają się promienie słońca wpadające przez okno, które wydają się czymś wspaniałym. Czymś co błyszczy i jest wow. Zaraz po tym trener jedzie do domu, a we firmie zostaje syf. Kurz opada, tworzy smugi brudu i problemów. Może nawet się okazać, że jest gorzej niż przed jego przyjazdem.
UWAGA - film dla dorosłych z ogromną ilością epitetów! Ostry kawałek, wyrwany z kontekstu!
Czy pomagam sobie? Zdecydowanie tak. Często to powtarzam ze sceny, że wiele eventów nie jest dochodowe, ale robię to dla siebie, żeby lepiej wejść w dany temat, oraz podnieść poziom zrozumienia w moim zespole. Uczestnicy mogą z tego skorzystać, dzięki ogromnej różnicy cenowej (trudno jest to wyjaśnić w kilku słowach, ale idea Milionowego Klubu opisana jest na stronie http://www.KRMW.pl).
Daleki więc jestem od początkowego nawiedzenia, że każdy potrzebuje mojej pomocy, że każdy może i wręcz musi. Nawet moje osobiste hasło: Zawsze i Wszędzie Możesz Wszystko, jest precyzyjnie określone.
No dobra, widzę, że trochę odpłynąłeś :) Zadam więc pytanie inaczej. O czym mówisz podczas swoich wystąpień, dla kogo i dlaczego uważasz że masz kompetencje aby o tym mówić?
Haha, czemu uważasz, że odpłynąłem? Strasznie ciężko jest streścić kilkunastogodzinne wystąpienie, do kilku wersów wywiadu. Moje najdłuższe wystąpienie trwało 22 godziny 40 minut. Po nim miałem propozycję bicia rekordu Guinessa, ale niestety nie było nas wtedy na to stać.
Prowadząc moje wystąpienia mówię o kilkunastu tematach. Od podstawowych życiowych, takich jak umiejętność otworzenia się na marzenia i większe oczekiwania. Poprzez relacje związkowe, ale budowane od podstaw, czyli nas samych. Gdzie oboje wymagamy od siebie 100% i tyle sobie dajem (moja definicja Perfect Couple). Przez kształcenie umiejętności lidera, dowodzącego swoim zespołem, teamem, aż do budowania pozycji eksperta na swoim polu.
Uczę tego wszystkiego, ponieważ uważam, że życie daje każdemu z nas wystarczające kompetencje żeby dzielić się z innymi swoimi doświadczeniami. Ja im po prostu dokładam to co z reguły kuleje. Skuteczne opakowanie i formę. Zasady budowania swoich silnych stron, sposoby skutecznego marketingu. Różne formy prowadzenia biznesów.
Opieram to o ponad 11 lat doświadczenia w branży IT, 6 lat w branży Beauty oraz obecnie 7 lat w branży szkoleniowej. Razem daje to w sumie ciekawy kawałek świata, osobowości oraz własnej przemiany. Opakowuję to w humor, sex, życie i biznes, a ludzie to uwielbiają. Czy to wystarcza Ci do oceny moich kompetencji ;) ?
Czy ty jesteś jednym z tej sekty NLP? Dla mnie (bez urazy oczywiście) to grupa ludzi bez kompetencji którzy wmawiają innym jak żyć, jak prowadzić biznes i jak się rozwijać. Widząc 20 latka prowadzącego szkolenia “biznesowe” zawsze parskam ze śmiechu.
Boże! Byłem! Uciekłem, udało mi się wyrwać! A poważniej mówiąc, to pytanie jest mocno tendencyjne. Dlaczego? Dlatego, że pokazuje jak śmiesznie niski poziom wiedzy posiadają inne branże o sobie nawzajem. Niby inteligentna branża blogerska, dziennikarska, technologiczna, a powiela schematy Stefana stojącego w parcianej koszuli na skraju pola. Dłubiącego w nosie i mówiącego: markety to samo zuło! nie ma jak to wiejska giełda, wszystko świeże…!
Masz pełną rację, że 20 latek, jeszcze dziecko, które nie wie do czego ma fujarkę, chce uczyć innych życia, biznesu, a najlepiej zostać Akszyn Kołczem! Yea! To wierutna bzdura. Zgadzam się z Tobą Grzegorz. Jednak jej przyczyny nie leżą tylko w głupocie tego młodzieńca, ale i możliwości edukacji u nas w kraju. Sam zaczynałem od NLP ponad 7 lat temu, ponieważ nie znałem innej drogi. Po roku dwóch dowiedziałem się, że są inne sposoby “nowoczesnego edukowania ludzi”, ale były jeszcze droższe i dla mnie wcale nie pociągające.
NLP to jeden wielki worek, do którego wrzucono wiele fajnych technik. Tak jak wychowanie fizyczne w szkołach. Dzieciaki ćwiczą dziesiątki różnych form, z wielu dziedzin. Czy WF jest do dupy? Nie, jeśli nauczyciel nie jest. Więc NLP ma potencjał, jest w nim wiele z dobrych czystych taktyk, ale też wiele syfu, bzdur i ściemy. Ile ludzi, tyle opcji przekłamania tego samego.
To wszystko sprawiło, że już w 2012 roku bodajże zacząłem zwiastować koniec NLP w Polsce, sam poprowadziłem ostatnie szkolenie dla moich biznesowych klientów, a całkowicie zerwałem z tym tematem, gdy podsumowując to co robię, okazało się, że na moich szkoleniach od lat jest więcej Wawrzyniaka niż NLP.
Kończąc ten wątek, wygląda on tak samo słabo z boku, gdy mówimy o Startupach. Sprawdżmy! Czy należysz do tej bandy dzieciaków, które mają ego większe niż dziurki w nosie, biegają po konferencjach opowiadając szumne pierdoły, a tak naprawdę wyciągają kasę od inwestorów i przepuszczają ją, po prostu ich okradając? Czy też masz kolejny ten sam odgrzewany kotlet, Twoja apka lub web idea jest po prostu kalką zza oceanu, ale Ty dorabiasz story, bo chcesz wyciągnąć od ludzi kasę?
Wiesz doskonale, że wielu tak robi, ale można też znaleźć ludzi oraz startupy realne. Pełne pasji, oddania, sensu i wartości, w które warto zainwestować nie tylko swoje pieniądze ale i czas. Sam tak robię poprzez różne kampanie CrowdFundingowe, gdzie wspieram talenty innych.
źrodło: MentalWay
Dobra riposta, to znaczy rozumiem co chcesz powiedzieć jednak nadal uważam że znajdę więcej błaznów w “branży” NLP niż w “branży” startupowców :) No ale nie ma co tego temu rozwijać.
Niby tak, ale tylko dlatego, że branża NLP ma większe umiejętności wystąpień publicznych i przemawiania z sensem (nawet gdy gość pieprzy bez sensu ;) a dzieciaki/studenci otwierający nowe startupy, to często zamknięte w sobie geeki, które płoną gdy mają powiedzieć coś do ludzi.
Z tym, że te młode dzieciak chcą robić biznes, który z założenia nie będzie szkodliwy dla innych i dla otoczenia. Młody napalony NLP-owiec może być dla otoczenia szkodliwy, szczególnie kiedy zyska atencję i uwierzy w bzdury które opowiada.
Oj Grzegorz, proszę Cię :). NLP jako biznesmen znam od 1995 roku. Techniki sprzedaży, marketingu, promocji są ogólnodostępne. Pewnego dnia ktoś bystry “zamknął” je jedną łatką i nazwał NLP. Good Name = more sales. Osobiście spośród tych setek napalonych, znam kilku tylko, mega szkodliwych, których faktycznie trzeba byłoby zamknąć w wariatkowie.
To frustraci, zajmujący się niemal 24h na dobę hejtem. Hejtem wobec tych, którzy mają więcej fanów, więcej klientów i więcej osób na sali. Oni często sami piszą: NLP nie działa! ALE JA ODKRYŁEM nowe NLP. Moje NLP działa… ehh.. ale takich idiotów pełno w każdej branży. Nie każdy budowlaniec to pijak. Nie każdy adwokat to gnida, a nie każdy policjant to łapówkarz itd.
Jak myślisz po co ludzie przychodzą na twoje spotkania? Czy możesz powiedzieć jaki jest ich “profil” i ich oczekiwania?
Powinniśmy raczej spytać, kogo ja chcę widzieć na moich eventach. Więc są to dojrzali ludzie, którzy wiedzą, że dodatkowy punkt widzenia jest wartościowy. Chcą nie tylko nowej wiedzy, ale też oczekują jej podania w inny sposób. Nie chcą się nudzić na wykładach. Chcą się bawić, poznawać ludzi na podobnym poziomie. Mieć fun i efekty.
Jednym z większych i mocno błędnych przekonań jest to, że na szkolenia trafiają ludzie pogubieni i z problemami. A co najlepsze, zanim wejdziesz na moją salę, musisz podpisać nie tylko oświadczenie audio/video, ale i informację, że nie jesteś pod opieką lekarza, czy nie leczysz się - ponieważ ja nie jestem psychologiem ani psychiatrą, żeby wysłuchiwać Twoich żali.
Generalnie więc ludzie nie wiedzą, czego oczekiwać po szkoleniach. Porównajmy to do szkoleń marketingowych, czy też budowy startupów, czyli dziedzin, w których Ty jesteś dobry. Wiesz, że często to po prostu wykłady, oparte o case. Ktoś coś pokazuje, ktoś coś opowiada. Jeden prelegent poda dużo fajnych ciekawostek, kolejnych 9 uśpi nas i załamie. To samo robię ja, podczas szkolenia “Art of Dreaming”, lecz dodaję konkretne schematy myślenia.
Podpowiadam jak pokierować swoją mentalnością, żeby wyciągać więcej wniosków. Nie mówię jakie muszą być, ponieważ nie programuje mojego klienta na moje myślenie, ale pokazuję rozpiętość tematu, minusy i plusy. Pomagam wyciągnąć pierwsze wnioski, po czym daję narzędzie żeby ten ktoś dalej to robił sam. Już bez mojej pomocy. Mój osobisty problem, to że muszę podawać zagraniczne case, bo naszych rodzimych jak na lekarstwo.
Ten konkretny event oparty jest o schematy Johna Maxwella, od którego kupiłem licencję na schemat 10 pytań coachingowych. Dzięki nim możemy sprawdzić, czy bujasz w obłokach, czy masz szansę. Dołożyłem do tego moją wiedzę biznesową z ostatnich kilkunastu lat i kilku branży, oraz dodałem casy wielkich startupów, nie tylko technologicznych. Dzięki temu, jest show, jest klimat, jest śmiech, jest wiedza, jest merytoryka, łatwiej się zapamiętuje, a do tego gdy jeszcze wyskoczę na scenę w stroju rodem z NASA i dookoła mnie widać przestrzeń kosmiczną, to od razu człowiek inaczej wchłania, niż na typowej konferencji.
Ile osób przychodzi na twoje spotkania, ile one kosztują?
Z ogromną dumą, która jednak pompuje moje ego (ale dlaczego mam się wstydzić swoich efektów?), mogę Ci odpowiedzieć, że udało mi się stworzyć najprawdopodobniej największą polską (jeśli nie Europejską) firmę szkoleniową, która miesiąc w miesiąc, czasami 2 razy w tygodniu, przyciąga do Kalisza ludzi z ponad 15 okolicznych krajów. Średnio to 400-500 osób, dochodzi do 1000, a za kilka dni 12 października pierwszy event na 2000-3000 osób.
Ta skala i rozmach zobowiązuje, ponieważ przychodzi taki moment gdy człowiek powinien czuć, że zrealizował coś, czego inni nie zrobili i szczególnie gdy pojawia się w nowym medium, jak u Was obecnie, powinien umieć się przedstawić, bez względu na to czy ktoś powie: chwali się, lub ktoś się tym zachwyci. Mało ważne.
Istotne, że dzięki tej skali, udaje się oferować moje wystąpienia za grosze tego, co biorą inni. Przykładowo event Life Auto Pilot - o nawykach, emocjach i początku aktualizacji naszego wewnętrznego autopilota (czyli podejmowanie decyzji bez zastanowienia, na bazie tego co przeżyliśmy lub zobaczyliśmy, co niestety często jest błędne), kosztuje zaledwie 297 PLN. Podczas gdy taki sam dwudniowy event w świecie, potrafi kosztować od 1000-3000 dolarów!
Co przy kilkukrotnej zmianie scenografii, kilkudziesięcioosobowej obsłudze, światłach, scenie i wielkiej hali na min. 1000 osób, to rozsądna i dostępna niemal dla każdego cena.
Inne eventy, które prowadzę kosztują od około tysiąca, przez trzy, aż sporo wyżej. Lecz to przy eksperckich dużo mniejszych grupach. Im bardziej zaawansowana wiedza, tym większe koszty, ale też i potencjalne zyski uczestnika. Dlatego inwestycja musi być większa. Jest to niestety również czynnik wpływający na zaangażowanie, ale to osobna historia. Dodam tylko, że nawet te ceny około tysiąca czy trzech, raz do roku podczas Milionowego Klubu (zawsze w październiku). Spadają do kilkunastu złotych!
Wpadniesz na event, zrozumiesz ideę, spodoba Ci się, to wyślesz sms (nie premium!). Wtedy bardzo proszę, pozostaje tylko aktywacja eventu i pojawia się szansa dla tych, którzy nie mają pieniędzy. Mnie osobiście to wielokrotnie w życiu zatrzymywało, więc opracowałem system, w którym inni mają większą szansę i nie muszą stracić kilkunastu lat jak ja.
Czy aby prowadzić takie szkolenia wystarczy być dobrym mówcą? Na czym polega sukces w tej branży? Dlaczego akurat tobie udaje się zgromadzić na spotkaniach tak dużą liczbę ludzi.
Fiu fiu. Pytanie rzeka. W ciągu ostatnich lat więcej jeździłem uczyć się jak uczyć innych, niż po treści do nauki. To ogromnie trudne z jednej strony (gdy chcesz zbudować potężne imperium), ale też śmiesznie łatwe, gdy znasz już zasady. Jak już wcześniej wspomniałem, nie ma zebranej wiedzy, ani szkoły jak to robić. To nie jest opisany zawód. To coś nowego, dla jednych podniecającego, dla innych dziwnego. Potrzeba więc ogromnej wiedzy o tym, jak uczyć ludzi. Jak do nich docierać.
Zaraz po tym, mało ważne jest to co wiesz. Ważne jest jak to pokażesz dalej. Zademonstrujesz światu, zawalonemu milionem gównianych komunikatów. Musisz umieć się promować, musisz mieć odwagę mieć swoje zdanie. Odeprzeć pierwsze fale hejtu, później przygotować się na ataki tych, którzy zazdroszczą. W pewnym sensie to taki sam normalny biznes jak każdy inny. Z tym, że jest mniej oficjalnej literatury (wiele osób mocno chroni swoje know-how, bo obawia się, że bez niego zginie), oraz przetartych ścieżek.
Czemu mi się udało? Dobre pytanie. W skrócie, ponieważ zbyt dużo sam wtopiłem w życiu i wiem, jak kilka zdań podpowiedzi może zainspirować. Robiłem kariery w różnych branżach, ale w tej trzyma mnie osobista chęć bycia jak najlepszym człowiekiem, a gdy pracuję z moimi klientami, mam największą w świecie motywację, żeby coś zmienić u siebie.
To idealny zawód. Ktoś obcy płaci mi przecież za to, żebym pokazał mu mój punkt widzenia, a ja dzięki temu, że muszę to wyłożyć, pod ten konkretny umysł, muszę się mocnej gimnastykować, żeby on to zrozumiał. Efekt? On ma wiedzę, ja kolejny poziom zrozumienia. Nie mówiąc już o godziwej zapłacie.
Często słyszę to pytanie, dlaczego w dużych miastach sale szkoleniowe są puste, albo nazwiska trenerów znane tylko w wąskim gronie, a tutaj na wsi w Kaliszu (wiele osób nie ma pojęcia, że to najstarsze miasto w Polsce ;) ), do jakiegoś Wawrzyniaka przyjeżdżają tłumy ludzi ? Odpowiedzią sę efekty. Mnie nie interesuje problem klienta, ani jego lizanie mi tyłka gdy się mną podnieci.
Oczekuję efektów, ponieważ nie chcę się za niego wstydzić i gdy ktoś mówi: szkoliłem się u Wawrzyniaka, to ta marka ma przenosić pewność wiedzy. Dlatego zakazuję ludziom mnie reklamować od lat. Sami siebie nie potrafią sprzedać, więc jak mogą mnie polecić? Z reguły zrobią to tak sekciarsko, że sam bym spłonął ze wstydu.
Każę im stosować wiedzę i wyciągać wnioski. Pytam ich, a gdy nie znają odpowiedzi wypraszam ich z sali, żeby się przygotowali :). I takim złym nauczycielem będąc, błaźniąc, mówiąc o seksie, codzienności, dając kopa w dupsko i trzymając za ucho, “wymuszam” na nich efektywność, której brak w wielu innych miejscach. Może to jest ten powód, w może to po prostu fuks i szczęście.
Na pewno po moich pytaniach wyczuwasz mój sceptycyzm co do tej formy szkoleń. Jakimi faktami przekonałbyś mnie, że to co się dzieje na szkoleniach faktycznie przynosi efekty, które są czymś więcej niż pozytywnym wrażeniem pozostawionym po doskonałym mówcy.
Po latach sceptycyzmu i fal krytyki, które tylko mnie wzmacniały, napisałem książkę “Guru Kultu..ry”, żeby pomóc innym na bazie mojej osobistej historii, zbudować silną markę, mocny zespół oraz unikalny biznes. Więc jest ok, a nawet powiedziałbym delikatnie pytasz ;)
Co do przekonywania, to nie zrobiłbym tego. Po Co ? Rusz dupsko, przyjedź do Kalisza i sam zobacz, przeżyj, sprawdź, posmakuj. Możesz co prawda obejrzeć VOD, jedno z setek dostępnych na mojej platformie http://www.WayUp.pl, ale to tak jak z seksem. Realny bardziej smakuje niż filmiki z sieci.
I dziękuję za komplement. Sądzę, że doskonałego mówcy to jeszcze mi daleko, ale staram się i wiem, że jestem dobry w tym co robię. Pewność siebie od cwaniactwa i arogancji odróżnia realne doświadczenie, którego troszkę mam.
Jesteś bogatym człowiekiem? Czy ten biznes w Polsce jest dochodowy, bardzo dochodowy, średnio?
Krótka odpowiedź, czy długa?
Średnia :)
Hah! Ok. Zacznijmy od początku. Więc w przez 11 lat w branży IT (mojej pierwszej miłości do technologii) udawało mi się dojść do dziwnej granicy. Pracując nie tylko dla polskich firm, ale i przez kilka lat, dla jednej z 3 największych na świecie korporacji MSI, nie udawało mi się nigdy przekroczyć granicy 870.000 PLN. Więc nigdy nie byłem milionerem ;). Ponieważ w naszym kraju milion zarobiony uprawnia Cię do myślenia, że jesteś milionerem.
Później gdy dla mojej ukochanej otworzyłem salon urody, przekładając to co umiem w realne efekty dla małej osobistej marki. A także po raz pierwszy, na wiele lat przed szkoleniami, sprawdzając, czy moja wiedza o ludziach i biznesie jest realna. Mocno musiałem się gimnastykować, bo wsparcie wielkiej marki to coś zupełnie innego, niż budowanie własnej od zera.
Tam również jakieś fatum trzymało mnie na 800.000 - 900.000 PLN rocznie. Dla wielu byłoby to marzenie, ale ja często podpowiadam, że zarobić milion jest bez sensu. Śmiesznie wyliczenia pokazują, że 40% z tego to podatki, 50% to koszty, zostaje Ci 10%. A to daje tyle w skali miesiąca, że chyba lepiej, żeby ktoś został na etacie, niż męczył się budując coś swojego. Tak między nami mówiąc.
Finalnie po rozwodzie, rozpadzie życia, gdy okazało się, że biznes nic nie jest wart, gdy brak miłości i wsparcia, wszystko rzuciłem, oddałem i zacząłem szukać siebie. Minął rok i zdecydowałem się przekazywać innym moje doświadczenie. Dziś, po 7 latach w branży szkoleniowej jeśli obracanie kilkoma milionami i posiadanie pewnego statusu społecznego, nazwie mnie milionerem, to możemy powiedzieć, że nim już jestem.
Lecz gdy już opanujemy świat materialny, istotniejsze jest to, że żyję we wspaniałym związku. Zbudowałem rewelacyjny zespół, partnerów i przyjaciół. Z moją rodziną, żoną i córeczką, mieszkam w dużym domu, posiadam kilka aut. To wszystko to tylko efekty pracy nad sobą i swoim życiem. Bo to czy jeżdżę jednym z niewielu w Polsce elektrycznym autem Teslą Model S P85+. To czy posiadam masę gadżetów, we firmie niemal same Apple (kocham tę markę). Otoczony jestem luksusem, przepychem, czy też ubieram się w ubrania od projektantów. To żaden wskaźnik człowieczeństwa. To ważne i możliwe dla każdego jeśli odda się w pełni swojej pasji i zacznie zapieprzać, ale to tylko dodatek do tego kim jesteśmy. (oj jaka to piękna, nawiedzona i wspaniała pożywka dla hejtu, mniam! haha).
Pieniądze w mojej branży, to również pierwszy krok do porażki, na którym potykają się dzieciaki widzące tylko to. Chcą zarabiać na mówieniu do ludzi, ale zapominają, że gdy oni skończą mówić, to ludzie muszą to zrozumieć, przerobić i zastosować, a następnie wrócić po więcej. Sądzę, że pilnowanie tej strategii pomaga nam powiększać zasięg rynkowy, oraz zarabiać po kilka milionów rocznie.
Czy gdybyśmy mieszkali w USA to myślisz, że byłbyś takim “kaznodzieją” który ma własny program w TV, motywuje ludzi, wspiera ich i przy okazji zarabia dobre pieniądze?
Program w TV mogłem mieć już kilka lat temu. Było na to za wcześnie i nie sądzę, żeby spasiony Kowalski leżący na sofie i popijający piwo, gdy wcina chipsy, wytrzymał z Wawrzyniakiem, który spuszcza mu zjebkę. Pewnie musiałbym lecieć po 22, żeby moc mówić normalnie ;). Idąc Twoim tokiem myślenia i podkręcając temat ponieważ na dniach wychodzi moja pierwsza książka: “Guru Kultu..ry” oczywiste jest, ze zbudowałbym Super Kościół, gdzie dziesiątki tysięcy wyznawców wielbiłoby ze mną Pana :) haha!
Z drugiej strony, pewnie gdybym nie skręcił w odpowiedni zakręt życiowy, dziś prowadziłbym zorganizowaną grupę przestępczą, z bossem które nie przeprowadzałbyś wywiadu ;).
W rozmowie na Facebooku wspominałeś, że chciałbyś też zająć się wspieraniem Polskich startupów. Co miałeś na myśli ?
Nie chciałbym ale robię to od dawna. Jestem Mecenasem portalu PolakPotrafi.pl gdzie wspieram wiele polskich inicjatyw. Przyjaźnię się z założycielem Indiegogo.com gdzie również w ten sposób działam. Nie zapominając o Kickstarterze i kilku innych pomniejszych portalach. Obecnie wspieram tworzenie pierwszego CrowdFundingowego portalu dla książek.
Dzięki tej działalności, wiele młodych biznesów pojawia się w moim gabinecie, nie poprzez szkolenia, gdzie mnie poznają, ale zupełnie z drugiej strony. Gdy jako Anioł Biznesu wspieram ich moimi zasobami. Finansami, know-how, zespołem. Uwielbiam to, ponieważ kolejny raz daje mi to szansę, pomóc tym, których inni nie widzą. Dlatego też koncentruję się z reguły na tym, co nie jest mainstreamowe i co samo w sobie nie przyniesie zasięgu.
Ostatnie pytanie. Doradzasz firmom i startupom. Powiedz co doradziłbyś takiemu małemu medium jak Antyweb, jesteś techniczny więc tematy o których piszemy nie są ci obce. Załóżmy, że przychodzę do Ciebie po szkolenie bo chcę aby mój biznes się dynamicznie rozwijał. Co to by było? Jaki kierunek ? O czym?
Nie sądze że jesteście małym medium, ale ok, powiedzmy, że pojawiasz się na szkoleniach, po czym przechodzisz dalej i chcesz mieć bezpośredni coaching ze mną. Upewniłbym się, że Wasz team jest zgrany, że możecie na sobie polegać. Poprosiłbym Cię o listę wspólnych wartości pomiędzy Twoim życiem a pracą (moja idea Business & Pleasure).
Sprawdziłbym kluczowe oznaki witalności Waszego biznesu, ale nie oparte o odsłony, lajki, czy komentarze, bo one nie płacą rachunków, ani chleba dla swoich dzieci nie kupisz, lecz te realne. Ile i jakie są strumienie przychodu.
Co od razu pokazałoby nam gdzie możecie zrobić coś dodatkowego. Którą część możecie zmonetyzować, bez szkody dla społeczności (jeśli macie taką, która nie ma ochoty płacić, ponieważ uważa, że macie dla nich tyrać za darmo), lub też pomógłbym w segmentowaniu tej społeczności, na kontent freemium i premium.
To pewne standardowe tematy, a z pomiędzy nich wyszłoby sporo kurzu i drobnych paproszkow. Nie mówię, że musicie coś robić źle, ale ktoś siedzący w środku swojego biznesu, nie widzi go tak jak ktoś, kto obserwuje takich biznesów dziesiątki miesięcznie.
Dziękuję Ci również za to Grzegorz, że mogliśmy się poznać i porozmawiać, ponieważ zauważyłem kilka fajnych schematów, które powinienem przepracować. To mój pierwszy wywiad poza branżowy, więc też pytania niby te same, ale i inne. Fajne.
Mam nadzieje, że czytanie tego sprawi tyle samo frajdy Waszym czytelnikom, co mnie odpisywanie na Twoje pytania. A jeśli komuś się to spodoba i sięgnie po jedno z moich VOD czy też kupi książkę, to będzie mi bardzo miło. Pozdrawiam
Dzięki Michał - to dla mnie tez był pierwszy kontakt z twoją branżą. Ciesz się, że mogliśmy tak otwarcie porozmawiać
Powyższy wywiad jest częścią akcji promocyjnej nowej książki Michała. Pisze to dla pełnej jasności i przejrzystości. Pomimo tekstu komercyjnego wywiad jest jak najbardziej swobodny i żaden z tematów nie był narzucony a pytania nie były wcześniej ustalane.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu