Recenzja

Oto gra, w którą nie zechcesz grać w pojedynkę — recenzja Zelda Tri-Force Heroes

Kamil Świtalski
Oto gra, w którą nie zechcesz grać w pojedynkę — recenzja Zelda Tri-Force Heroes
8

The Legend of Zelda to legendarna już seria, którą można podziwiać patrząc na nią z boku, ale niekoniecznie chcieć w nią grać. Jestem jednym z tych, którzy w stu procentach to rozumieją — bo choć wiem że sporo jej odsłon to naprawdę solidne gry, sam z głównej sagi uwielbiam raptem… dwie. I choć skoń...

The Legend of Zelda to legendarna już seria, którą można podziwiać patrząc na nią z boku, ale niekoniecznie chcieć w nią grać. Jestem jednym z tych, którzy w stu procentach to rozumieją — bo choć wiem że sporo jej odsłon to naprawdę solidne gry, sam z głównej sagi uwielbiam raptem… dwie. I choć skończyłem ich więcej, nie wszystkim udało się zaskarbić moją sympatię. Jako że nie należę do ortodoksyjnych wyznawców zeldowej mitologii do spin-offu serii, Tri-Force Heroes, podchodziłem z dużym zaufaniem. Jak się okazało — było to słuszne podejście, ale… no właśnie,nie zabrakło "ale".

Tym razem twórcy przenoszą nas do Hytopii, miejsca które wręcz szaleje na punkcie mody! Cała historia zaś rozpoczyna się w chwili, gdy księżniczka Styla otrzymuje tajemniczy pakunek. Jak na prawdziwą baśń przystało, po jego otwarciu rzucona zostaje na nią kłątwa, która wymusza na niej od teraz noszenie obrzydliwego, absolutnie nie spełniającego kanonów mody, kombinezonu. Jej kochający ojciec ogłasza zatem poszukiwania śmiałka, który ocali jej córkę i zdejmie z niej obrzydliwą klątwę. Jak głosi znana doskonale każdemu mieszkańcowi Hytopii, tylko trójka bohaterów formując totem ma szansę wykonać misję — tak się przy okazji złożyło, że opis naszej postaci idealnie współgra z legendą. Nie ma zatem na co czekać, najwyższy czas wkroczyć do akcji wraz z dwójką naszych kompanów i ocalić księżniczkę od tej tragicznej w skutkach klątwy. Gotowi wybrać się na ratunek księżniczce Stylii? Zatem ruszamy!

Fabuła w The Legend of Zelda: Tri-Force Heroes nie brzmi dobrze, to prawda. Ale jest ona tylko marnym pretekstem do tego, by zaserwować nam wspaniałą przygodę. Ci z was którzy oczekują kolejnych ogromnych, otwartych od samego początku, lokacji, charakterystycznych dla marki, mają całkowite prawe poczuć się zawiedzeni. Tym razem bowiem autorzy postawili na zestaw niedługich wyzwań (żadne z nich nie zajmie wam więcej niż 15 minut), które rozłożone zostały między zestaw światów i niedługich plansz. Kolejne rozdziały odblokowujemy wówczas, gdy uporamy się z każdym wyzwaniem z palety do której obecnie mamy dostęp. Grając w pojedynkę wybieramy jak nam się żywnie podoba — kiedy zaś w grę wchodzi zabawa wieloosobowa, jego uczestnicy wskazują w którym z wyzwań chcieliby uczestniczyć. Jeżeli nie postawiliście na ten sam zestaw, to system sam wylosuje gdzie teraz będziemy toczyć boje.

Każde z wyzwań bazuje na współpracy. Stąd też w każdej rundzie weźmie udział trzech bohaterów — i tutaj pojawia się największy plus, a jednocześnie i minus, całej tej produkcji. W samotności gra jest nudna i męcząca. Sterujemy zawsze jednym Linkiem, podczas gdy pozostała dwójka stoi nieruchomo — korzystając z dolnego ekranu możemy przełączać się między postaciami i w ten sposób ze sobą współpracować. To niezwykle męczące, tym bardziej, że nie oddano w nasze ręce nawet komendy, która pozwoliłaby zarządzić zbiórkę, podczas której wszyscy zebraliby się w jednym miejscu. Nic z tych rzeczy, pomiędzy każdym bohaterem musimy się przełączyć i przebyć nawet najprostszą drogę samodzielnie. Od biedy możemy uformować się w totem, by nawigować całą trójką jednocześnie, ale takie rozwiązanie także jest dalekie od ideału. Zapomnijcie także o możliwości współdzielenia zabawy z botem / kukłą, gdy gracie z jednym kumplem. Samotność albo komplet — innej opcji nie ma!

Wielu ludzi nieustannie wyśmiewa się z sieciowej infrastruktury Nintendo. Mają w tym odrobinę racji, ale muszę przyznać, że tym razem ekipa odpowiedzialna za grę stanęła na wysokości zadania. Lobby trybu multiplayer może nie zachwyca ilością opcji, ale spokojnie znajdziecie tam wszystko co najważniejsze: pokonywanie Tri-Force Heroes ze wskazanymi przyjaciółmi, anonimowymi graczami, opcję blokowania psujących zabawę delikwentów, a także lokalny download play. Jeżeli macie znajomych z 3DSami, wystarczy jedna kopia gry, abyście całą trójką mogli podjąć tamtejsze wyzwania — a co ważne, na każdej z konsol tworzony jest stan zapisu z progresem, dzięki czemu po zakupie własnej kopii Tri-Force Heroes korzystający wcześniej z dobrodziejstw udostępniania nie będą musieli zaczynać od zera! Znakomity ruch, choć miejcie na uwadze, że z tej funkcji cieszyć się można wyłącznie lokalnie. Jeżeli mowa o sieciowej rozgrywce, to tradycyjnie już nie oddano w nasze dłonie czatu głosowego. Zamiast tego dostaliśmy zestaw ikonek z poleceniami i okrzykami, które możemy posłać innym graczom. Nie ma ich wielu, ale są na tyle przemyślane, że w zupełności wystarczą by efektywnie komunikować się z tymi po drugiej stronie ekranu.

No dobrze, współpraca, ale nad czym tak właściwie współpracujemy? Ano nad tym, by stawić czoła wszystkim łamigłówkom, a także całej masie zręcznościowych wyzwań. Będą charakterystyczne dla serii łuki, bomby i inne dodatki — każdy z graczy już na początku będzie musiał wybrać, czym będzie władał tym razem. Powrócą też znani nam przeciwnicy, pogoń za Rupeesami (czyli, po prostu, lokalną walutą) oraz dające w kość walki — także z bossami. Przez to jednak, że teraz jest nas na ekranie cała trójka, dojdzie także cały zestaw nowych elementów. Będziemy formować się w totem, czyli wskakiwać jeden na drugiego, dostając się do niedostępnych wcześniej miejsc. Będziemy się nosić, przenosić, przerzucać, a na końcu każdej planszy wybierać skrzynię z nagrodą, gdzie jedna zawierać będzie skarb specjalny, o wiele cenniejszy od pozostałych. Tam znajdziemy najrozmaitsze skarby, w tym nowe materiały, które mogą posłużyć jako baza dla naszych nowych wdzianek. Te, oprócz zmiany wyglądu bohatera rzecz jasna, gwarantować będą nam również dodatkowe umiejętności czy delikatne ulepszenia, które mogą okazać się przydatne podczas zabawy.

W kwestii oprawy audiowizualnej obyło się bez większych niespodzianek. Wszyscy ci, którzy mieli przyjemność zapoznać się z wydaną w 2013 roku grą The Legend of Zelda: A Link Between Worlds poczują się jak w domu. Nie dość, że ten spin-off chronologicznie dzieje się po wydarzeniach w których braliśmy tam udział, to w całości bazuje na materiałach stworzonych na jej potrzeby — włącznie z silnikiem. Stąd graficznie nie ma co mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu — jest kolorowo i... poprawnie. Sam miałem przyjemność zapoznać się z grą na New 3DSie, gdzie efekt 3D sprawuje się naprawdę fajnie! Warto także wspomnieć, że obyło się bez wpadek związanych ze spadającą płynnością rozgrywki czy długimi ekranami ładowania. Dużo dobrego zaś można napisać o muzyce, która odpowiada za lwią część klimatu, jakim może poszczycić się produkcja. Odpowiada za nią nikt inny, jak sam Ryo Nagamatsu którego kompozycje możecie kojarzyć z innych hitów Nintendo — m.in. Super Mario Galaxy 2, Super Smash Bros. czy Mario Kart 8.

The Legend of Zelda: Tri-Force Heroes nie jest tym, do czego przez lata przyzwyczaiła nas seria gier z Linkiem w roli głównej. Czy to źle? Nie mnie oceniać, jedno jest pewne: to solidna, ciekawie zaprojektowana, gra, która aż prosi się o to, by wracać do znanych nam już wyzwań i próbować rozłożyć je na łopatki inną techniką. No bo właśnie, tamtejsze wyzwania nie mają tylko jednego poprawnego rozwiązania, warto kombinować! Do tego dochodzi jeszcze kwestia challenge’ów, w których to znane nam już plansze będziemy musieli pokonywać z dodatkowymi utrudnieniami, m.in. z koszmarnym oświetleniem czy znacznie liczniejszą grupą przeciwników których spotkamy na miejscu. Ale dzięki temu, że grać będziemy z żywymi kompanami, wyższy poziom trudności sprawia, że całość nabiera jeszcze bardziej na jakości. Tym bardziej, że zawsze współdzielimy między sobą pasek życia, wystarczy zatem jeden pechowiec czy też nieopierzony gracz, a całe zmagania pozostałych mogą szybko pójść na marne.

Jeżeli zaś myślicie o zakupie Tri-Force Heroes by bawić się przy nim w pojedynkę, to polecam raz jeszcze się zastanowić przed zakupem — niestety, ale tryb jednoosobowy to największy zarzut jaki mam do gry. Nie bez powodu zresztą pierwotnie miało go w ogóle nie być. W przeciwnym wypadku mogę z czystym sumieniem napisać, że The Legend of Zelda: Tri-Force Heroes to kawał znakomitej gry akcji. Takiej która niewiele ma wspólnego z Zeldą jaką pokochały miliony graczy na całym świecie, ale mimo wszystko przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach i znakomicie zaprojektowaną pod kątem rzucanych nam co rusz wyzwań. To tytuł który na dobrą sprawę przejść można w 8-9 godzin, nie chodzi w nim jednak o to, by go po prostu odhaczyć, a poszukiwać nowych dróg, zbierać jak najlepsze materiały, a przede wszystkim doskonale się bawić z przyjaciółmi. Bo po to właśnie został stworzony!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu