
Jedynka urzeka, dwójka nudzi i rozczarowuje. Szkoda, po takim RPG liczyłem na dużo więcej
Ni no Kuni II bez Ghibli już nie czaruje
Evan Pettiwhisker Tildrum, jedyny dziec tronu w królestwie Ding Dong Dell, w wyniku przeprowadzonego zamachu, zmuszony do ucieczki postanawia stworzyć własne, wolne od wojny i biedy państwo, w którym każdy będzie czuł się dobrze. Jego prawą ręką i doradcą zostaje Roland Crane — prezydent nienazwanego państwa, który w niewyjaśnionych okolicznościach zostaje przeniesiony do innego świata. Evan, Roland oraz gruba bohaterów poznanych po drodze stara się zjednoczyć pozostałe królestwa wspólnie podpisując Deklarację Współzależności. A na drugim planie działa wróg, Doloran chcący odbudować swoje zaginione królestwo. Tak pokrótce prezentuje się fabuła, której niestety brakuje głębi i rozmachu znanego z pierwszej części, bohaterowie zaś są kompletnie bezbarwni. Ni no Kuni potrafiło chwytać za serce. W drugiej części wydarzenia mające na celu zagrać na naszych emocjach zwyczajnie są obojętne i skutecznie zachęcają do przytrzymania przycisku odpowiadającego za przewinięcie dialogów. O samych dialogach też można powiedzieć wiele i nie są to pozytywne słowa.
Jak zakończyć wojny? Chwytając za miecz.
Walki w Ni no Kuni II to zupełnie inne podejście niż to znane z produkcji wydanej na PS3. Zrezygnowano z przywoływania walecznych stworzeń i wydawania im komend. Mechanika ta spotkała się z mieszanymi uczuciami, choć mi one nie przeszkadzały. Teraz to bohaterowie skupiają na sobie całą uwagę wroga, wojują różną bronią i magią. Walki nie są trudne, jednak ich balans jest dziwnie zaprojektowany. Pierwsza połowa gry to mało wymagające potyczki, nawet z bossami. Później ulega to zmianie — jeśli drużyna nie ma odpowiednio wysokiego poziomu to nawet zwykła walka może sprawić problem. Z pomocą przychodzą także leśne duszki pomagające w walce — leczą, atakują przeciwnika lub odciągają jego uwagę. Przydatny będzie także Tactic Tweaker — narzędzie w którym możemy dostosować taktykę do danego przeciwnika. Zwiększona odporność na ogień i silniejsze obrażenia zadawane leśnym przeciwnikom? Nic bardziej prostszego. Z czasem odblokujemy więcej możliwości i możemy dowolnie modyfikować przełącznikami.
Oprócz tradycyjnych walk, na mapie świata pojawiają się także chorągwie — to potyczki prowadzone przy udziale wojsk pod dowództwem króla Evana. To stosunkowo prosta mini-gierka strategiczna, która średnio przypadła mi do gustu, zresztą do jej wykonania też można mieć sporo wątpliwości. Gra oddaje bardzo dobrze klimat anime, który czarował nas już w pierwszej części. Mapę świata przemierzamy niestety w dziwnym trójwymiarze, a postacie zamieniają się wersję chibi — zminiaturyzowani bohaterowie z dużymi głowami. W porównaniu z piękną mapą znaną z oryginału, tutejsza wygląda nie na miejscu. Ale to wszystko kwestia oszczędności — potyczki prowadzone są z wykorzystywaniem tych samych grafik i mechanik.
Kup Ni no Kuni II na PC w Empik.com!
Ni no Kuni oprócz wspomnianych już walk, potyczek i eksploracji świata oferuje coś, co może przypaść do gustu miłośnikom budowania miast. Mowa tutaj o rozbudowie naszego nowego państwa — Evermore. W czasie rozgrywki przyjdzie nam stworzyć królestwo, zwerbować nowych mieszkańców i budować dla nich miejsca pracy. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa. Rozbudowa królestwa to nie łatwa sprawa i nie wystarczy posiadać zamek i króla. Trzeba pozyskać i zwiększać budżet oraz poszerzać swoje wpływy. W wybudowanych sklepach i kuźniach tworzymy nowy ekwipunek lub wzmacniamy ten znaleziony w czasie zwiedzania świata. W sklepie magicznym uczymy się nowych czarów, które często pomogą nam odnaleźć ukrytą lub zablokowaną drogę. Baraki rozwiną i wzmocnią wojsko, a farmy, targ, tartak zaopatrzą nas w potrzebne do tworzenia innych przedmiotów surowce. Rozbudowa Evermore to mój ulubiony element Ni no Kuni II, choć niektóre jego elementy, jak zaczerpnięta z gier free-to-play mechanika rozwijania umiejętności z wykorzystaniem czasu i wydawania osobnej waluty by ten czas zmniejszyć, potrafią irytować.
Czy to nieme kino?
Mamy rok 2018. Studia mają ogromne fundusze na produkcje gier. Wydaje mi się, że z tym odpowiedzialnym za Ni no Kuni II jest podobnie— Level-5, tak dobrze znane między innymi z serii o profesorze Laytonie, Yo-kai Watch, Inazuma Eleven, a nawet dwóch części Dragon Quest. To gry, które doskonale sprzedają się na całym świecie. Nie rozumiem więc dlaczego w Ni no Kuni II: Revenant Kingdom postanowiono oszczędzić pieniądze i zaserwować graczom nieme dialogi. Zgadza się, część przerywników jest udźwiękowiona, jednak są to kwestie trwające po kilkadziesiąt sekund i często zdarza się że przy podziale na różne sceny, tylko jedna jest z głosami. Pozostałe dialogi są nieme, ozdobione czasem wrzutkami pojedynczych słów lub wtrąceń, skutecznie psującymi rozgrywkę. Podobnie było w części pierwszej, jednak w ostatnich latach nawet japońskie studia ruszyły w tej kwestii z kopyta. Szkoda.
Ni no Kuni II zachwyca swoją oprawą graficzną. Grałem na zwykłej konsoli PS4 i gra, choć kilku małych problemów ze spadkiem animacji, prezentuje się fantastycznie. Lokacje, postaci, efekty są jak żywcem przeniesione z japońskich animacji. Ścieżka dzwiękowa też stoi na wysokim poziomie. Odpowiada za nią kompozytor znany z pierwszej części i wielu filmów studia Ghibli — Joe Hisaishi. Jedynym minusem dla mnie jest ciągłe wykorzystywanie motywy przewodniego w różnych aranżacjach. Ten zabieg po kilkunastu godzinach może nużyć i sprawiać wrażenie, że jest to jedyny utwór w grze.
Ni no Kuni II: Revenant Kingdom nie jest grą złą. Mogę napisać śmiało, że jest typowym średniakiem. To przyzwoita produkcja, ale jednak trzeba przymknąć oko na naiwną fabułę i dialogi. Zabawa starcza na kilkadziesiąt godzin. Dla osób chcących poznać bliżej świat gry przygotowano ponad 150 zadań pobocznych dzięki którym pozyskamy nowych mieszkańców królestwa. W Ni No Kuni II czeka na nas też masa dodatkowych wyzwań, i trudnych bossów nie wpływających na fabułę. Samo tworzenie i rozwój Evermore jednak w sporej części wynagradza wszystkie niedopatrzenia i zapewnia kilka godzin świetnej zabawy.