Na czym najszybciej i najłatwiej dzisiaj zarobić? Obserwując doniesienia z mediów, starych, nowych i tych społecznościowych, można stwierdzić, że na bitcoinie. Albo na innych cyfrowych walutach, które relatywnie niedawno były jedynie zabawą, zagadnieniem bardzo niszowym. Obecnie trzeba to już postrzegać w innych kategoriach, bo kryptowaluty są wyceniane bardzo wysoko, cały rynek wart jest setki miliardów dolarów. Ludzie szturmują tę formę inwestowania, a to... nie wróży nic dobrego.
Kryptowaluty zawładnęły świadomością wielu osób. Trudno się temu dziwić, gdy spojrzymy na tegoroczny wzrost wyceny bitcoina - wynosi kilkaset procent, w ubiegłym tygodniu media informowały, że przebił on barierę 7 tysięcy dolarów. A przecież zaledwie kilka tygodni wcześniej świat ekscytował się przekroczeniem progu 5 tysięcy dolarów. Kilka miesięcy temu wiele osób łapało się za głowę, gdy waluta szturmowała 2 tysiące dolarów. Pojawia się proste pytanie: gdzie jest sufit?
Drożejący bitcoin sprawia, że rośnie cały rynek, teraz kryptowaluty wyceniane są na ponad 200 mld dolarów. Jednego tylko dnia giełda Coinbase dorobiła się stu tysięcy nowych użytkowników. Wszyscy ulegli temu entuzjazmowi? Nie do końca: im więcej rekordów, tym częściej pojawiają się głosy, że to bańka, która niebawem pęknie z hukiem. Przed nadmiernym entuzjazmem przestrzegają nawet zwolennicy kryptowaluty. Bo ciężko oprzeć się wrażeniu, że przybywa inwestorów, którzy o temacie mają blade pojęcie, ale chcą szybko pomnożyć swój majątek. Najlepiej o kilkaset procent w kilka tygodni. A to sprawia, że przypomina się tulipomania, zjawisko z XVII-wiecznej Holandii, kiedy to cebulki kwiatów osiągały zawrotne ceny i były wymieniane na nieruchomości czy bydło.
Nie twierdzę, ze kryptowaluty nie mają przed sobą przyszłości, że to jeden wielki przekręt (bo i takie głosy się pojawiają). Dla mnie to eksperyment, który może przynieść pewne zmiany. Przestrzegam jednak przed zachłyśnięciem się cyfrowym pieniądzem, szybkim inwestowaniem bez zapoznania się z realiami tego rynku. Bo już teraz widać, że niektórzy próbują wykorzystać modę na bitcoina czy pokrewne waluty i zarobić na ludziach złaknionych szybkich i dużych pieniędzy. Polecam przy tym tekst poświęcony imprezie, która kilka dni temu odbyła się w Warszawie - zjawiła się na niej rzesza osób zainteresowana inwestowaniem w kryptowaluty, a organizatorzy nie pozostawiali złudzeń: to przyszłość, warto wyprzedzić innych, by zyskać jak najwięcej.
Na imprezie miało się pojawić grono celebrytów, ale kolejne osoby informowały w mediach społecznościowych, że z wydarzeniem nie mają nic wspólnego, do tematu odniósł się także Michał Szafrański, który pisze wprost o piramidzie finansowej. I tu powinna się już zapalać lampka ostrzegawcza. W przyrodzie, ale też w biznesie, musi być zachowana równowaga: jeśli ktoś zyskuje, ktoś inny traci. Nie może być tak, że zyskają wszyscy. A jeśli ktoś twierdzi inaczej, warto na niego uważać, by potem tysiące osób nie lamentowały, że straciły oszczędności życia i nie dopytywały, jak państwo mogło pozwolić na coś takiego.
Jest boom na kryptowaluty i ten boom postarają się pewnie wykorzystać różni "przedsiębiorcy". Zaoferują "zyski jak na bitcoinie" w kilka miesięcy. Albo nawet tygodni. Potem okaże się, że to jednak nie był złoty interes...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu