Felietony

Przekleństwo wszędobylskich kabli

Maciej Sikorski
Przekleństwo wszędobylskich kabli
59

W życiu każdego (większości) z nas, przybywa pewnie urządzeń. Są to maszyny różnego typu i przeznaczenia: sprzęt RTV, AGD, mobilne gadżety, narzędzia czy przedmioty, o których kilka lat temu nikt nawet nie słyszał. Zastosowanie przeróżne, stopień zaawansowania i przydatności również, ale zazwyczaj jest jeden mianownik wspólny: kable. Chociaż niektórzy są uczuleni na to słowo i wolą przewody. Wiadomo jednak o co chodzi, jasne jest też, że w wielu przypadkach najchętniej pozbylibyśmy się tych nici zalegających na naszych podłogach, biurkach, ale też w szafkach czy szufladach.

Kable są wszędzie - banalne stwierdzenie, ale jeśli ktoś dobrze je poukrywał, to mógł już zapomnieć, ileż przeróżnych przewodów przebiega w jego mieszkaniu: za szafkami, pod biurkami i stołami, za łóżkiem, wzdłuż ścian itd. Przedłużacze i listwy czasem pewnie mogłyby ułożyć się w naprawdę długi sznur, a z każdym kwartałem przybywa krótszych i dłuższych nitek do przekazywania energii oraz informacji.

Jeśli wyjazd, to tylko z torbą przewodów

Weekendowy wypad na łono natury. Cywilizowanej natury: Z prądem, bieżącą wodą i kanalizacją. W dzisiejszych czasach także z Internetem, chociaż nadal jest to miejsce, w którym są z nim problemy. Kwestią czasu pozostaje jednak, gdy Sieć stanie się nawet w tej leśnej głuszy produktem pierwszej potrzeby oraz pierwszej dostępności. Pakowanie: Ładowarka do laptopa, ładowarka do telefonu, więcej niż jedna, bo i urządzeń mobilnych więcej. Kolejna do szczoteczki elektrycznej. Do tego listwa, by to wszystko bez problemu podłączyć. I rozgałęziacz na wszelki wypadek. Sporą część plecaka z elektroniką (tak, dzisiaj na łono natury można ruszyć właśnie z takim zestawem biwakowicza) zajmują kable.

Na miejscu ta plątanina przewodów łączy się z już istniejącą: od lamp i lampek, od sprzętu RTV, podłoga w pokoju usłana białymi i czarnymi przewodami. Na stole też ich nie brakuje, gdy do laptopa będzie podłączony smartfon czy tablet. A gdybyśmy do tego dorzucili jeszcze myszkę z przewodem? Plus słuchawki, plus konsola mobilna, plus ładowarka do smartwatcha czy mp3/mp4, bo i ten sprzęt jest jeszcze używany. Kolejna przestrzeń, na której powstaje nieregularna plątanina. Bez niej funkcjonowanie byłoby utrudnione i całkiem prawdopodobne, że doszliśmy do etapu, w którym nie stanowi to przesady.

Kable, które oplotły mój dom

Powrót do domu zachęcił do przyjrzenia się zasobom przewodów w miejscu codziennego życia. Jedna listwa, druga, trzecia i kolejna. Jedne bardziej widoczne, inne mniej. Czasem to pojedynczy przedłużacz, ale element tego typu znajduje się w każdym pomieszczeniu. W liczbie przynajmniej jednego. Czy wynika to z jakiejś manii posiadania tych metrów metalu w osłonie? Nie, bardziej z niedostosowania mieszkania do współczesnych potrzeb: gniazdek jest zbyt mało i znajdują się w miejscach, które nie dają pełnego komfortu użytkowania. Chociażby na tej podstawie mogę stwierdzić, że gdy decydowano o ich liczbie i rozmieszczeniu, przewodów w naszym życiu było mniej. Nie zakładano, że ktoś może w nocy ładować telefon przy łóżku, że w łazience może się pojawić pięć urządzeń elektrycznych (podobnie jest z kuchnią), że w miejscu najlepiej nadającym się do pracy (z komputerem) potrzebne będzie przynajmniej jedno gniazdko.

Dzisiaj pewnie jest to brane pod uwagę, projektant czy wykonawca zdaje sobie sprawę z tego, ilu urządzeń używamy każdego dnia. Ale na tych używanych temat się nie kończy. W szafie zalega kolejny pakiet przewodów: dodatkowe listwy i przedłużacze, kable dodawane do kolejnych urządzeń mobilnych. Jedne krótsze, inne dłuższe, w domyśle i założeniu, każdy przydatny. Ale w użyciu znajduje się jedna ładowarka, góra dwie, reszta z czeluści szafy zazwyczaj nie wychodzi. Do tego masa przewodów, których zastosowanie stanowi już dzisiaj zagadkę - pewnie pozbyłem się już samego urządzenia, ale czarna czy biała nić pozostała.

Co prawda od kilku lat mówi się o ładowaniu sprzętu w sposób bezprzewodowy, ale po pierwsze, to nadal jakiś margines, a po drugie, owe bezprzewodowe ładowarki i tak mają przewody. Kabel zniknął jedynie z ładowarki do akumulatorów - nowy model wpinany jest bezpośrednio do gniazdka...

Część tej plątaniny udało się ukryć, na co dzień jest niewidoczna. Ale z niektórymi elementami jest problem i ciągle przypominają o swoim istnieniu. Przy tym wydaje mi się, że i tak nie mam nadmiaru urządzeń: brak telewizora, konsoli czy rozwiniętego sprzętu audio. Z takim zestawem mógłbym w domu stworzyć zasieki z przewodów elektronicznych. A to jest już problem. Może i pierwszego świata, narzekam na udogodnienia technologiczne oraz nadmiar dóbr, lecz jednocześnie mam na uwadze, że kiedyś w tej plątaninę mogę się nieźle zaplatać. Dosłownie i w przenośni...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot