Niezgrani

GTA V jest szowinistyczną i seksistowską grą? Że co?

Arkadiusz Ogończyk
GTA V jest szowinistyczną i seksistowską grą? Że co?
0

To, że premiera GTA V poruszy wiele kwestii związanych z przesłaniem gier, dyskryminacją (kogokolwiek) i stereotypami związanymi z każdym z nas było bardziej niż pewne. Rockstar ma taki styl i na nim opiera się komizm dialogów oraz postaci serii Grand Theft Auto. Nie sądziłem jednak, że usłyszę zarz...

To, że premiera GTA V poruszy wiele kwestii związanych z przesłaniem gier, dyskryminacją (kogokolwiek) i stereotypami związanymi z każdym z nas było bardziej niż pewne. Rockstar ma taki styl i na nim opiera się komizm dialogów oraz postaci serii Grand Theft Auto. Nie sądziłem jednak, że usłyszę zarzuty, że „piątka” to gra dyskryminująca kobiety.

A jednak. Dziennikarze zarówno Polygonu jak i Gamespotu (oraz inni) postanowili pochylić się nad tą kwestią i zarzucić produkcji Rockstar mizoginię. Jedni krytykowali to mocniej, inni mniej, ale faktem jest, że w sieci zaczęła krążyć opinia o tym, że kobiet praktycznie nie ma w GTA V, że nie są ważnymi postaciami w największe grze roku i o-mój-boże, choć jest w niej trzech bohaterów to żaden z nich nie myśli przez dwie godziny jak się ubrać przed wyjściem na misję (okej, to był mój seksistwoski żart – pierwszy i ostatni, przepraszam).

*Tekst będzie zawierał drobne spoilery – jednak bez informacji psujących komukolwiek grę.

Licentia poetica

Zacznijmy może od najbardziej oczywistej sprawy, od powołania się na wolność twórczą. Jeżeli ktoś ma zamiar zrobić grę z dziesięcioma bohaterami to może to zrobić i nawet jeśli wszyscy z nich będą nie dość, że mężczyznami, to jeszcze hetero, to nie jest to dowodem na niczyje uprzedzenie – raczej na nadwrażliwość stałej grupy „wiecznie uciśnionych”, uwielbiających robienie szumu wokół takich kwestii.

GTA to seria o gangsterach – myśląc o gangsterach, czytając książki o gangsterach, oglądając filmy o gangsterach i czytając o prawdziwych gangsterach, budujących swe przestępcze potęgi praktycznie w każdym większym mieście świata, myślimy o mężczyznach. Konwencje posiadają konsekwencje. Tak to wygląda, bo tak jest. Nikt nie mówi, że brakuje w tym światku kobiet, ale podobnie jak w wojsku, są one przytłoczone ilością mężczyzn. Świat w którym żyjemy jest właśnie taki, dlatego robiąc grę o: genialnym bandycie, złodzieju samochodów i wiejskim świrze strzelającym do wszystkiego co mu się podoba, samoistnie tworzy się też tytuł o trzech facetach. A ponieważ są jacy są, to obracają się też w konkretnym środowisku. Męskim. Tak już jest. Dlaczego, więc nie odwrócić wszystkich zarzutów i nie stwierdzić, że gra jest krzywdząca dla mężczyzn ponieważ obsadza ich we wszystkich szkodliwych społecznie rolach? Miałoby to więcej sensu niż domagać kobiety kradnącej samochody na murzyńskim osiedlu. Pewnie – ciekawym zagraniem byłoby dodanie grywalnej postaci żeńskiej, ale skoro jej nie ma to nie, widocznie twórcy tak chcieli.

Z góry chciałbym potwierdzić, że w GTA V w ogóle jest mniej ciekawych postaci pobocznych niż przyzwyczaiła nas do tego seria, ze względu na specyficzny podział gry na trzech bohaterów. Czy chciałbym ujrzeć na ekranie więcej charakterystycznych kobiet? Oczywiście – jednak ich niedosyt uważam za całkowicie akceptowalny w obliczu fabuły z jaką mamy do czynienia, czyli przede wszystkim z zajmowaniem się szemranymi interesami przez bardzo ambitne trio.

W moim innym świecie

Kobiety są istotną częścią życia każdego z bohaterów, tylko pokazano to dość zwięźle ponieważ TO NIE JEST GRA O TYM. Michael chodzi do terapeuty, by walczyć o swą rodzinę i w obliczu zdradzającej żony wpada w taki szał, że goni jej kochanka, a nawet burzy dom w jakim się znajduje. Po tych wydarzeniach wciąż stara się walczyć o swe małżeństwo co sprowadza się do wykonania dobrych kilku misji związanych tylko z jego życiem osobistym. Poza tym, ma córkę którą wciąż wyciąga z tarapatów i broni przed facetami chcącymi ja wykorzystać, wpadając nawet do studia telewizyjnego, by sterroryzować prowadzącego talent show, w którym dziewczyna się kompromituje…

Dochodzi do tego wątek byłej dziewczyny Franklina, która w późniejszej fazie gry odwiedza go w jego domu i namawia do uratowania przed śmiercią wspólnego przyjaciela, Lamara. Gdyby Frank nie dażył jej wciąż głębokim uczuciem to z pewnością by tego nie zrobił. Wątek ich wspólnej przeszłości przewija się zresztą w tle gry i jeśli sprawdzi się maile Franklina i odpisze na parę z nich to pozna się zarys klasycznej historii w stylu „nie chcę żyć z gangsterem”. Sztampa? Może i tak, ale odpiera część seksistowskich zarzutów względem autorów.

Nawet Trevor, dla którego ludzkie życie jest nic nie warte zakochuje się podczas rozwoju fabuły GTA V, przez co płacze… w ilu grach męski bohater roni łzy z powodu nieszczęśliwej miłości?

Choć nie są to motywy przesłaniające główny wątek GTA V to śmiało walczą z poglądem, że jest to gra mizoginistyczna – tym bardziej, że każdy z naszych męskich bohaterów jest niezadowolony ze swojego życia. Nie opiewa go, nie wiwatuje, a jedyny alkohol jaki jest pity w jednej ze scen to domowy bimber.

Razem. Zawsze.

Jak sobie pomyślę o powstałej nagonce to cieszę się, że w scenie tortur męczony jest akurat facet, bo inaczej feministki spaliłyby Rockstar na stosie… mimo wszystko Chris Plante, w swej recenzji na Polygonie nie szczędzi krytyki wobec GTA V:

"While most of Grand Theft Auto 5 feels like an evolution of the blockbuster video game, its treatment of women is a relic from the current generation, which is too often fixated on bald men and big breasts. In terms of landscape and architecture, San Andreas is the most realistic virtual world I've visited, but the population is aggressively, comically, distractingly male. I cannot think of any piece of media more fascinated with the male phallus."

Matko bosko, co ja czytam...

Zaprawdę, napisać, że Los Santos to męski to świat to jedna wielka pomyłka. Świat tej gry jest gigantyczny i postanowiono opowiedzieć w nim historię trójki bandziorów – to, że stosunkowo niewielką część fabuły poświęcono na zwrócenie uwagi na panie nie buduje sztucznego uniwersum. Nie sprawia to też, że czujemy się jak na innej planecie, gdyż całe miasto bez przerwy gna nie oglądając się na naszych rabusiów, którzy PO PROSTU przeprowadzają kolejne akcje w swym małym gronie. Czy tak trudno to dostrzec?

Doszukiwanie się w tym pro-męskiego przekazu to paranoja, tak samo jak stwierdzenie, że dostaliśmy „produkt zafascynowany fallusem”. Nawet jeśli w pewnym momencie tatuujemy komuś na klacie/plecach penisa to jest to symbol szpetoty, a nie wybuchu glorii i chwały chromosomu X i Y.

Kolejne mocne słowa padły ze strony Gamespotu:

"Characters constantly spout lines that glorify male sexuality while demeaning women, and the billboards and radio stations of the world reinforce this misogyny, with ads that equate manhood with sleek sports cars while encouraging women to purchase a fragrance that will make them “smell like a bitch.”

Obserwując takie wypowiedzi wydaje mi się, że grałem w inną grę, bez postaci które wciąż „gloryfikują męską seksualność”. Bądźmy szczerzy – wszystkie chamskie, prostackie i świńskie rzeczy spadają w GTA V na Trevora, którego zresztą trudno lubić i ma widoczne z kilku kilometrów zaburzenia psychiczne. To socjopata, jest niemiły bo jest chory. A skoro zdecydowano się na umieszczenie go w grze, to dobrze, że tak się zachowuje bo spełnia swoją rolę, bo pokazuje świat z innej perspektywy, bo jest kimś kogo w cyfrowych światach za często nie było. A sprowadzenie jego jestestwa do epatowania przemocą seksualną to wręcz prowokacja, przecież to tylko malutki procent jego sadystycznych możliwości.

Nie mam prawa nikomu zabraniać wygłaszania swych opinii, jednak warto brać pod uwagę to, że pani Carolyn Petit, odpowiedzialna za recenzję GTA V na Gamespocie, to transseksualistka. Śmiem więc twierdzić, że w tych kwestiach jej opinia jest mocno zakrzywiona, przez jej wyczulenie nawet na najmniejsze aspekty jakiegokolwiek komentarza w kwestii płci pięknej. To, że mężczyźni wyzywają się tu od „kutasów” zwyczajnie jej nie rusza, za to gdyby bohaterowie nazwali kilka kobiet „głupimi cipami” (wybaczcie słownictwo, ale jest wyciągnięte prosto z omawianej gry) to scenka, w której by się to stało nagle byłaby najważniejsza w 40-godzinnej grze i była dowodem na to, że XXI wiek to kolejny etap zaciskania się kajdan patriarchatu na łagodnych nadgarstkach feminizmu… czy inne bzdury.

Przy okazji – gdy sam usłyszałem w jednej ze stacji radiowych reklamę perfum z hasłem „smell like a bitch” to naprawdę się uśmiałem. To kwestia dystansu.

Co gorsze, pani Petit przedstawia swym czytelnikom zwykłą nieprawdę:

"GTA V has little room for women except to portray them as strippers, prostitutes, long-suffering wives, humorless girlfriends and goofy, new-age feminists we’re meant to laugh at."

Po kolei: striptizerki i prostytutki nie zajmują żadnej pozycji w grze, ŻADNEJ. Ani jedno zadanie się koło nich nie kręci. Nie ma tu też humorzastych dziewczyn, bo żaden z bohaterów nie ma humorzastej dziewczyny. Żona Michaela kwalifikuje się pod miano „cierpiącej” jednak każdy gracz wie dlaczego tak jest, ponieważ jest ona dobrze zarysowaną postacią i rozumiemy jej postępowanie. Wspomniana „feministka” to pani księgowa w garniturze, która pilnuje naszych niektórych interesów – gra nie pokazuje jej poglądów ani nie wyśmiewa tej postaci. Reasumując: na pięć strzałów, cztery pudła, tak właśnie niektórzy starają się zrobić wokół siebie szum…

Czy podobało mi się co robili bohaterowie GTA V? Nie zawsze. Scenariusz ma kilka nizin zwłaszcza w pierwszych godzinach, ale polubiłem chęć Franklina do wybicia się ze swej okolicy i rozumiałem pragnienie spokoju Michaela. Irytował mnie Trevor, któremu ktoś powinien w końcu poprawić twarz kijem bejsbolowym… i na tym się skupiałem podczas grania, a nie na myśleniu „hmm szkoda, że robię misje dla skorumpowanego agenta, a nie agentki”, bo to naprawdę nieistotne.

Nie od dziś wiadomo, że seria R* jest krytyką naszego społeczeństwa. Potępia i wyśmiewa wszystko i wszystkich, często w inteligentny sposób. Czasami nazbyt inteligentny, jak wydaje się w momentach, gdy czytam, że scena która odsłania prawdę o torturach w imię zeznań jest potępiania za bezmyślną brutalność, a postać pragnącego naprawić swoje grzechy family-mena-wannabe sprowadzana do roli mizogina. Rockstar zaatakował cały nowoczesny świat goniący za pieniądzem i dosłownie każda postać, która pojawiła się na ekranie to ktoś kogo możemy nazwać „złym człowiekiem”, ale niektórym chce się podnosić głos, że bardziej ucierpiały na tym kobiety niż mężczyźni. Według mnie to idiotyczne - ucierpiał tu bowiem każdy z osobna, jako istota ludzka, a nie przedstawiciel swej płci… jeżeli już chcemy w ten sposób analizować Grand Theft Auto V.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu