Felietony

Google nie będzie drugim Applem, to Apple będzie namiastką Google’a…

Ewa Cieślak

Fanka nowych technologii, zachowująca jednak do ni...

129

Technologicznym Światem zatrzęsło tej jesieni kilka ważnych konferencji – najpierw Apple, jak co rok wyczekiwana przez fanów na całym Świecie, chwilę później – Alphabet a ostatnio – pokaz odświeżonych MacBook’ów. Fani Jabłka, jak co roku niecierpliwie oczekiwali na wrześniowe wydarzenie niczym na nadejście Mesjasza, żeby doświadczyć swoistej euforii pomieszanej ze zdziwieniem, gdy ujrzeli owiany tajemnicą iPhone7 ale bez mini jacka. Kiedy nieco opadła wrzawa mogliśmy doświadczyć konferencji Google, które z kolei zaskoczyło Pixelem i wejściem w sektor hardware’u. Niejako więc z automatu momentalnie rozpoczęły się porównania. Będzie drugi iPhone czy nie? Ale, moi drodzy, tu w ogóle nie o to chodzi.

Jeśli spojrzeć na te wydarzenia i obydwu gigantów z boku to można zobaczyć znacznie ciekawszy i bardziej kompletny obraz. Tu nie chodzi o smartfony, zegarki ani w ogóle o sprzęt. Tu nie chodzi o SI. To tylko środki. Gra toczy się o dużo większą stawkę.

Sundar Pichai zakomunikował nam bardzo ważną rzecz – Google stworzył genialny, wielki, obejmujący usługi, sprzęt i 78 spółek z kilkunastu branż ekosystem, w którym chce nas… zamknąć. Mamiąc wirtualnym mini-światem dla każdego, skrojonym na miarę.

Skupianie się na urządzeniach to krótkowzroczność

Konferencja jeszcze się nie skończyła a już posypały się na technologicznych blogach opinie, porównujące ze sobą sprzęty na parametry, ceny, kolorki i wygląd. Pixel jest najlepszym smartfonem na globie! Nie, nie jest bo… nie jest iPhonem. Techno blogerzy i portale spierają się, oceniając to, co mają tuż przed nosem i zastanawiając się, dlaczego Alphabet wszedł tylko w segment premium? Tymczasem odpowiedź wydaje się być o tyle prosta co niezbyt znacząca. Na tanich smartfonach nie da się zarobić, chociaż potrafię sobie wyobrazić, że za jakiś czas pojawią się również urządzenia ze średniej i dolnej półki z logo Google, nawet jeśli miałoby się to wiązać z zerowym zyskiem tylko po to, żeby odebrać klientów innym producentom, zamknąć tych ludzi w Googlowym ekosystemie i tym samym osłabić konkurentów. Za 10, może 15 lat do tej puli dołączą autonomiczne samochody. Dziś, kiedy smartfony osiągnęły już wszystko, jedyne co pozostaje do zrobienia to integracja ich z całą resztą świata – Google Assistantem, Google Home, rozwiązaniami monitoringu i szeroko rozumianej kontroli dla domu, samochodem oraz całą resztą sprzętów w Internecie Rzeczy. Alphabet zrobi to skutecznie i dobrze dzięki ogromnej ilości informacji, którą już posiada a będzie ich mieć jeszcze więcej.

A dlaczego tylko segment premium? Ponieważ to początek, a taki start daje efekt „emejzingu” i możliwość bezpośrednich porównań i konkurencji, głównie z Apple. Dzięki temu będzie można przyciągnąć największych geek-ów, którzy stawiają na jakość, bogactwo opcji i najnowsze, innowacyjne rozwiązania. Tymi rozwiązaniami będą bowiem zainteresowani przede wszystkim Ci, którzy interesują się technologią, nie obawiają się jej i mają pieniądze do wydania. Najpierw tę grupę chce Google zaanektować, potem przejdzie do niższych segmentów. To, co jest kluczowe to nie urządzenia same w sobie ale fakt, że właśnie zniknęła ważna luka w całym łańcuchu. Oddalcie wzrok, drodzy techno redaktorzy. Właśnie wyrósł nam na horyzoncie gracz, który zdominuje nasze życie i dowie się o nas wszystkiego, jeśli mu na to pozwolimy.

Informacja jest wszystkim

Alphabet ma swoim łańcuchu wartości już wszystko, ale przede wszystkim dysponuje bardzo szeroką bazą klientów swoich usług. Wyszukiwarki Google używa dziś 1,6 miliarda unikalnych użytkowników miesięcznie, czyli połowa Internautów na Świecie. Ponad miliard ma konta na Gmailu. Do tego YouTube, mapy, rozwiązania smart home, inteligentne i gromadzące dane o użytkownikach chaty, coraz lepszy system operacyjny na smartphony i laptopy, MVNO, płatności zbliżeniowe. Trwają prace nad automatycznymi samochodami oraz sztuczną inteligencją, która spośród obecnie istniejących jest najbardziej zaawansowana i najszybciej się rozwija.

Klienci Alphabetu nie są dla niego anonimowi. Wręcz przeciwnie – gigant zna ich bardzo dobrze, a będzie o nich wiedzieć jeszcze więcej – zarówno poprzez kolejne sposoby docierania do coraz bardziej intymnych informacji, jak i poprzez ekspansję. Dokonuje się ona ciągle poprzez zapewnianie dostępu do Internetu na terenach, gdzie nie było go wcześniej (albo był dostępny tylko dla nielicznych lub niskiej przepustowości). Dzieje się to też bez kontrowersji, bo na tych łączach możliwy będzie dostęp do całej Sieci, a nie tylko jej niewielkiego fragmentu jak w projekcie „Free Basics” Zucka, przez co wzrasta popyt na kolejne wirtualne usługi. Dzięki temu wszystkiemu Alphabet ma dostęp do najpotężniejszego współcześnie narzędzia - ogromnych zasobów informacji.

To one są kluczowe. To dzięki nim korporacja „posiada” użytkownika. Przywiązuje go do wygody. Coraz mniej dbamy dziś o to, co wielcy gracze o nas wiedzą. Za kolejne porcje bajeru udzielamy kolejnych porcji wiedzy o sobie. Teraz mamy już asystenta, a za chwilę samochody i być może inteligentne soczewki. Całkiem niedawno Paweł był zachwycony wizją wszczepienia google’owego komputera z kamerą i kilkoma czujnikami. Skoro jesteśmy skłonni zamienić oko w kamerę, to czy nie udzielimy dostępu do całej reszty naszej prywatności? Będzie wygodnie i miło.

Do niedawna Alphabet był graczem skupionym głównie na stronie software-owej i danych. Apple przeciwnie – skoncentrowane na sprzęcie, który spinało niezawodnym systemem integrującym urządzenia ze sobą i zapewniającym ich sprawne i wygodne działanie. Ta różnica właśnie została zniwelowana. Po tym, jak na rynku pojawiły się Pixele, Google Assistant, Googe Wifi, Google Home i Ultra rozpoczyna się intensywny marsz tej korporacji ku realizacji swojego celu – dominacji. I wcale mi się to nie podoba.

Sztuczna Inteligencja poszerzy zasięg danych

Na niedawnej konferencji Sundar Pichai oświadczył: „ od Świata skoncentrowanego wokół mobilności przechodzimy do Świata skoncentrowanego na SI”, po czym dodał: „Stworzymy indywidualne Google dla każdego, szyte na miarę”. Zza tych zachwytów nad możliwościami i czekającymi nas w ciągu najbliższych 10 lat udogodnieniami ani na chwilę nie wychylił się komunikat, mówiący: „ale zapłacicie nam za to całkowitą wiedzą o sobie”. Zauważyliście, że Asystenta uruchamia się słowami: „Ok, Google”? W nadchodzącej wizji mamy obrazek, w którym dzień zaczynamy od „Ok, Google, zrób mi kawę. Co nowego na Świecie?” a kończymy: „OK, Google, zgaś światło”? Bardzo ładna alegoria pokazująca strategiczny cel koncernu. Stać się niezauważalnym a jednocześnie niezastąpionym centrum życia swoich licznych użytkowników i poprzez to – najpotężniejszą firmą na Świecie.

Może się to Alphabetowi udać dzięki Sztucznej Inteligencji, i właśnie zaczyna się wydarzać dzięki Google Home. Jego integracja z Google Assistant, smartfonem opartym o Androida (najlepiej Pixelem) i Google Wifi ma przynosić dodatkowe możliwości ale też zasilać coraz bardziej prywatnymi danymi. Algorytmy SI bez nich byłyby bezużyteczne. To ciągły „trening” i kolejne porcje informacji sprawiają, że wirtualni asystenci mogą zapewnić tą oczekiwaną wysoką funkcjonalność – poinformować nas o korkach przed wyjściem z domu, przypomnieć o zakupie kwiatów z okazji ważnej rocznicy albo zasugerować, że w klubie, którym niedawno byliście z przyjaciółmi odbędzie się wkrótce koncert zespołu, którego muzyki często ostatnio słuchacie.

To jednak sprawi, że ilość tych informacji będzie rosnąć coraz szybciej i będą coraz bardziej intymne. Dane będą mogły być coraz lepiej sprofilowane, a reklamy – niemal niezauważalne. To byłby przełom. To byłby też moment, w którym powinna się nam wszystkim zapalić czerwona lampka a syrena alarmowa zacząć wyć. Jeśli pełen zachwytu wejdziesz w to, oddany technologii, ufny i zabiegany człowieku pierwszego Świata XXI wieku, jest po Tobie. Genialne.

To się nie może nie udać, zwłaszcza, że dziś grubo ponad 80% smartfonów korzysta z Androida.

Apple stoi w miejscu

Jabłko zaskakuje mnie coraz bardziej. Firma, której marka jest warta miliardy dolarów i wyniesiona niemal do rangi religii, która ma wyznawców a nie tylko fanów, słynąca z innowacji i odwagi we wprowadzaniu rewolucyjnych zmian… nie ma pomysłu na siebie. Stworzyła urządzenia przez wielu uważane za doskonałe i zamknięty dla nich ekosystem. Na tej ścieżce osiągnęła już bardzo wiele i wygląda na to, że stanęła przed ścianą. I ani myśli ją zburzyć. Ani skręcić. Po prostu…. stoi. Jabłkowe sprzęty nie są, jak się okazuje, tak dobre jak chciałby je widzieć Mr Cook, ale sama poprawa jakości to za mało, żeby utrzymać pozycję. Siri zawiodła i wciąż stanowi rozczarowanie, a konkurencja nie śpi. Twórcy Siri stworzyli Viv i sprzedali Samsungowi. Asystent Google już zyskał opinię najlepszego. Myśleli o wejściu w branżę autonomicznych samochodów, ale zrezygnowali. Apple Pay nie ma dużego zasięgu i trudno je nazwać rynkowym sukcesem (żeby oddać sprawiedliwość, to podobnie jest zresztą z Google Wallet, tutaj mamy akurat remis). Zakupili co najmniej dwie spółki zajmujące się rzeczywistością wirtualną i rozszerzoną (nie wszystkie przejęcia ujawniają), ale nie są specjalni zainteresowani rozwojem w tym kierunku.

Mamy pat. Wygląda więc na to, że gigant z Cupertino będzie już teraz tylko dyskontował to, co przez lata udało mu się zbudować dzięki unikalności, świetnej obsłudze klienta, opinii spółki dbającej o prywatność i bezpieczeństwo. Od czasu do czasu zaskoczy usunięciem kolejnego złącza albo ciekawostką sprzętową bez kluczowego znaczenia. I tyle. Przynajmniej do czasu, kiedy u boku Cooka nie znajdzie się szalony wizjoner, który zdoła przekonać go do wejścia w nowe branże. Na razie nikogo takiego nie widać…

Alphabet wszedł Apple’owi w drogę…

Jeśli spojrzeć na te wydarzenia i obydwu gigantów z boku to można zobaczyć znacznie ciekawszy i bardziej kompletny obraz. Tu nie chodzi o smartfony, zegarki ani w ogóle o sprzęt. Tu nie chodzi o SI. To tylko środki. Gra toczy się o dużo większą stawkę.

Sundar Pichai zakomunikował nam bardzo ważną rzecz – Google stworzył genialny, wielki, obejmujący usługi, sprzęt i 78 spółek z kilkunastu branż ekosystem, w którym chce nas… zamknąć. Mamiąc wirtualnym mini-światem dla każdego, skrojonym na miarę.

Skupianie się na urządzeniach to krótkowzroczność

Konferencja jeszcze się nie skończyła a już posypały się na technologicznych blogach opinie, porównujące ze sobą sprzęty na parametry, ceny, kolorki i wygląd. Pixel jest najlepszym smartfonem na globie! Nie, nie jest bo… nie jest iPhonem. Techno blogerzy i portale spierają się, oceniając to, co mają tuż przed nosem i zastanawiając się, dlaczego Alphabet wszedł tylko w segment premium? Tymczasem odpowiedź wydaje się być o tyle prosta co niezbyt znacząca. Na tanich smartfonach nie da się zarobić, chociaż potrafię sobie wyobrazić, że za jakiś czas pojawią się również urządzenia ze średniej i dolnej półki z logo Google, nawet jeśli miałoby się to wiązać z zerowym zyskiem tylko po to, żeby odebrać klientów innym producentom, zamknąć tych ludzi w Googlowym ekosystemie i tym samym osłabić konkurentów. Za 10, może 15 lat do tej puli dołączą autonomiczne samochody. Dziś, kiedy smartfony osiągnęły już wszystko, jedyne co pozostaje do zrobienia to integracja ich z całą resztą świata – Google Assistantem, Google Home, rozwiązaniami monitoringu i szeroko rozumianej kontroli dla domu, samochodem oraz całą resztą sprzętów w Internecie Rzeczy. Alphabet zrobi to skutecznie i dobrze dzięki ogromnej ilości informacji, którą już posiada a będzie ich mieć jeszcze więcej.

A dlaczego tylko segment premium? Ponieważ to początek, a taki start daje efekt „emejzingu” i możliwość bezpośrednich porównań i konkurencji, głównie z Apple. Dzięki temu będzie można przyciągnąć największych geek-ów, którzy stawiają na jakość, bogactwo opcji i najnowsze, innowacyjne rozwiązania. Tymi rozwiązaniami będą bowiem zainteresowani przede wszystkim Ci, którzy interesują się technologią, nie obawiają się jej i mają pieniądze do wydania. Najpierw tę grupę chce Google zaanektować, potem przejdzie do niższych segmentów. To, co jest kluczowe to nie urządzenia same w sobie ale fakt, że właśnie zniknęła ważna luka w całym łańcuchu. Oddalcie wzrok, drodzy techno redaktorzy. Właśnie wyrósł nam na horyzoncie gracz, który zdominuje nasze życie i dowie się o nas wszystkiego, jeśli mu na to pozwolimy.

Informacja jest wszystkim

Alphabet ma swoim łańcuchu wartości już wszystko, ale przede wszystkim dysponuje bardzo szeroką bazą klientów swoich usług. Wyszukiwarki Google używa dziś 1,6 miliarda unikalnych użytkowników miesięcznie, czyli połowa Internautów na Świecie. Ponad miliard ma konta na Gmailu. Do tego YouTube, mapy, rozwiązania smart home, inteligentne i gromadzące dane o użytkownikach chaty, coraz lepszy system operacyjny na smartphony i laptopy, MVNO, płatności zbliżeniowe. Trwają prace nad automatycznymi samochodami oraz sztuczną inteligencją, która spośród obecnie istniejących jest najbardziej zaawansowana i najszybciej się rozwija.

Klienci Alphabetu nie są dla niego anonimowi. Wręcz przeciwnie – gigant zna ich bardzo dobrze, a będzie o nich wiedzieć jeszcze więcej – zarówno poprzez kolejne sposoby docierania do coraz bardziej intymnych informacji, jak i poprzez ekspansję. Dokonuje się ona ciągle poprzez zapewnianie dostępu do Internetu na terenach, gdzie nie było go wcześniej (albo był dostępny tylko dla nielicznych lub niskiej przepustowości). Dzieje się to też bez kontrowersji, bo na tych łączach możliwy będzie dostęp do całej Sieci, a nie tylko jej niewielkiego fragmentu jak w projekcie „Free Basics” Zucka, przez co wzrasta popyt na kolejne wirtualne usługi. Dzięki temu wszystkiemu Alphabet ma dostęp do najpotężniejszego współcześnie narzędzia - ogromnych zasobów informacji.

To one są kluczowe. To dzięki nim korporacja „posiada” użytkownika. Przywiązuje go do wygody. Coraz mniej dbamy dziś o to, co wielcy gracze o nas wiedzą. Za kolejne porcje bajeru udzielamy kolejnych porcji wiedzy o sobie. Teraz mamy już asystenta, a za chwilę samochody i być może inteligentne soczewki. Całkiem niedawno Paweł był zachwycony wizją wszczepienia google’owego komputera z kamerą i kilkoma czujnikami. Skoro jesteśmy skłonni zamienić oko w kamerę, to czy nie udzielimy dostępu do całej reszty naszej prywatności? Będzie wygodnie i miło.

Do niedawna Alphabet był graczem skupionym głównie na stronie software-owej i danych. Apple przeciwnie – skoncentrowane na sprzęcie, który spinało niezawodnym systemem integrującym urządzenia ze sobą i zapewniającym ich sprawne i wygodne działanie. Ta różnica właśnie została zniwelowana. Po tym, jak na rynku pojawiły się Pixele, Google Assistant, Googe Wifi, Google Home i Ultra rozpoczyna się intensywny marsz tej korporacji ku realizacji swojego celu – dominacji. I wcale mi się to nie podoba.

Sztuczna Inteligencja poszerzy zasięg danych

Na niedawnej konferencji Sundar Pichai oświadczył: „ od Świata skoncentrowanego wokół mobilności przechodzimy do Świata skoncentrowanego na SI”, po czym dodał: „Stworzymy indywidualne Google dla każdego, szyte na miarę”. Zza tych zachwytów nad możliwościami i czekającymi nas w ciągu najbliższych 10 lat udogodnieniami ani na chwilę nie wychylił się komunikat, mówiący: „ale zapłacicie nam za to całkowitą wiedzą o sobie”. Zauważyliście, że Asystenta uruchamia się słowami: „Ok, Google”? W nadchodzącej wizji mamy obrazek, w którym dzień zaczynamy od „Ok, Google, zrób mi kawę. Co nowego na Świecie?” a kończymy: „OK, Google, zgaś światło”? Bardzo ładna alegoria pokazująca strategiczny cel koncernu. Stać się niezauważalnym a jednocześnie niezastąpionym centrum życia swoich licznych użytkowników i poprzez to – najpotężniejszą firmą na Świecie.

Może się to Alphabetowi udać dzięki Sztucznej Inteligencji, i właśnie zaczyna się wydarzać dzięki Google Home. Jego integracja z Google Assistant, smartfonem opartym o Androida (najlepiej Pixelem) i Google Wifi ma przynosić dodatkowe możliwości ale też zasilać coraz bardziej prywatnymi danymi. Algorytmy SI bez nich byłyby bezużyteczne. To ciągły „trening” i kolejne porcje informacji sprawiają, że wirtualni asystenci mogą zapewnić tą oczekiwaną wysoką funkcjonalność – poinformować nas o korkach przed wyjściem z domu, przypomnieć o zakupie kwiatów z okazji ważnej rocznicy albo zasugerować, że w klubie, którym niedawno byliście z przyjaciółmi odbędzie się wkrótce koncert zespołu, którego muzyki często ostatnio słuchacie.

To jednak sprawi, że ilość tych informacji będzie rosnąć coraz szybciej i będą coraz bardziej intymne. Dane będą mogły być coraz lepiej sprofilowane, a reklamy – niemal niezauważalne. To byłby przełom. To byłby też moment, w którym powinna się nam wszystkim zapalić czerwona lampka a syrena alarmowa zacząć wyć. Jeśli pełen zachwytu wejdziesz w to, oddany technologii, ufny i zabiegany człowieku pierwszego Świata XXI wieku, jest po Tobie. Genialne.

To się nie może nie udać, zwłaszcza, że dziś grubo ponad 80% smartfonów korzysta z Androida.

Apple stoi w miejscu

Jabłko zaskakuje mnie coraz bardziej. Firma, której marka jest warta miliardy dolarów i wyniesiona niemal do rangi religii, która ma wyznawców a nie tylko fanów, słynąca z innowacji i odwagi we wprowadzaniu rewolucyjnych zmian… nie ma pomysłu na siebie. Stworzyła urządzenia przez wielu uważane za doskonałe i zamknięty dla nich ekosystem. Na tej ścieżce osiągnęła już bardzo wiele i wygląda na to, że stanęła przed ścianą. I ani myśli ją zburzyć. Ani skręcić. Po prostu…. stoi. Jabłkowe sprzęty nie są, jak się okazuje, tak dobre jak chciałby je widzieć Mr Cook, ale sama poprawa jakości to za mało, żeby utrzymać pozycję. Siri zawiodła i wciąż stanowi rozczarowanie, a konkurencja nie śpi. Twórcy Siri stworzyli Viv i sprzedali Samsungowi. Asystent Google już zyskał opinię najlepszego. Myśleli o wejściu w branżę autonomicznych samochodów, ale zrezygnowali. Apple Pay nie ma dużego zasięgu i trudno je nazwać rynkowym sukcesem (żeby oddać sprawiedliwość, to podobnie jest zresztą z Google Wallet, tutaj mamy akurat remis). Zakupili co najmniej dwie spółki zajmujące się rzeczywistością wirtualną i rozszerzoną (nie wszystkie przejęcia ujawniają), ale nie są specjalni zainteresowani rozwojem w tym kierunku.

Mamy pat. Wygląda więc na to, że gigant z Cupertino będzie już teraz tylko dyskontował to, co przez lata udało mu się zbudować dzięki unikalności, świetnej obsłudze klienta, opinii spółki dbającej o prywatność i bezpieczeństwo. Od czasu do czasu zaskoczy usunięciem kolejnego złącza albo ciekawostką sprzętową bez kluczowego znaczenia. I tyle. Przynajmniej do czasu, kiedy u boku Cooka nie znajdzie się szalony wizjoner, który zdoła przekonać go do wejścia w nowe branże. Na razie nikogo takiego nie widać…

Alphabet wszedł Apple’owi w drogę…

Zarabia wprawdzie dużo mniej (o prawie 60% w ciągu ostatnich 12 miesięcy), ale co ciekawe - marka Google jest tylko o ¼ mniej warta, a wycena giełdowa Alphabet (na 28 X 2016) – jest niższa od Apple jedynie o 6%.

To pokazuje, że gigant z Mountain View jest najwyraźniej postrzegany jako posiadający większy potencjał rozwojowy i bardziej obiecujący dla inwestorów.

Nic dziwnego. Alphabet idzie szeroką ławą. Wszedł już w ogrom branż (również tych niespokrewnionych z technologią) i nie boi się eksperymentów, nawet jeśli miałoby to oznaczać straty. Oprócz Nesta, zajmującego się technologiami smart home, YouTube’a czy Deep Mind posiada w swoim portfelu również spółki zajmujące się badaniami nad wydłużeniem ludzkiego życia. Ma wizję i rozwija się na kilkudziesięciu polach naraz, a to robi wrażenie. Na pierwszy rzut oka to wszystko może się wydawać niepowiązane ale tak nie jest – ponieważ każda tych spółek jest tam po coś. Każda z nich oferuje człowiekowi coś, co jest dla niego ważne - wygodę, ale i zdrowie. Komunikację – i pozorną niezależność. Poczucie odciążenia i bycia w centrum. Wszystkie one uzależniają i przyciągają do marki. Są elementem dalekosiężnej strategii, jak kawałki dużych puzzli, do których Alphabet dołożył właśnie kolejny element w postaci hardware’u. Tak buduje to, co jest jego głównym celem – monopol w życiu użytkownika.

No dobrze, ale co się może stać?

Takie pytanie pada często pod tekstami o zagrożeniach dla prywatności. Wizja centralnie zarządzanego świata z maksimum udogodnień i wirtualnym asystentem, a docelowo już praktycznie przyjacielem – co się może złego stać?

To, moi drodzy, w wersji kasandrycznej czy light?

Może od tej drugiej zacznijmy.

Jeśli istnieje gigant, który posiada ogrom najbardziej prywatnych informacji o swoich użytkownikach to nie mam wątpliwości, że nie zawaha się ich użyć do doskonale sprofilowanej, wręcz niezauważalnej reklamy kolejnych produktów. Odpowiednio przekazywana w czasie informacja może sprawić, że zainteresujesz się czymś, o czym wcześniej nawet nie myślałeś, i w rezultacie wydasz na to pieniądze. Możesz zostać odpowiednio pokierowany przez producentów, którzy wykupią odpowiednią usługę. Jeśli sam masz firmę, to może się okazać, że kontakt z Alphabetem będzie kluczem do utrzymania się na rynku, swoistym „być albo nie być”. Usługa oczywiście tania nie będzie, ze względu na swoją skuteczność, skorzystają więc najwięksi. To z kolei doprowadzi do umacniania się największych graczy na wszystkich rynkach.

Mali wypadną z obiegu, skurczy się wolność gospodarcza. Znikną kilkuosobowe firmy, chyba że będą pracowały jako outsourcing wielkich graczy, całkowicie od nich zależąc. My sami staniemy się łatwymi do kierowania konsumentami, bardzo podatnymi na sugestie. Sztuczna Inteligencja będzie wiedzieć, kiedy jesteśmy w odpowiednim humorze na podjęcie konkretnej decyzji. Dlaczego marketing „szeptany” jest skuteczny? Bo polega na uzyskiwaniu rekomendacji od tych, których znamy i którym ufamy. Asystent po codziennym współdziałaniu z Tobą przez kilka miesięcy będzie Cię znał lepiej niż doskonała większość Twoich znajomych.

W wersji hard możliwe będzie całkowite przejęcie tożsamości. Już nie tylko numerów identyfikacyjnych czy danych kart płatniczych. W grę może wchodzić nawet przypisanie Ci czynów, których nie popełniłeś. Skoro wiadomo o Tobie, gdzie i jak często bywasz, kiedy dokładnie gdzie byłeś i z kim, kogo cenisz, kogo nie szanujesz, a Twoje wygłaszane prywatnie opinie są nagrywane, to nie będzie żadnym problemem oczernienie Cię, albo sprawienie żebyś przez kilka dni miał zorganizowany pobyt pod kluczem w towarzystwie strażnika. A przynajmniej wprowadzenie kilku komplikacji do prywatnego życia. Pole do popisu nie tylko dla firmy której te informacje powierzamy, ale też dla hakerów. Spędziłeś noc z koleżanką na słuchaniu muzyki do rana? A jesteś pewien, że żona w to uwierzy? Masz na koncie nadwyżki finansowe, a to propozycja z gatunku tych nich nie do odrzucenia.

Rekapitulując…

Obiektywnie patrząc na rozwój Alphabet - jestem pełna podziwu. Od lat budują swoją pozycję, powoli dochodząc do tego punktu. Błądzili po drodze, gubili się, ale mieli cel. Ryzykowali, topili pieniądze, ale nie rezygnowali. I to nie na jednym rynku, ale na wielu, pozornie ze sobą nie powiązanych.

Tu nie chodzi bowiem o software, to tylko podstawa.

Tu nie chodzi też o hardware – to tylko narzędzie do budowania bazy użytkowników software’u i dostawców danych.

Tu chodzi o dominację.

Za kilka lat w USA szerokie rzesze ludzi będą wstawać rano, rzucać asystentowi komendy przygotowania kawy i włączenia muzyki, odtworzą najnowsze wiadomości (bez patrzenia w ekran, ewentualnie tylko dzięki AR), odpowiedzą głosowo na wiadomości i wsiądą do autonomicznego samochodu Google. Po drodze rozerwą się przy użyciu gogli VR, żeby wprawić się w dobry humor. Wieczorem wypoczynek na wirtualnej plaży albo impreza w pianie na Ibizie. Z domu, oczywiście, przy użyciu urządzeń i zastosowaniu usług stworzonych przez giganta z Mountain View.

To już by całkowicie zamknęło użytkownika w świecie Googla. W takim wirtualnym, nowoczesnym i bardzo wygodnym więzieniu.

W Polsce zajmie to więcej czasu, i całe szczęście, choć i tak docelowo cała ta paleta będzie i u nas dostępna i tylko od nas będzie zależało, czy zechcemy z niej korzystać.

Z biznesowego punktu widzenia – jest to czyste piękno.

Z ludzkiego – jest przerażające.

Google nie będzie drugim Applem. To Apple będzie namiastką Google’a. Nie zagrozi mu nikt. Może co najwyżej Microsoft, który miałby jeszcze potencjał, żeby zbudować podobne imperium. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo wiele wskazuje na to, że w nowoczesnym świecie i tak prędzej czy później zostaniemy zamknięci w którymś z tych ekosystemów – jeśli nie Google’owym to Microsoftowym, albo korporacji powstałej z połączenia Facebooka z dużym graczem hardware’owym (Samsung?). Nie ma w tym większej różnicy. Problem jest tylko w tym, że większość z nas odda swoją prywatność za wirtualne „błyskotki” i jeszcze większą wygodę. Tylko, że to daje władzę i to ogromną, bo nad umysłami, a ta jest potężniejsza niż polityczna. Prawdopodobnie właśnie powstaje nowa władza…

Photo: lightsource/Depositphotos. Grafika: 1,2.

Jeśli spojrzeć na te wydarzenia i obydwu gigantów z boku to można zobaczyć znacznie ciekawszy i bardziej kompletny obraz. Tu nie chodzi o smartfony, zegarki ani w ogóle o sprzęt. Tu nie chodzi o SI. To tylko środki. Gra toczy się o dużo większą stawkę.

Sundar Pichai zakomunikował nam bardzo ważną rzecz – Google stworzył genialny, wielki, obejmujący usługi, sprzęt i 78 spółek z kilkunastu branż ekosystem, w którym chce nas… zamknąć. Mamiąc wirtualnym mini-światem dla każdego, skrojonym na miarę.

Skupianie się na urządzeniach to krótkowzroczność

Konferencja jeszcze się nie skończyła a już posypały się na technologicznych blogach opinie, porównujące ze sobą sprzęty na parametry, ceny, kolorki i wygląd. Pixel jest najlepszym smartfonem na globie! Nie, nie jest bo… nie jest iPhonem. Techno blogerzy i portale spierają się, oceniając to, co mają tuż przed nosem i zastanawiając się, dlaczego Alphabet wszedł tylko w segment premium? Tymczasem odpowiedź wydaje się być o tyle prosta co niezbyt znacząca. Na tanich smartfonach nie da się zarobić, chociaż potrafię sobie wyobrazić, że za jakiś czas pojawią się również urządzenia ze średniej i dolnej półki z logo Google, nawet jeśli miałoby się to wiązać z zerowym zyskiem tylko po to, żeby odebrać klientów innym producentom, zamknąć tych ludzi w Googlowym ekosystemie i tym samym osłabić konkurentów. Za 10, może 15 lat do tej puli dołączą autonomiczne samochody. Dziś, kiedy smartfony osiągnęły już wszystko, jedyne co pozostaje do zrobienia to integracja ich z całą resztą świata – Google Assistantem, Google Home, rozwiązaniami monitoringu i szeroko rozumianej kontroli dla domu, samochodem oraz całą resztą sprzętów w Internecie Rzeczy. Alphabet zrobi to skutecznie i dobrze dzięki ogromnej ilości informacji, którą już posiada a będzie ich mieć jeszcze więcej.

A dlaczego tylko segment premium? Ponieważ to początek, a taki start daje efekt „emejzingu” i możliwość bezpośrednich porównań i konkurencji, głównie z Apple. Dzięki temu będzie można przyciągnąć największych geek-ów, którzy stawiają na jakość, bogactwo opcji i najnowsze, innowacyjne rozwiązania. Tymi rozwiązaniami będą bowiem zainteresowani przede wszystkim Ci, którzy interesują się technologią, nie obawiają się jej i mają pieniądze do wydania. Najpierw tę grupę chce Google zaanektować, potem przejdzie do niższych segmentów. To, co jest kluczowe to nie urządzenia same w sobie ale fakt, że właśnie zniknęła ważna luka w całym łańcuchu. Oddalcie wzrok, drodzy techno redaktorzy. Właśnie wyrósł nam na horyzoncie gracz, który zdominuje nasze życie i dowie się o nas wszystkiego, jeśli mu na to pozwolimy.

Informacja jest wszystkim

Alphabet ma swoim łańcuchu wartości już wszystko, ale przede wszystkim dysponuje bardzo szeroką bazą klientów swoich usług. Wyszukiwarki Google używa dziś 1,6 miliarda unikalnych użytkowników miesięcznie, czyli połowa Internautów na Świecie. Ponad miliard ma konta na Gmailu. Do tego YouTube, mapy, rozwiązania smart home, inteligentne i gromadzące dane o użytkownikach chaty, coraz lepszy system operacyjny na smartphony i laptopy, MVNO, płatności zbliżeniowe. Trwają prace nad automatycznymi samochodami oraz sztuczną inteligencją, która spośród obecnie istniejących jest najbardziej zaawansowana i najszybciej się rozwija.

Klienci Alphabetu nie są dla niego anonimowi. Wręcz przeciwnie – gigant zna ich bardzo dobrze, a będzie o nich wiedzieć jeszcze więcej – zarówno poprzez kolejne sposoby docierania do coraz bardziej intymnych informacji, jak i poprzez ekspansję. Dokonuje się ona ciągle poprzez zapewnianie dostępu do Internetu na terenach, gdzie nie było go wcześniej (albo był dostępny tylko dla nielicznych lub niskiej przepustowości). Dzieje się to też bez kontrowersji, bo na tych łączach możliwy będzie dostęp do całej Sieci, a nie tylko jej niewielkiego fragmentu jak w projekcie „Free Basics” Zucka, przez co wzrasta popyt na kolejne wirtualne usługi. Dzięki temu wszystkiemu Alphabet ma dostęp do najpotężniejszego współcześnie narzędzia - ogromnych zasobów informacji.

To one są kluczowe. To dzięki nim korporacja „posiada” użytkownika. Przywiązuje go do wygody. Coraz mniej dbamy dziś o to, co wielcy gracze o nas wiedzą. Za kolejne porcje bajeru udzielamy kolejnych porcji wiedzy o sobie. Teraz mamy już asystenta, a za chwilę samochody i być może inteligentne soczewki. Całkiem niedawno Paweł był zachwycony wizją wszczepienia google’owego komputera z kamerą i kilkoma czujnikami. Skoro jesteśmy skłonni zamienić oko w kamerę, to czy nie udzielimy dostępu do całej reszty naszej prywatności? Będzie wygodnie i miło.

Do niedawna Alphabet był graczem skupionym głównie na stronie software-owej i danych. Apple przeciwnie – skoncentrowane na sprzęcie, który spinało niezawodnym systemem integrującym urządzenia ze sobą i zapewniającym ich sprawne i wygodne działanie. Ta różnica właśnie została zniwelowana. Po tym, jak na rynku pojawiły się Pixele, Google Assistant, Googe Wifi, Google Home i Ultra rozpoczyna się intensywny marsz tej korporacji ku realizacji swojego celu – dominacji. I wcale mi się to nie podoba.

Sztuczna Inteligencja poszerzy zasięg danych

Na niedawnej konferencji Sundar Pichai oświadczył: „ od Świata skoncentrowanego wokół mobilności przechodzimy do Świata skoncentrowanego na SI”, po czym dodał: „Stworzymy indywidualne Google dla każdego, szyte na miarę”. Zza tych zachwytów nad możliwościami i czekającymi nas w ciągu najbliższych 10 lat udogodnieniami ani na chwilę nie wychylił się komunikat, mówiący: „ale zapłacicie nam za to całkowitą wiedzą o sobie”. Zauważyliście, że Asystenta uruchamia się słowami: „Ok, Google”? W nadchodzącej wizji mamy obrazek, w którym dzień zaczynamy od „Ok, Google, zrób mi kawę. Co nowego na Świecie?” a kończymy: „OK, Google, zgaś światło”? Bardzo ładna alegoria pokazująca strategiczny cel koncernu. Stać się niezauważalnym a jednocześnie niezastąpionym centrum życia swoich licznych użytkowników i poprzez to – najpotężniejszą firmą na Świecie.

Może się to Alphabetowi udać dzięki Sztucznej Inteligencji, i właśnie zaczyna się wydarzać dzięki Google Home. Jego integracja z Google Assistant, smartfonem opartym o Androida (najlepiej Pixelem) i Google Wifi ma przynosić dodatkowe możliwości ale też zasilać coraz bardziej prywatnymi danymi. Algorytmy SI bez nich byłyby bezużyteczne. To ciągły „trening” i kolejne porcje informacji sprawiają, że wirtualni asystenci mogą zapewnić tą oczekiwaną wysoką funkcjonalność – poinformować nas o korkach przed wyjściem z domu, przypomnieć o zakupie kwiatów z okazji ważnej rocznicy albo zasugerować, że w klubie, którym niedawno byliście z przyjaciółmi odbędzie się wkrótce koncert zespołu, którego muzyki często ostatnio słuchacie.

To jednak sprawi, że ilość tych informacji będzie rosnąć coraz szybciej i będą coraz bardziej intymne. Dane będą mogły być coraz lepiej sprofilowane, a reklamy – niemal niezauważalne. To byłby przełom. To byłby też moment, w którym powinna się nam wszystkim zapalić czerwona lampka a syrena alarmowa zacząć wyć. Jeśli pełen zachwytu wejdziesz w to, oddany technologii, ufny i zabiegany człowieku pierwszego Świata XXI wieku, jest po Tobie. Genialne.

To się nie może nie udać, zwłaszcza, że dziś grubo ponad 80% smartfonów korzysta z Androida.

Apple stoi w miejscu

Jabłko zaskakuje mnie coraz bardziej. Firma, której marka jest warta miliardy dolarów i wyniesiona niemal do rangi religii, która ma wyznawców a nie tylko fanów, słynąca z innowacji i odwagi we wprowadzaniu rewolucyjnych zmian… nie ma pomysłu na siebie. Stworzyła urządzenia przez wielu uważane za doskonałe i zamknięty dla nich ekosystem. Na tej ścieżce osiągnęła już bardzo wiele i wygląda na to, że stanęła przed ścianą. I ani myśli ją zburzyć. Ani skręcić. Po prostu…. stoi. Jabłkowe sprzęty nie są, jak się okazuje, tak dobre jak chciałby je widzieć Mr Cook, ale sama poprawa jakości to za mało, żeby utrzymać pozycję. Siri zawiodła i wciąż stanowi rozczarowanie, a konkurencja nie śpi. Twórcy Siri stworzyli Viv i sprzedali Samsungowi. Asystent Google już zyskał opinię najlepszego. Myśleli o wejściu w branżę autonomicznych samochodów, ale zrezygnowali. Apple Pay nie ma dużego zasięgu i trudno je nazwać rynkowym sukcesem (żeby oddać sprawiedliwość, to podobnie jest zresztą z Google Wallet, tutaj mamy akurat remis). Zakupili co najmniej dwie spółki zajmujące się rzeczywistością wirtualną i rozszerzoną (nie wszystkie przejęcia ujawniają), ale nie są specjalni zainteresowani rozwojem w tym kierunku.

Mamy pat. Wygląda więc na to, że gigant z Cupertino będzie już teraz tylko dyskontował to, co przez lata udało mu się zbudować dzięki unikalności, świetnej obsłudze klienta, opinii spółki dbającej o prywatność i bezpieczeństwo. Od czasu do czasu zaskoczy usunięciem kolejnego złącza albo ciekawostką sprzętową bez kluczowego znaczenia. I tyle. Przynajmniej do czasu, kiedy u boku Cooka nie znajdzie się szalony wizjoner, który zdoła przekonać go do wejścia w nowe branże. Na razie nikogo takiego nie widać…

Alphabet wszedł Apple’owi w drogę…

Zarabia wprawdzie dużo mniej (o prawie 60% w ciągu ostatnich 12 miesięcy), ale co ciekawe - marka Google jest tylko o ¼ mniej warta, a wycena giełdowa Alphabet (na 28 X 2016) – jest niższa od Apple jedynie o 6%.

To pokazuje, że gigant z Mountain View jest najwyraźniej postrzegany jako posiadający większy potencjał rozwojowy i bardziej obiecujący dla inwestorów.

Nic dziwnego. Alphabet idzie szeroką ławą. Wszedł już w ogrom branż (również tych niespokrewnionych z technologią) i nie boi się eksperymentów, nawet jeśli miałoby to oznaczać straty. Oprócz Nesta, zajmującego się technologiami smart home, YouTube’a czy Deep Mind posiada w swoim portfelu również spółki zajmujące się badaniami nad wydłużeniem ludzkiego życia. Ma wizję i rozwija się na kilkudziesięciu polach naraz, a to robi wrażenie. Na pierwszy rzut oka to wszystko może się wydawać niepowiązane ale tak nie jest – ponieważ każda tych spółek jest tam po coś. Każda z nich oferuje człowiekowi coś, co jest dla niego ważne - wygodę, ale i zdrowie. Komunikację – i pozorną niezależność. Poczucie odciążenia i bycia w centrum. Wszystkie one uzależniają i przyciągają do marki. Są elementem dalekosiężnej strategii, jak kawałki dużych puzzli, do których Alphabet dołożył właśnie kolejny element w postaci hardware’u. Tak buduje to, co jest jego głównym celem – monopol w życiu użytkownika.

No dobrze, ale co się może stać?

Takie pytanie pada często pod tekstami o zagrożeniach dla prywatności. Wizja centralnie zarządzanego świata z maksimum udogodnień i wirtualnym asystentem, a docelowo już praktycznie przyjacielem – co się może złego stać?

To, moi drodzy, w wersji kasandrycznej czy light?

Może od tej drugiej zacznijmy.

Jeśli istnieje gigant, który posiada ogrom najbardziej prywatnych informacji o swoich użytkownikach to nie mam wątpliwości, że nie zawaha się ich użyć do doskonale sprofilowanej, wręcz niezauważalnej reklamy kolejnych produktów. Odpowiednio przekazywana w czasie informacja może sprawić, że zainteresujesz się czymś, o czym wcześniej nawet nie myślałeś, i w rezultacie wydasz na to pieniądze. Możesz zostać odpowiednio pokierowany przez producentów, którzy wykupią odpowiednią usługę. Jeśli sam masz firmę, to może się okazać, że kontakt z Alphabetem będzie kluczem do utrzymania się na rynku, swoistym „być albo nie być”. Usługa oczywiście tania nie będzie, ze względu na swoją skuteczność, skorzystają więc najwięksi. To z kolei doprowadzi do umacniania się największych graczy na wszystkich rynkach.

Mali wypadną z obiegu, skurczy się wolność gospodarcza. Znikną kilkuosobowe firmy, chyba że będą pracowały jako outsourcing wielkich graczy, całkowicie od nich zależąc. My sami staniemy się łatwymi do kierowania konsumentami, bardzo podatnymi na sugestie. Sztuczna Inteligencja będzie wiedzieć, kiedy jesteśmy w odpowiednim humorze na podjęcie konkretnej decyzji. Dlaczego marketing „szeptany” jest skuteczny? Bo polega na uzyskiwaniu rekomendacji od tych, których znamy i którym ufamy. Asystent po codziennym współdziałaniu z Tobą przez kilka miesięcy będzie Cię znał lepiej niż doskonała większość Twoich znajomych.

W wersji hard możliwe będzie całkowite przejęcie tożsamości. Już nie tylko numerów identyfikacyjnych czy danych kart płatniczych. W grę może wchodzić nawet przypisanie Ci czynów, których nie popełniłeś. Skoro wiadomo o Tobie, gdzie i jak często bywasz, kiedy dokładnie gdzie byłeś i z kim, kogo cenisz, kogo nie szanujesz, a Twoje wygłaszane prywatnie opinie są nagrywane, to nie będzie żadnym problemem oczernienie Cię, albo sprawienie żebyś przez kilka dni miał zorganizowany pobyt pod kluczem w towarzystwie strażnika. A przynajmniej wprowadzenie kilku komplikacji do prywatnego życia. Pole do popisu nie tylko dla firmy której te informacje powierzamy, ale też dla hakerów. Spędziłeś noc z koleżanką na słuchaniu muzyki do rana? A jesteś pewien, że żona w to uwierzy? Masz na koncie nadwyżki finansowe, a to propozycja z gatunku tych nich nie do odrzucenia.

Rekapitulując…

Obiektywnie patrząc na rozwój Alphabet - jestem pełna podziwu. Od lat budują swoją pozycję, powoli dochodząc do tego punktu. Błądzili po drodze, gubili się, ale mieli cel. Ryzykowali, topili pieniądze, ale nie rezygnowali. I to nie na jednym rynku, ale na wielu, pozornie ze sobą nie powiązanych.

Tu nie chodzi bowiem o software, to tylko podstawa.

Tu nie chodzi też o hardware – to tylko narzędzie do budowania bazy użytkowników software’u i dostawców danych.

Tu chodzi o dominację.

Za kilka lat w USA szerokie rzesze ludzi będą wstawać rano, rzucać asystentowi komendy przygotowania kawy i włączenia muzyki, odtworzą najnowsze wiadomości (bez patrzenia w ekran, ewentualnie tylko dzięki AR), odpowiedzą głosowo na wiadomości i wsiądą do autonomicznego samochodu Google. Po drodze rozerwą się przy użyciu gogli VR, żeby wprawić się w dobry humor. Wieczorem wypoczynek na wirtualnej plaży albo impreza w pianie na Ibizie. Z domu, oczywiście, przy użyciu urządzeń i zastosowaniu usług stworzonych przez giganta z Mountain View.

To już by całkowicie zamknęło użytkownika w świecie Googla. W takim wirtualnym, nowoczesnym i bardzo wygodnym więzieniu.

W Polsce zajmie to więcej czasu, i całe szczęście, choć i tak docelowo cała ta paleta będzie i u nas dostępna i tylko od nas będzie zależało, czy zechcemy z niej korzystać.

Z biznesowego punktu widzenia – jest to czyste piękno.

Z ludzkiego – jest przerażające.

Google nie będzie drugim Applem. To Apple będzie namiastką Google’a. Nie zagrozi mu nikt. Może co najwyżej Microsoft, który miałby jeszcze potencjał, żeby zbudować podobne imperium. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo wiele wskazuje na to, że w nowoczesnym świecie i tak prędzej czy później zostaniemy zamknięci w którymś z tych ekosystemów – jeśli nie Google’owym to Microsoftowym, albo korporacji powstałej z połączenia Facebooka z dużym graczem hardware’owym (Samsung?). Nie ma w tym większej różnicy. Problem jest tylko w tym, że większość z nas odda swoją prywatność za wirtualne „błyskotki” i jeszcze większą wygodę. Tylko, że to daje władzę i to ogromną, bo nad umysłami, a ta jest potężniejsza niż polityczna. Prawdopodobnie właśnie powstaje nowa władza…

Photo: lightsource/Depositphotos. Grafika: 1,2.

Zarabia wprawdzie dużo mniej (o prawie 60% w ciągu ostatnich 12 miesięcy), ale co ciekawe - marka Google jest tylko o ¼ mniej warta, a wycena giełdowa Alphabet (na 28 X 2016) – jest niższa od Apple jedynie o 6%.

Jeśli spojrzeć na te wydarzenia i obydwu gigantów z boku to można zobaczyć znacznie ciekawszy i bardziej kompletny obraz. Tu nie chodzi o smartfony, zegarki ani w ogóle o sprzęt. Tu nie chodzi o SI. To tylko środki. Gra toczy się o dużo większą stawkę.

Sundar Pichai zakomunikował nam bardzo ważną rzecz – Google stworzył genialny, wielki, obejmujący usługi, sprzęt i 78 spółek z kilkunastu branż ekosystem, w którym chce nas… zamknąć. Mamiąc wirtualnym mini-światem dla każdego, skrojonym na miarę.

Skupianie się na urządzeniach to krótkowzroczność

Konferencja jeszcze się nie skończyła a już posypały się na technologicznych blogach opinie, porównujące ze sobą sprzęty na parametry, ceny, kolorki i wygląd. Pixel jest najlepszym smartfonem na globie! Nie, nie jest bo… nie jest iPhonem. Techno blogerzy i portale spierają się, oceniając to, co mają tuż przed nosem i zastanawiając się, dlaczego Alphabet wszedł tylko w segment premium? Tymczasem odpowiedź wydaje się być o tyle prosta co niezbyt znacząca. Na tanich smartfonach nie da się zarobić, chociaż potrafię sobie wyobrazić, że za jakiś czas pojawią się również urządzenia ze średniej i dolnej półki z logo Google, nawet jeśli miałoby się to wiązać z zerowym zyskiem tylko po to, żeby odebrać klientów innym producentom, zamknąć tych ludzi w Googlowym ekosystemie i tym samym osłabić konkurentów. Za 10, może 15 lat do tej puli dołączą autonomiczne samochody. Dziś, kiedy smartfony osiągnęły już wszystko, jedyne co pozostaje do zrobienia to integracja ich z całą resztą świata – Google Assistantem, Google Home, rozwiązaniami monitoringu i szeroko rozumianej kontroli dla domu, samochodem oraz całą resztą sprzętów w Internecie Rzeczy. Alphabet zrobi to skutecznie i dobrze dzięki ogromnej ilości informacji, którą już posiada a będzie ich mieć jeszcze więcej.

A dlaczego tylko segment premium? Ponieważ to początek, a taki start daje efekt „emejzingu” i możliwość bezpośrednich porównań i konkurencji, głównie z Apple. Dzięki temu będzie można przyciągnąć największych geek-ów, którzy stawiają na jakość, bogactwo opcji i najnowsze, innowacyjne rozwiązania. Tymi rozwiązaniami będą bowiem zainteresowani przede wszystkim Ci, którzy interesują się technologią, nie obawiają się jej i mają pieniądze do wydania. Najpierw tę grupę chce Google zaanektować, potem przejdzie do niższych segmentów. To, co jest kluczowe to nie urządzenia same w sobie ale fakt, że właśnie zniknęła ważna luka w całym łańcuchu. Oddalcie wzrok, drodzy techno redaktorzy. Właśnie wyrósł nam na horyzoncie gracz, który zdominuje nasze życie i dowie się o nas wszystkiego, jeśli mu na to pozwolimy.

Informacja jest wszystkim

Alphabet ma swoim łańcuchu wartości już wszystko, ale przede wszystkim dysponuje bardzo szeroką bazą klientów swoich usług. Wyszukiwarki Google używa dziś 1,6 miliarda unikalnych użytkowników miesięcznie, czyli połowa Internautów na Świecie. Ponad miliard ma konta na Gmailu. Do tego YouTube, mapy, rozwiązania smart home, inteligentne i gromadzące dane o użytkownikach chaty, coraz lepszy system operacyjny na smartphony i laptopy, MVNO, płatności zbliżeniowe. Trwają prace nad automatycznymi samochodami oraz sztuczną inteligencją, która spośród obecnie istniejących jest najbardziej zaawansowana i najszybciej się rozwija.

Klienci Alphabetu nie są dla niego anonimowi. Wręcz przeciwnie – gigant zna ich bardzo dobrze, a będzie o nich wiedzieć jeszcze więcej – zarówno poprzez kolejne sposoby docierania do coraz bardziej intymnych informacji, jak i poprzez ekspansję. Dokonuje się ona ciągle poprzez zapewnianie dostępu do Internetu na terenach, gdzie nie było go wcześniej (albo był dostępny tylko dla nielicznych lub niskiej przepustowości). Dzieje się to też bez kontrowersji, bo na tych łączach możliwy będzie dostęp do całej Sieci, a nie tylko jej niewielkiego fragmentu jak w projekcie „Free Basics” Zucka, przez co wzrasta popyt na kolejne wirtualne usługi. Dzięki temu wszystkiemu Alphabet ma dostęp do najpotężniejszego współcześnie narzędzia - ogromnych zasobów informacji.

To one są kluczowe. To dzięki nim korporacja „posiada” użytkownika. Przywiązuje go do wygody. Coraz mniej dbamy dziś o to, co wielcy gracze o nas wiedzą. Za kolejne porcje bajeru udzielamy kolejnych porcji wiedzy o sobie. Teraz mamy już asystenta, a za chwilę samochody i być może inteligentne soczewki. Całkiem niedawno Paweł był zachwycony wizją wszczepienia google’owego komputera z kamerą i kilkoma czujnikami. Skoro jesteśmy skłonni zamienić oko w kamerę, to czy nie udzielimy dostępu do całej reszty naszej prywatności? Będzie wygodnie i miło.

Do niedawna Alphabet był graczem skupionym głównie na stronie software-owej i danych. Apple przeciwnie – skoncentrowane na sprzęcie, który spinało niezawodnym systemem integrującym urządzenia ze sobą i zapewniającym ich sprawne i wygodne działanie. Ta różnica właśnie została zniwelowana. Po tym, jak na rynku pojawiły się Pixele, Google Assistant, Googe Wifi, Google Home i Ultra rozpoczyna się intensywny marsz tej korporacji ku realizacji swojego celu – dominacji. I wcale mi się to nie podoba.

Sztuczna Inteligencja poszerzy zasięg danych

Na niedawnej konferencji Sundar Pichai oświadczył: „ od Świata skoncentrowanego wokół mobilności przechodzimy do Świata skoncentrowanego na SI”, po czym dodał: „Stworzymy indywidualne Google dla każdego, szyte na miarę”. Zza tych zachwytów nad możliwościami i czekającymi nas w ciągu najbliższych 10 lat udogodnieniami ani na chwilę nie wychylił się komunikat, mówiący: „ale zapłacicie nam za to całkowitą wiedzą o sobie”. Zauważyliście, że Asystenta uruchamia się słowami: „Ok, Google”? W nadchodzącej wizji mamy obrazek, w którym dzień zaczynamy od „Ok, Google, zrób mi kawę. Co nowego na Świecie?” a kończymy: „OK, Google, zgaś światło”? Bardzo ładna alegoria pokazująca strategiczny cel koncernu. Stać się niezauważalnym a jednocześnie niezastąpionym centrum życia swoich licznych użytkowników i poprzez to – najpotężniejszą firmą na Świecie.

Może się to Alphabetowi udać dzięki Sztucznej Inteligencji, i właśnie zaczyna się wydarzać dzięki Google Home. Jego integracja z Google Assistant, smartfonem opartym o Androida (najlepiej Pixelem) i Google Wifi ma przynosić dodatkowe możliwości ale też zasilać coraz bardziej prywatnymi danymi. Algorytmy SI bez nich byłyby bezużyteczne. To ciągły „trening” i kolejne porcje informacji sprawiają, że wirtualni asystenci mogą zapewnić tą oczekiwaną wysoką funkcjonalność – poinformować nas o korkach przed wyjściem z domu, przypomnieć o zakupie kwiatów z okazji ważnej rocznicy albo zasugerować, że w klubie, którym niedawno byliście z przyjaciółmi odbędzie się wkrótce koncert zespołu, którego muzyki często ostatnio słuchacie.

To jednak sprawi, że ilość tych informacji będzie rosnąć coraz szybciej i będą coraz bardziej intymne. Dane będą mogły być coraz lepiej sprofilowane, a reklamy – niemal niezauważalne. To byłby przełom. To byłby też moment, w którym powinna się nam wszystkim zapalić czerwona lampka a syrena alarmowa zacząć wyć. Jeśli pełen zachwytu wejdziesz w to, oddany technologii, ufny i zabiegany człowieku pierwszego Świata XXI wieku, jest po Tobie. Genialne.

To się nie może nie udać, zwłaszcza, że dziś grubo ponad 80% smartfonów korzysta z Androida.

Apple stoi w miejscu

Jabłko zaskakuje mnie coraz bardziej. Firma, której marka jest warta miliardy dolarów i wyniesiona niemal do rangi religii, która ma wyznawców a nie tylko fanów, słynąca z innowacji i odwagi we wprowadzaniu rewolucyjnych zmian… nie ma pomysłu na siebie. Stworzyła urządzenia przez wielu uważane za doskonałe i zamknięty dla nich ekosystem. Na tej ścieżce osiągnęła już bardzo wiele i wygląda na to, że stanęła przed ścianą. I ani myśli ją zburzyć. Ani skręcić. Po prostu…. stoi. Jabłkowe sprzęty nie są, jak się okazuje, tak dobre jak chciałby je widzieć Mr Cook, ale sama poprawa jakości to za mało, żeby utrzymać pozycję. Siri zawiodła i wciąż stanowi rozczarowanie, a konkurencja nie śpi. Twórcy Siri stworzyli Viv i sprzedali Samsungowi. Asystent Google już zyskał opinię najlepszego. Myśleli o wejściu w branżę autonomicznych samochodów, ale zrezygnowali. Apple Pay nie ma dużego zasięgu i trudno je nazwać rynkowym sukcesem (żeby oddać sprawiedliwość, to podobnie jest zresztą z Google Wallet, tutaj mamy akurat remis). Zakupili co najmniej dwie spółki zajmujące się rzeczywistością wirtualną i rozszerzoną (nie wszystkie przejęcia ujawniają), ale nie są specjalni zainteresowani rozwojem w tym kierunku.

Mamy pat. Wygląda więc na to, że gigant z Cupertino będzie już teraz tylko dyskontował to, co przez lata udało mu się zbudować dzięki unikalności, świetnej obsłudze klienta, opinii spółki dbającej o prywatność i bezpieczeństwo. Od czasu do czasu zaskoczy usunięciem kolejnego złącza albo ciekawostką sprzętową bez kluczowego znaczenia. I tyle. Przynajmniej do czasu, kiedy u boku Cooka nie znajdzie się szalony wizjoner, który zdoła przekonać go do wejścia w nowe branże. Na razie nikogo takiego nie widać…

Alphabet wszedł Apple’owi w drogę…

Zarabia wprawdzie dużo mniej (o prawie 60% w ciągu ostatnich 12 miesięcy), ale co ciekawe - marka Google jest tylko o ¼ mniej warta, a wycena giełdowa Alphabet (na 28 X 2016) – jest niższa od Apple jedynie o 6%.

To pokazuje, że gigant z Mountain View jest najwyraźniej postrzegany jako posiadający większy potencjał rozwojowy i bardziej obiecujący dla inwestorów.

Nic dziwnego. Alphabet idzie szeroką ławą. Wszedł już w ogrom branż (również tych niespokrewnionych z technologią) i nie boi się eksperymentów, nawet jeśli miałoby to oznaczać straty. Oprócz Nesta, zajmującego się technologiami smart home, YouTube’a czy Deep Mind posiada w swoim portfelu również spółki zajmujące się badaniami nad wydłużeniem ludzkiego życia. Ma wizję i rozwija się na kilkudziesięciu polach naraz, a to robi wrażenie. Na pierwszy rzut oka to wszystko może się wydawać niepowiązane ale tak nie jest – ponieważ każda tych spółek jest tam po coś. Każda z nich oferuje człowiekowi coś, co jest dla niego ważne - wygodę, ale i zdrowie. Komunikację – i pozorną niezależność. Poczucie odciążenia i bycia w centrum. Wszystkie one uzależniają i przyciągają do marki. Są elementem dalekosiężnej strategii, jak kawałki dużych puzzli, do których Alphabet dołożył właśnie kolejny element w postaci hardware’u. Tak buduje to, co jest jego głównym celem – monopol w życiu użytkownika.

No dobrze, ale co się może stać?

Takie pytanie pada często pod tekstami o zagrożeniach dla prywatności. Wizja centralnie zarządzanego świata z maksimum udogodnień i wirtualnym asystentem, a docelowo już praktycznie przyjacielem – co się może złego stać?

To, moi drodzy, w wersji kasandrycznej czy light?

Może od tej drugiej zacznijmy.

Jeśli istnieje gigant, który posiada ogrom najbardziej prywatnych informacji o swoich użytkownikach to nie mam wątpliwości, że nie zawaha się ich użyć do doskonale sprofilowanej, wręcz niezauważalnej reklamy kolejnych produktów. Odpowiednio przekazywana w czasie informacja może sprawić, że zainteresujesz się czymś, o czym wcześniej nawet nie myślałeś, i w rezultacie wydasz na to pieniądze. Możesz zostać odpowiednio pokierowany przez producentów, którzy wykupią odpowiednią usługę. Jeśli sam masz firmę, to może się okazać, że kontakt z Alphabetem będzie kluczem do utrzymania się na rynku, swoistym „być albo nie być”. Usługa oczywiście tania nie będzie, ze względu na swoją skuteczność, skorzystają więc najwięksi. To z kolei doprowadzi do umacniania się największych graczy na wszystkich rynkach.

Mali wypadną z obiegu, skurczy się wolność gospodarcza. Znikną kilkuosobowe firmy, chyba że będą pracowały jako outsourcing wielkich graczy, całkowicie od nich zależąc. My sami staniemy się łatwymi do kierowania konsumentami, bardzo podatnymi na sugestie. Sztuczna Inteligencja będzie wiedzieć, kiedy jesteśmy w odpowiednim humorze na podjęcie konkretnej decyzji. Dlaczego marketing „szeptany” jest skuteczny? Bo polega na uzyskiwaniu rekomendacji od tych, których znamy i którym ufamy. Asystent po codziennym współdziałaniu z Tobą przez kilka miesięcy będzie Cię znał lepiej niż doskonała większość Twoich znajomych.

W wersji hard możliwe będzie całkowite przejęcie tożsamości. Już nie tylko numerów identyfikacyjnych czy danych kart płatniczych. W grę może wchodzić nawet przypisanie Ci czynów, których nie popełniłeś. Skoro wiadomo o Tobie, gdzie i jak często bywasz, kiedy dokładnie gdzie byłeś i z kim, kogo cenisz, kogo nie szanujesz, a Twoje wygłaszane prywatnie opinie są nagrywane, to nie będzie żadnym problemem oczernienie Cię, albo sprawienie żebyś przez kilka dni miał zorganizowany pobyt pod kluczem w towarzystwie strażnika. A przynajmniej wprowadzenie kilku komplikacji do prywatnego życia. Pole do popisu nie tylko dla firmy której te informacje powierzamy, ale też dla hakerów. Spędziłeś noc z koleżanką na słuchaniu muzyki do rana? A jesteś pewien, że żona w to uwierzy? Masz na koncie nadwyżki finansowe, a to propozycja z gatunku tych nich nie do odrzucenia.

Rekapitulując…

Obiektywnie patrząc na rozwój Alphabet - jestem pełna podziwu. Od lat budują swoją pozycję, powoli dochodząc do tego punktu. Błądzili po drodze, gubili się, ale mieli cel. Ryzykowali, topili pieniądze, ale nie rezygnowali. I to nie na jednym rynku, ale na wielu, pozornie ze sobą nie powiązanych.

Tu nie chodzi bowiem o software, to tylko podstawa.

Tu nie chodzi też o hardware – to tylko narzędzie do budowania bazy użytkowników software’u i dostawców danych.

Tu chodzi o dominację.

Za kilka lat w USA szerokie rzesze ludzi będą wstawać rano, rzucać asystentowi komendy przygotowania kawy i włączenia muzyki, odtworzą najnowsze wiadomości (bez patrzenia w ekran, ewentualnie tylko dzięki AR), odpowiedzą głosowo na wiadomości i wsiądą do autonomicznego samochodu Google. Po drodze rozerwą się przy użyciu gogli VR, żeby wprawić się w dobry humor. Wieczorem wypoczynek na wirtualnej plaży albo impreza w pianie na Ibizie. Z domu, oczywiście, przy użyciu urządzeń i zastosowaniu usług stworzonych przez giganta z Mountain View.

To już by całkowicie zamknęło użytkownika w świecie Googla. W takim wirtualnym, nowoczesnym i bardzo wygodnym więzieniu.

W Polsce zajmie to więcej czasu, i całe szczęście, choć i tak docelowo cała ta paleta będzie i u nas dostępna i tylko od nas będzie zależało, czy zechcemy z niej korzystać.

Z biznesowego punktu widzenia – jest to czyste piękno.

Z ludzkiego – jest przerażające.

Google nie będzie drugim Applem. To Apple będzie namiastką Google’a. Nie zagrozi mu nikt. Może co najwyżej Microsoft, który miałby jeszcze potencjał, żeby zbudować podobne imperium. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo wiele wskazuje na to, że w nowoczesnym świecie i tak prędzej czy później zostaniemy zamknięci w którymś z tych ekosystemów – jeśli nie Google’owym to Microsoftowym, albo korporacji powstałej z połączenia Facebooka z dużym graczem hardware’owym (Samsung?). Nie ma w tym większej różnicy. Problem jest tylko w tym, że większość z nas odda swoją prywatność za wirtualne „błyskotki” i jeszcze większą wygodę. Tylko, że to daje władzę i to ogromną, bo nad umysłami, a ta jest potężniejsza niż polityczna. Prawdopodobnie właśnie powstaje nowa władza…

Photo: lightsource/Depositphotos. Grafika: 1,2.

Jeśli spojrzeć na te wydarzenia i obydwu gigantów z boku to można zobaczyć znacznie ciekawszy i bardziej kompletny obraz. Tu nie chodzi o smartfony, zegarki ani w ogóle o sprzęt. Tu nie chodzi o SI. To tylko środki. Gra toczy się o dużo większą stawkę.

Sundar Pichai zakomunikował nam bardzo ważną rzecz – Google stworzył genialny, wielki, obejmujący usługi, sprzęt i 78 spółek z kilkunastu branż ekosystem, w którym chce nas… zamknąć. Mamiąc wirtualnym mini-światem dla każdego, skrojonym na miarę.

Skupianie się na urządzeniach to krótkowzroczność

Konferencja jeszcze się nie skończyła a już posypały się na technologicznych blogach opinie, porównujące ze sobą sprzęty na parametry, ceny, kolorki i wygląd. Pixel jest najlepszym smartfonem na globie! Nie, nie jest bo… nie jest iPhonem. Techno blogerzy i portale spierają się, oceniając to, co mają tuż przed nosem i zastanawiając się, dlaczego Alphabet wszedł tylko w segment premium? Tymczasem odpowiedź wydaje się być o tyle prosta co niezbyt znacząca. Na tanich smartfonach nie da się zarobić, chociaż potrafię sobie wyobrazić, że za jakiś czas pojawią się również urządzenia ze średniej i dolnej półki z logo Google, nawet jeśli miałoby się to wiązać z zerowym zyskiem tylko po to, żeby odebrać klientów innym producentom, zamknąć tych ludzi w Googlowym ekosystemie i tym samym osłabić konkurentów. Za 10, może 15 lat do tej puli dołączą autonomiczne samochody. Dziś, kiedy smartfony osiągnęły już wszystko, jedyne co pozostaje do zrobienia to integracja ich z całą resztą świata – Google Assistantem, Google Home, rozwiązaniami monitoringu i szeroko rozumianej kontroli dla domu, samochodem oraz całą resztą sprzętów w Internecie Rzeczy. Alphabet zrobi to skutecznie i dobrze dzięki ogromnej ilości informacji, którą już posiada a będzie ich mieć jeszcze więcej.

A dlaczego tylko segment premium? Ponieważ to początek, a taki start daje efekt „emejzingu” i możliwość bezpośrednich porównań i konkurencji, głównie z Apple. Dzięki temu będzie można przyciągnąć największych geek-ów, którzy stawiają na jakość, bogactwo opcji i najnowsze, innowacyjne rozwiązania. Tymi rozwiązaniami będą bowiem zainteresowani przede wszystkim Ci, którzy interesują się technologią, nie obawiają się jej i mają pieniądze do wydania. Najpierw tę grupę chce Google zaanektować, potem przejdzie do niższych segmentów. To, co jest kluczowe to nie urządzenia same w sobie ale fakt, że właśnie zniknęła ważna luka w całym łańcuchu. Oddalcie wzrok, drodzy techno redaktorzy. Właśnie wyrósł nam na horyzoncie gracz, który zdominuje nasze życie i dowie się o nas wszystkiego, jeśli mu na to pozwolimy.

Informacja jest wszystkim

Alphabet ma swoim łańcuchu wartości już wszystko, ale przede wszystkim dysponuje bardzo szeroką bazą klientów swoich usług. Wyszukiwarki Google używa dziś 1,6 miliarda unikalnych użytkowników miesięcznie, czyli połowa Internautów na Świecie. Ponad miliard ma konta na Gmailu. Do tego YouTube, mapy, rozwiązania smart home, inteligentne i gromadzące dane o użytkownikach chaty, coraz lepszy system operacyjny na smartphony i laptopy, MVNO, płatności zbliżeniowe. Trwają prace nad automatycznymi samochodami oraz sztuczną inteligencją, która spośród obecnie istniejących jest najbardziej zaawansowana i najszybciej się rozwija.

Klienci Alphabetu nie są dla niego anonimowi. Wręcz przeciwnie – gigant zna ich bardzo dobrze, a będzie o nich wiedzieć jeszcze więcej – zarówno poprzez kolejne sposoby docierania do coraz bardziej intymnych informacji, jak i poprzez ekspansję. Dokonuje się ona ciągle poprzez zapewnianie dostępu do Internetu na terenach, gdzie nie było go wcześniej (albo był dostępny tylko dla nielicznych lub niskiej przepustowości). Dzieje się to też bez kontrowersji, bo na tych łączach możliwy będzie dostęp do całej Sieci, a nie tylko jej niewielkiego fragmentu jak w projekcie „Free Basics” Zucka, przez co wzrasta popyt na kolejne wirtualne usługi. Dzięki temu wszystkiemu Alphabet ma dostęp do najpotężniejszego współcześnie narzędzia - ogromnych zasobów informacji.

To one są kluczowe. To dzięki nim korporacja „posiada” użytkownika. Przywiązuje go do wygody. Coraz mniej dbamy dziś o to, co wielcy gracze o nas wiedzą. Za kolejne porcje bajeru udzielamy kolejnych porcji wiedzy o sobie. Teraz mamy już asystenta, a za chwilę samochody i być może inteligentne soczewki. Całkiem niedawno Paweł był zachwycony wizją wszczepienia google’owego komputera z kamerą i kilkoma czujnikami. Skoro jesteśmy skłonni zamienić oko w kamerę, to czy nie udzielimy dostępu do całej reszty naszej prywatności? Będzie wygodnie i miło.

Do niedawna Alphabet był graczem skupionym głównie na stronie software-owej i danych. Apple przeciwnie – skoncentrowane na sprzęcie, który spinało niezawodnym systemem integrującym urządzenia ze sobą i zapewniającym ich sprawne i wygodne działanie. Ta różnica właśnie została zniwelowana. Po tym, jak na rynku pojawiły się Pixele, Google Assistant, Googe Wifi, Google Home i Ultra rozpoczyna się intensywny marsz tej korporacji ku realizacji swojego celu – dominacji. I wcale mi się to nie podoba.

Sztuczna Inteligencja poszerzy zasięg danych

Na niedawnej konferencji Sundar Pichai oświadczył: „ od Świata skoncentrowanego wokół mobilności przechodzimy do Świata skoncentrowanego na SI”, po czym dodał: „Stworzymy indywidualne Google dla każdego, szyte na miarę”. Zza tych zachwytów nad możliwościami i czekającymi nas w ciągu najbliższych 10 lat udogodnieniami ani na chwilę nie wychylił się komunikat, mówiący: „ale zapłacicie nam za to całkowitą wiedzą o sobie”. Zauważyliście, że Asystenta uruchamia się słowami: „Ok, Google”? W nadchodzącej wizji mamy obrazek, w którym dzień zaczynamy od „Ok, Google, zrób mi kawę. Co nowego na Świecie?” a kończymy: „OK, Google, zgaś światło”? Bardzo ładna alegoria pokazująca strategiczny cel koncernu. Stać się niezauważalnym a jednocześnie niezastąpionym centrum życia swoich licznych użytkowników i poprzez to – najpotężniejszą firmą na Świecie.

Może się to Alphabetowi udać dzięki Sztucznej Inteligencji, i właśnie zaczyna się wydarzać dzięki Google Home. Jego integracja z Google Assistant, smartfonem opartym o Androida (najlepiej Pixelem) i Google Wifi ma przynosić dodatkowe możliwości ale też zasilać coraz bardziej prywatnymi danymi. Algorytmy SI bez nich byłyby bezużyteczne. To ciągły „trening” i kolejne porcje informacji sprawiają, że wirtualni asystenci mogą zapewnić tą oczekiwaną wysoką funkcjonalność – poinformować nas o korkach przed wyjściem z domu, przypomnieć o zakupie kwiatów z okazji ważnej rocznicy albo zasugerować, że w klubie, którym niedawno byliście z przyjaciółmi odbędzie się wkrótce koncert zespołu, którego muzyki często ostatnio słuchacie.

To jednak sprawi, że ilość tych informacji będzie rosnąć coraz szybciej i będą coraz bardziej intymne. Dane będą mogły być coraz lepiej sprofilowane, a reklamy – niemal niezauważalne. To byłby przełom. To byłby też moment, w którym powinna się nam wszystkim zapalić czerwona lampka a syrena alarmowa zacząć wyć. Jeśli pełen zachwytu wejdziesz w to, oddany technologii, ufny i zabiegany człowieku pierwszego Świata XXI wieku, jest po Tobie. Genialne.

To się nie może nie udać, zwłaszcza, że dziś grubo ponad 80% smartfonów korzysta z Androida.

Apple stoi w miejscu

Jabłko zaskakuje mnie coraz bardziej. Firma, której marka jest warta miliardy dolarów i wyniesiona niemal do rangi religii, która ma wyznawców a nie tylko fanów, słynąca z innowacji i odwagi we wprowadzaniu rewolucyjnych zmian… nie ma pomysłu na siebie. Stworzyła urządzenia przez wielu uważane za doskonałe i zamknięty dla nich ekosystem. Na tej ścieżce osiągnęła już bardzo wiele i wygląda na to, że stanęła przed ścianą. I ani myśli ją zburzyć. Ani skręcić. Po prostu…. stoi. Jabłkowe sprzęty nie są, jak się okazuje, tak dobre jak chciałby je widzieć Mr Cook, ale sama poprawa jakości to za mało, żeby utrzymać pozycję. Siri zawiodła i wciąż stanowi rozczarowanie, a konkurencja nie śpi. Twórcy Siri stworzyli Viv i sprzedali Samsungowi. Asystent Google już zyskał opinię najlepszego. Myśleli o wejściu w branżę autonomicznych samochodów, ale zrezygnowali. Apple Pay nie ma dużego zasięgu i trudno je nazwać rynkowym sukcesem (żeby oddać sprawiedliwość, to podobnie jest zresztą z Google Wallet, tutaj mamy akurat remis). Zakupili co najmniej dwie spółki zajmujące się rzeczywistością wirtualną i rozszerzoną (nie wszystkie przejęcia ujawniają), ale nie są specjalni zainteresowani rozwojem w tym kierunku.

Mamy pat. Wygląda więc na to, że gigant z Cupertino będzie już teraz tylko dyskontował to, co przez lata udało mu się zbudować dzięki unikalności, świetnej obsłudze klienta, opinii spółki dbającej o prywatność i bezpieczeństwo. Od czasu do czasu zaskoczy usunięciem kolejnego złącza albo ciekawostką sprzętową bez kluczowego znaczenia. I tyle. Przynajmniej do czasu, kiedy u boku Cooka nie znajdzie się szalony wizjoner, który zdoła przekonać go do wejścia w nowe branże. Na razie nikogo takiego nie widać…

Alphabet wszedł Apple’owi w drogę…

Zarabia wprawdzie dużo mniej (o prawie 60% w ciągu ostatnich 12 miesięcy), ale co ciekawe - marka Google jest tylko o ¼ mniej warta, a wycena giełdowa Alphabet (na 28 X 2016) – jest niższa od Apple jedynie o 6%.

To pokazuje, że gigant z Mountain View jest najwyraźniej postrzegany jako posiadający większy potencjał rozwojowy i bardziej obiecujący dla inwestorów.

Nic dziwnego. Alphabet idzie szeroką ławą. Wszedł już w ogrom branż (również tych niespokrewnionych z technologią) i nie boi się eksperymentów, nawet jeśli miałoby to oznaczać straty. Oprócz Nesta, zajmującego się technologiami smart home, YouTube’a czy Deep Mind posiada w swoim portfelu również spółki zajmujące się badaniami nad wydłużeniem ludzkiego życia. Ma wizję i rozwija się na kilkudziesięciu polach naraz, a to robi wrażenie. Na pierwszy rzut oka to wszystko może się wydawać niepowiązane ale tak nie jest – ponieważ każda tych spółek jest tam po coś. Każda z nich oferuje człowiekowi coś, co jest dla niego ważne - wygodę, ale i zdrowie. Komunikację – i pozorną niezależność. Poczucie odciążenia i bycia w centrum. Wszystkie one uzależniają i przyciągają do marki. Są elementem dalekosiężnej strategii, jak kawałki dużych puzzli, do których Alphabet dołożył właśnie kolejny element w postaci hardware’u. Tak buduje to, co jest jego głównym celem – monopol w życiu użytkownika.

No dobrze, ale co się może stać?

Takie pytanie pada często pod tekstami o zagrożeniach dla prywatności. Wizja centralnie zarządzanego świata z maksimum udogodnień i wirtualnym asystentem, a docelowo już praktycznie przyjacielem – co się może złego stać?

To, moi drodzy, w wersji kasandrycznej czy light?

Może od tej drugiej zacznijmy.

Jeśli istnieje gigant, który posiada ogrom najbardziej prywatnych informacji o swoich użytkownikach to nie mam wątpliwości, że nie zawaha się ich użyć do doskonale sprofilowanej, wręcz niezauważalnej reklamy kolejnych produktów. Odpowiednio przekazywana w czasie informacja może sprawić, że zainteresujesz się czymś, o czym wcześniej nawet nie myślałeś, i w rezultacie wydasz na to pieniądze. Możesz zostać odpowiednio pokierowany przez producentów, którzy wykupią odpowiednią usługę. Jeśli sam masz firmę, to może się okazać, że kontakt z Alphabetem będzie kluczem do utrzymania się na rynku, swoistym „być albo nie być”. Usługa oczywiście tania nie będzie, ze względu na swoją skuteczność, skorzystają więc najwięksi. To z kolei doprowadzi do umacniania się największych graczy na wszystkich rynkach.

Mali wypadną z obiegu, skurczy się wolność gospodarcza. Znikną kilkuosobowe firmy, chyba że będą pracowały jako outsourcing wielkich graczy, całkowicie od nich zależąc. My sami staniemy się łatwymi do kierowania konsumentami, bardzo podatnymi na sugestie. Sztuczna Inteligencja będzie wiedzieć, kiedy jesteśmy w odpowiednim humorze na podjęcie konkretnej decyzji. Dlaczego marketing „szeptany” jest skuteczny? Bo polega na uzyskiwaniu rekomendacji od tych, których znamy i którym ufamy. Asystent po codziennym współdziałaniu z Tobą przez kilka miesięcy będzie Cię znał lepiej niż doskonała większość Twoich znajomych.

W wersji hard możliwe będzie całkowite przejęcie tożsamości. Już nie tylko numerów identyfikacyjnych czy danych kart płatniczych. W grę może wchodzić nawet przypisanie Ci czynów, których nie popełniłeś. Skoro wiadomo o Tobie, gdzie i jak często bywasz, kiedy dokładnie gdzie byłeś i z kim, kogo cenisz, kogo nie szanujesz, a Twoje wygłaszane prywatnie opinie są nagrywane, to nie będzie żadnym problemem oczernienie Cię, albo sprawienie żebyś przez kilka dni miał zorganizowany pobyt pod kluczem w towarzystwie strażnika. A przynajmniej wprowadzenie kilku komplikacji do prywatnego życia. Pole do popisu nie tylko dla firmy której te informacje powierzamy, ale też dla hakerów. Spędziłeś noc z koleżanką na słuchaniu muzyki do rana? A jesteś pewien, że żona w to uwierzy? Masz na koncie nadwyżki finansowe, a to propozycja z gatunku tych nich nie do odrzucenia.

Rekapitulując…

Obiektywnie patrząc na rozwój Alphabet - jestem pełna podziwu. Od lat budują swoją pozycję, powoli dochodząc do tego punktu. Błądzili po drodze, gubili się, ale mieli cel. Ryzykowali, topili pieniądze, ale nie rezygnowali. I to nie na jednym rynku, ale na wielu, pozornie ze sobą nie powiązanych.

Tu nie chodzi bowiem o software, to tylko podstawa.

Tu nie chodzi też o hardware – to tylko narzędzie do budowania bazy użytkowników software’u i dostawców danych.

Tu chodzi o dominację.

Za kilka lat w USA szerokie rzesze ludzi będą wstawać rano, rzucać asystentowi komendy przygotowania kawy i włączenia muzyki, odtworzą najnowsze wiadomości (bez patrzenia w ekran, ewentualnie tylko dzięki AR), odpowiedzą głosowo na wiadomości i wsiądą do autonomicznego samochodu Google. Po drodze rozerwą się przy użyciu gogli VR, żeby wprawić się w dobry humor. Wieczorem wypoczynek na wirtualnej plaży albo impreza w pianie na Ibizie. Z domu, oczywiście, przy użyciu urządzeń i zastosowaniu usług stworzonych przez giganta z Mountain View.

To już by całkowicie zamknęło użytkownika w świecie Googla. W takim wirtualnym, nowoczesnym i bardzo wygodnym więzieniu.

W Polsce zajmie to więcej czasu, i całe szczęście, choć i tak docelowo cała ta paleta będzie i u nas dostępna i tylko od nas będzie zależało, czy zechcemy z niej korzystać.

Z biznesowego punktu widzenia – jest to czyste piękno.

Z ludzkiego – jest przerażające.

Google nie będzie drugim Applem. To Apple będzie namiastką Google’a. Nie zagrozi mu nikt. Może co najwyżej Microsoft, który miałby jeszcze potencjał, żeby zbudować podobne imperium. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo wiele wskazuje na to, że w nowoczesnym świecie i tak prędzej czy później zostaniemy zamknięci w którymś z tych ekosystemów – jeśli nie Google’owym to Microsoftowym, albo korporacji powstałej z połączenia Facebooka z dużym graczem hardware’owym (Samsung?). Nie ma w tym większej różnicy. Problem jest tylko w tym, że większość z nas odda swoją prywatność za wirtualne „błyskotki” i jeszcze większą wygodę. Tylko, że to daje władzę i to ogromną, bo nad umysłami, a ta jest potężniejsza niż polityczna. Prawdopodobnie właśnie powstaje nowa władza…

Photo: lightsource/Depositphotos. Grafika: 1,2.

To pokazuje, że gigant z Mountain View jest najwyraźniej postrzegany jako posiadający większy potencjał rozwojowy i bardziej obiecujący dla inwestorów.

Nic dziwnego. Alphabet idzie szeroką ławą. Wszedł już w ogrom branż (również tych niespokrewnionych z technologią) i nie boi się eksperymentów, nawet jeśli miałoby to oznaczać straty. Oprócz Nesta, zajmującego się technologiami smart home, YouTube’a czy Deep Mind posiada w swoim portfelu również spółki zajmujące się badaniami nad wydłużeniem ludzkiego życia. Ma wizję i rozwija się na kilkudziesięciu polach naraz, a to robi wrażenie. Na pierwszy rzut oka to wszystko może się wydawać niepowiązane ale tak nie jest – ponieważ każda tych spółek jest tam po coś. Każda z nich oferuje człowiekowi coś, co jest dla niego ważne - wygodę, ale i zdrowie. Komunikację – i pozorną niezależność. Poczucie odciążenia i bycia w centrum. Wszystkie one uzależniają i przyciągają do marki. Są elementem dalekosiężnej strategii, jak kawałki dużych puzzli, do których Alphabet dołożył właśnie kolejny element w postaci hardware’u. Tak buduje to, co jest jego głównym celem – monopol w życiu użytkownika.

No dobrze, ale co się może stać?

Takie pytanie pada często pod tekstami o zagrożeniach dla prywatności. Wizja centralnie zarządzanego świata z maksimum udogodnień i wirtualnym asystentem, a docelowo już praktycznie przyjacielem – co się może złego stać?

To, moi drodzy, w wersji kasandrycznej czy light?

Może od tej drugiej zacznijmy.

Jeśli istnieje gigant, który posiada ogrom najbardziej prywatnych informacji o swoich użytkownikach to nie mam wątpliwości, że nie zawaha się ich użyć do doskonale sprofilowanej, wręcz niezauważalnej reklamy kolejnych produktów. Odpowiednio przekazywana w czasie informacja może sprawić, że zainteresujesz się czymś, o czym wcześniej nawet nie myślałeś, i w rezultacie wydasz na to pieniądze. Możesz zostać odpowiednio pokierowany przez producentów, którzy wykupią odpowiednią usługę. Jeśli sam masz firmę, to może się okazać, że kontakt z Alphabetem będzie kluczem do utrzymania się na rynku, swoistym „być albo nie być”. Usługa oczywiście tania nie będzie, ze względu na swoją skuteczność, skorzystają więc najwięksi. To z kolei doprowadzi do umacniania się największych graczy na wszystkich rynkach.

Mali wypadną z obiegu, skurczy się wolność gospodarcza. Znikną kilkuosobowe firmy, chyba że będą pracowały jako outsourcing wielkich graczy, całkowicie od nich zależąc. My sami staniemy się łatwymi do kierowania konsumentami, bardzo podatnymi na sugestie. Sztuczna Inteligencja będzie wiedzieć, kiedy jesteśmy w odpowiednim humorze na podjęcie konkretnej decyzji. Dlaczego marketing „szeptany” jest skuteczny? Bo polega na uzyskiwaniu rekomendacji od tych, których znamy i którym ufamy. Asystent po codziennym współdziałaniu z Tobą przez kilka miesięcy będzie Cię znał lepiej niż doskonała większość Twoich znajomych.

W wersji hard możliwe będzie całkowite przejęcie tożsamości. Już nie tylko numerów identyfikacyjnych czy danych kart płatniczych. W grę może wchodzić nawet przypisanie Ci czynów, których nie popełniłeś. Skoro wiadomo o Tobie, gdzie i jak często bywasz, kiedy dokładnie gdzie byłeś i z kim, kogo cenisz, kogo nie szanujesz, a Twoje wygłaszane prywatnie opinie są nagrywane, to nie będzie żadnym problemem oczernienie Cię, albo sprawienie żebyś przez kilka dni miał zorganizowany pobyt pod kluczem w towarzystwie strażnika. A przynajmniej wprowadzenie kilku komplikacji do prywatnego życia. Pole do popisu nie tylko dla firmy której te informacje powierzamy, ale też dla hakerów. Spędziłeś noc z koleżanką na słuchaniu muzyki do rana? A jesteś pewien, że żona w to uwierzy? Masz na koncie nadwyżki finansowe, a to propozycja z gatunku tych nich nie do odrzucenia.

Rekapitulując…

Obiektywnie patrząc na rozwój Alphabet - jestem pełna podziwu. Od lat budują swoją pozycję, powoli dochodząc do tego punktu. Błądzili po drodze, gubili się, ale mieli cel. Ryzykowali, topili pieniądze, ale nie rezygnowali. I to nie na jednym rynku, ale na wielu, pozornie ze sobą nie powiązanych.

Tu nie chodzi bowiem o software, to tylko podstawa.

Tu nie chodzi też o hardware – to tylko narzędzie do budowania bazy użytkowników software’u i dostawców danych.

Tu chodzi o dominację.

Za kilka lat w USA szerokie rzesze ludzi będą wstawać rano, rzucać asystentowi komendy przygotowania kawy i włączenia muzyki, odtworzą najnowsze wiadomości (bez patrzenia w ekran, ewentualnie tylko dzięki AR), odpowiedzą głosowo na wiadomości i wsiądą do autonomicznego samochodu Google. Po drodze rozerwą się przy użyciu gogli VR, żeby wprawić się w dobry humor. Wieczorem wypoczynek na wirtualnej plaży albo impreza w pianie na Ibizie. Z domu, oczywiście, przy użyciu urządzeń i zastosowaniu usług stworzonych przez giganta z Mountain View.

To już by całkowicie zamknęło użytkownika w świecie Googla. W takim wirtualnym, nowoczesnym i bardzo wygodnym więzieniu.

W Polsce zajmie to więcej czasu, i całe szczęście, choć i tak docelowo cała ta paleta będzie i u nas dostępna i tylko od nas będzie zależało, czy zechcemy z niej korzystać.

Z biznesowego punktu widzenia – jest to czyste piękno.

Z ludzkiego – jest przerażające.

Google nie będzie drugim Applem. To Apple będzie namiastką Google’a. Nie zagrozi mu nikt. Może co najwyżej Microsoft, który miałby jeszcze potencjał, żeby zbudować podobne imperium. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo wiele wskazuje na to, że w nowoczesnym świecie i tak prędzej czy później zostaniemy zamknięci w którymś z tych ekosystemów – jeśli nie Google’owym to Microsoftowym, albo korporacji powstałej z połączenia Facebooka z dużym graczem hardware’owym (Samsung?). Nie ma w tym większej różnicy. Problem jest tylko w tym, że większość z nas odda swoją prywatność za wirtualne „błyskotki” i jeszcze większą wygodę. Tylko, że to daje władzę i to ogromną, bo nad umysłami, a ta jest potężniejsza niż polityczna. Prawdopodobnie właśnie powstaje nowa władza…

Photo: lightsource/Depositphotos.
Grafika: 1,2.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot