Prywatność i bezpieczeństwo w internecie to mrzonki. Toeretycznie nic nam nie grozi, ale gdy przychodzi co do czego nasze dane szybko trafiają na serw...
Prywatność i bezpieczeństwo w internecie to mrzonki. Toeretycznie nic nam nie grozi, ale gdy przychodzi co do czego nasze dane szybko trafiają na serwery NSA, zdjęcia na Reddicie, a hasła do ulubionych serwisów ktoś wkleja do Pastebin i jeszcze chce, żeby mu za to płacono bitcoinami. Jak sobie radzić? Twórcy Anonabox podsuwają nam bajecznie proste rozwiązanie - miniaturowy router, który zapewni nam dostęp do zasobów internetu za pośrednictwem wirtualnej sieci Tor.
Anonabox to miniaturowy router, który ma proste zadanie - zapewnić nam anonimowość i bezpieczeństwo w sieci. Twórcy nie bawili się jednak w żadne serwery proxy ani inne tego typu mechanizmy. Zamiast tego poszli na całość i sprawili, że cały ruch internetowy odbywa się za pośrednictwem wirtualnej sieci Tor. W rezultacie śledzenie, analizowanie działań, określenie lokalizacji, a także identyfikacja internauty stają się niemożliwe (a w najgorszym przypadku bardzo mocno utrudnione).
W tym wszystkim najważniejsza jest prostota. Wystarczy bowiem, że podłączymy nasz modem do portu WAN i połączymy się z siecią WiFi (router pracuje w paśmie 2,4 GHz w standardzie 802.11 n) lub podłączymy kabelkiem do portu LAN. Nie musimy pobierać żadnego dodatkowego oprogramowania czy zajmować się konfiguracją. To po prostu działa.
Działa też wyobraźnia internautów. Bo projekt pojawił się zaledwie dwa dni temu na Kickstarterze z celem 7,5 tys. dolarów. Dziś na liczniku jest już kwota przekraczająca 200 tys. dolarów i stale rośnie. O pomyśle zaczęły pisać też popularne serwis branżowe, więc można się spodziewać, że przed końcem akcji uzyskamy wynik jeszcze bardziej imponujący. Aby mieć możliwość otrzymania gadżetu w momencie premiery, należy wpłacić kwotę rzędu 51 dol.
Anonabox jest projektem całkowicie otwartym. Twórcy oparli go na oprogramowaniu OpenWRT oraz udostępnili pełne schematy techniczne. Ma to zapobiegać wszelkim niedomówieniom i zarzutom, a także podnosić bezpieczeństwo całego projektu. Otwartość to mniejsze ryzyko istnienia backdoorów i innych luk, które ktoś mógłby wykorzystać, burząc tym samym sens istnienia gadżetu. Wewnątrz obudowy ukryto dość skromne podzespoły: procesor o taktowaniu 580 MHz oraz 64 MB pamięci. Do większości sieciowych zastosowań powinny one jednak w zupełności wystarczyć. Warto zauważyć, że jest to urządzenie rozwijane już od czterech lat i poprzedzały je trzy wcześniejsze (oraz cechujące się znacznie większymi gabarytami) generacje.
Podstawowe pytanie - na co to komu? Możliwości jest masa i nie musi się sprowadzać do paranoidalnego dbania o prywatność i anonimowość. Za pomocą takiego małego gadżetu dziennikarz w kraju ogarniętym cenzurą internetu może uzyskać dostęp do dowolnych serwisów. Hotel może zadbać o to, by nie ponosić konsekwencji za działania swoich gości w sieci (i zapewnić im prywatność). Kowalski na wakacjach może uzyskać natomiast dostęp do stron dostępnych tylko w jego kraju (lub odwrotnie - wejść na te, które tutaj nie są dostępne, jak np. Netflix). To oczywiście również duże pole do nadużyć, bo Anonabox może stać się ulubionym narzędziem cyberprzestępców i nie tylko. Ale czy powinniśmy winić nóż za to, że ktoś go używa niezgodnie z przeznaczeniem?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu