Kończy się listopad, a wraz z nim do historii przejdą kolejne rekordy kursu bitcoin: niedawno udało się przebić granicę 11 tysięcy dolarów i to krótko po wdrapaniu się na wierzchołek z napisem "10 tysięcy dolarów". Wspinaczka, która nie ma końca? Niekoniecznie - po szybkich i mocnych wzrostach przyszedł czas gwałtownej korekty. I chociaż dramatu nie ma, powinno to niektórym uzmysłowić, z jakim instrumentem mają do czynienia.
Kurs bitcoina mocno wzrasta i... jeszcze mocniej spada. Ostre zawirowania w ostatnich dniach
Bitcoin w podsumowaniach tego roku będzie pewnie jedną z gwiazd: pozwolił zarobić krocie w zaledwie kilka kwartałów, inwestowanie w surowce czy akcje nie przynosi takich rezultatów. Kto kilka lat temu kupił tę kruptowalutę za niewielkie pieniądze i nie pozbył się jej, dzisiaj może być milionerem. Praktycznie każdego dnia pojawiają się nowe doniesienia na temat cyfrowego pieniądza, nakręca się dyskusja na jego temat, a opinie są skrajnie różne. Jedni przekonują, że prawdziwe szczyty dopiero przed nami, inni głośno krzyczą, że to bańka i oszustwo, że lepiej uważać. Kto ma rację? Czas pokaże. Może obie strony...
Zwracam uwagę na ten temat ze względu na wydarzenia z tego tygodnia: bitcoin znowu radował osoby, które mają go w wirtualnym portfelu, bo kurs rósł zdecydowanie i szybko: w ciągu kilku godzin można było nieźle zyskać. Potem jednak nastąpiły spadki i to poważne, sięgające kilkunastu procent. Łatwo przyszło, jeszcze łatwiej poszło. Gdy spojrzymy na kurs kryptowaluty z listopada, zwłaszcza z końcówki miesiąca, można w nim dostrzec kolejkę górską. Pojawią się głosy, że to normalne, wręcz zdrowe, ale ponownie podkreślę, że z inwestycjami na tym polu trzeba bardzo uważać. Zwłaszcza teraz, gdy do gry włączyło się naprawdę wiele osób, które chcą zarobić dużo i szybko. To zazwyczaj nie prowadzi do czegoś dobrego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu