Najpopularniejszy serwis z materiałami wideo podbija nagranie z kilkuletnim chłopcem, którego można uznać za świetnego naśladowcę Bruce'a Lee. Tata na...
Najpopularniejszy serwis z materiałami wideo podbija nagranie z kilkuletnim chłopcem, którego można uznać za świetnego naśladowcę Bruce'a Lee. Tata nagrał (sytuację i film), tata wrzucił na YT, jego kanał przeżywa teraz małe oblężenie. Kto wie, może pokażą to w telewizji, zgłosi się ktoś z reklamy albo branży filmowej? No i kasa z samego serwisu powinna wpaść do kieszeni. Podejrzewam, że będzie przybywać ludzi, którzy zaaplikują rodzinie taką formę promocji.
Mam chomika. Mało technologiczne wyznanie, ale w tym kontekście dość ważne. Ilekroć patrzę na tego zwierzaka, gdy robi coś śmiesznego (a to standard), powtarzam, że kiedyś wezmę telefon, nagram to i wrzucę do Sieci. Spora szansa, że zostałby gwiazdą, bo chyba nie zdarza się zbyt często, że ssak chodzi po suficie klatki. Gryzoń-alpinista. Ludzie lubią oglądać takie cyrkowe sztuczki, śmieszne rzeczy wyczyniane przez zwierzaki, więc mój chomik naprawdę miałby szansę. Powtarzam, że nagram, ale pewnie tego nie zrobię...
Przybywa jednak osób, które smartfon czy kamerę wyciągają i filmują. Nagrywają wszystko, co można, ale wiadomo, że jedne rzeczy sprzedają się lepiej niż inne. Popularne są koty więc stawiają na koty, uśmiechy wzbudzają słodkie jeże, a zatem trzeba kombinować z jeżami, do tego para szopów, tańczący pies, śpiewająca małpa, stepujący krokodyl, słoń rozdający karty. No i dzieci. Dzieci to dobry motyw. Skoro ktoś zarobił duże pieniądze, bo jedno z jego dzieci ugryzło drugie, to czemu inni ludzie nie mieliby poszukać tutaj pieniędzy?
Przybywa jutuberów/vlogerów, którzy mają na siebie pomysł, którzy chcą zrobić coś większego, ale odnoszę wrażenie, że przybywa też osób, które widzą w prasie, starych i nowych mediach, nagłówki w stylu "zarobił fortunę na smutnym kocie" i stwierdzają, że oni też spróbują. Kiedyś śmieszne/zabawne/wesołe materiały wrzucano bo były śmieszne/zabawne/wesołe, teraz może się też pojawić czynnik ekonomiczny: wrzucę, bo jak się uda, to na tym zarobię. I nieświadomy zwierzak albo, co gorsze, potomek, staje się jutubowym eksperymentem: jak się uda synek, to ja zarobię, a ty będziesz celebryto! Jak smutny kot.
Nie twierdzę, że wszystkich wrzucających omamiła kasa i chodzą po domach z telefonem w ręku oraz zapisaną w umyśle nadzieją na hit, ale założę się, że takie jednostki już są. Pokażę w Sieci, jak córka gra na kontrabasie jeżdżąc na wrotkach i może zaproszą nas do telewizji śniadaniowej. A YouTube zapłaci miliony, bo to przecież będzie petarda. Podejrzewam, że wysyp takich domorosłych reżyserów dopiero przed nami. Śmieszno będzie. I straszno.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu