Felietony

Kontrowersyjne (nieudane) promocje Xiaomi to najlepsza i najtańsza reklama jaką można było zrobić

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

17

Ostatnio Xiaomi jest na ustach wszystkich. Dwie konkretne promocje cenowe zebrały bardzo negatywne oceny klientów, a mimo to uważam, że lepszej reklamy Xiaomi dostać nie mogło. Za chwilę wszyscy zapomnimy o zamieszaniu w Galerii Mokotów i niedziałających serwerach, a zapamiętamy chińskiego producenta jako firmę, której produkty ludzie pragną mieć.

Niedawno w jednym ze stacjonarnych sklepów Xiaomi miała odbyć się promocja. Bardzo konkretna, bo przecenienie bardzo fajnej opaski fitness na 9 złotych czy elektrycznej hulajnogi na 399 złotych to sytuacje, które praktycznie nigdy się nie zdarzają. I na dobrą sprawę można powiedzieć, że tak też się nie zdarzyła - sklep trzeba było od razu zamknąć, warszawską Galerię Mokotów nawiedziły tłumy chętnych do zakupów. Ostatecznie bito się z ochroną, ktoś złamał rękę a Polacy pokazali swoje najgorsze oblicze.

Przeczytaj też: Xiaomi nie ma szczęścia do promocji

Xiaomi przeprosiło i zapowiedziało sieciową promocję w internetowym sklepie. Ceny w większości przypadków dużo gorsze, ale ludzie i tak rzucili się jakby sprzęt rozdawano za darmo. Popularność akcji była tak duża, że mimo wykupienia najdroższej wersji usługi u firmy hostującej sklep, ten nie wytrzymał już rano i w zasadzie nikomu nie udało się niczego kupić.
Ci, którzy szykowali się na tanie zakupy na pewno są rozczarowani i niezadowoleni, ale w tym całym zamieszaniu wszyscy zapomnieliśmy o jednej bardzo istotnej kwestii.

Lepszej reklamy Xiaomi nie mogło sobie wymarzyć, szczególnie że nie wydało na nią ani grosza

Jak zapewne zauważyliście, firmy technologiczne z całego świata inwestują ogromne pieniądze w reklamy. Zarówno spoty w telewizji, billboardy, materiały przy współpracy na serwisach technologicznych, w gazetach, na kanałach YouTube. Mają na to budżety, liczą na dotarcie do jak największej grupy odbiorców, a później te wydane pieniądze muszą mieć przełożenie na cenę produktu. Płacimy za to my - klienci i dzieje się tak od niepamiętnych czasów. Prawdziwym kolosem jeśli chodzi o reklamę jest na naszym rynku Huawei, który zgarnął Roberta i Anię Lewandowskich, ostatnio wrzuca ich do reklam coraz więcej licząc na to, że popularne małżeństwo pomoże sprzedać ich produkty. I pomaga, nigdy nie zapomnę koleżanki, która na pytanie jaki ma telefon odpowiedziała “no ten Lewandowskiego”. Nie jest to może najlepsze porównanie, bo inna półka cenowa, brak usług Google, ale bez wsparcia reklamowego, bez znanych twarzy Huawei nie był w stanie sprzedać 100 sztuk Huawei Mate 30 Pro, co moim zdaniem trochę zweryfikowało pozycję firmy na polskim rynku.

Tymczasem Xiaomi obrało zupełnie inną ścieżkę. Powoli, ale sukcesywnie zapisuje się w głowach Polaków otwierając kolejne stacjonarne Mi Store oraz oferując produkty przynajmniej tak dobre (a w wielu przypadkach i lepsze) niż konkurencja, za ceny dużo niższe niż konkurencja. I nie mówię tu o imporcie, ale o oficjalnym polskim kanale dystrybucji. Taki Redmi Note 8 Pro to bezapelacyjnie król swojej półki cenowej i patrząc na znajomych widzę, że sprzedaje się jak ciepłe bułeczki.

Zamiast klasycznej reklamy, promocja o której pisali wszyscy

Trudno upatrywać w obu nieudanych promocjach szczwanego, świadomego planu przejęcia polskich mediów, ale tak się ostatecznie stało. Xiaomi zakomunikowało o swoich akcjach w zasadzie jedynie na kanałach social media, koszt był więc zerowy. Mimo tego w obu przypadkach ludzie rzucili się na promocyjne produkty jak opętani. W stacjonarnym sklepie tratowali pozostałych, rzucali wyzwiskami, wręcz bili się by coś kupić, w sieci zapchali stronę tak, że normalny człowiek nie mógł nic nabyć. W obu przypadkach cały internet wręcz huczał od tematu - pisali o tym wszyscy.

Źle, to prawda, ale pisali. Że kiepsko rozplanowana akcja, że ludzie czują się oszukani...No ok, to niezbyt dobra reklama. Ale wyobraźcie sobie ile firma musiałaby wydać pieniędzy by pojawić się w tych wszystkich mediach reklamując swoje produkty w klasyczny sposób. Kilkaset tysięcy złotych? Wydaje mi się, że może chodzić nawet o miliony. Ja wiem, że ludzie podeszli do tych wiadomości negatywnie, jedni wyśmiewali firmę, inni klientów którzy byli w tłumie (tych drugich zdecydowanie bardziej), ale przekaz jest jasny. Do produktów Xiaomi ludzie nie ustawiają się w kolejkach, oni po nie biegną, wyrywają sobie z rąk, wszyscy chcą mieć telefon, lampkę, pompkę, opaskę Xiaomi. Normalny człowiek nie będzie analizował i dumał czy to aby nie były rekiny sieciowego biznesu, którzy chcą później kupione w promocji produkty sprzedać na serwisach aukcyjnych. Ważne jest to, że ludzie chcieli je mieć, stali pod sklepem godzinami, odświeżali stronę aż rozbolały ich palce. Przez najbliższe miesiące Xiaomi nie musi niczego reklamować, bo marka zareklamowała się sama właśnie tymi dwiema aferami. Powiecie, że w negatywny sposób - a przypomnijcie sobie aferę z napojami Tiger. Jak myślicie, ich sprzedaż spadła czy jednak podskoczyła? Myślę, że odpowiedź jest oczywista.

Świadomość przeciętnego użytkownika smartfona bardzo różni się od świadomości osoby, która interesuje się tematem. Statystyczny Kowalski czy Kowalska nie myśli o tym, czy w telefonie drzemie Snapdragon, czy może MediaTek. Ilość pamięci RAM niewiele tym osobom mówi, w większości przypadków decyduje cena. A ceną Xiaomi wygrywa na polskim rynku praktycznie ze wszystkimi. Robi też wiele smartfonów, które można z czystym sumieniem polecić, nie da się więc nie brać pod uwagę właśnie takiej formy promocji produktu - ludzkiego polecenia. Do tego dochodzi znana nazwa marki i sprzęt sprzedaje się sam.

Spotkałem się z opiniami, że obie promocje Xiaomi przyniosły firmie tylko złą sławę i negatywnie wpłyną na sprzedaż urządzeń w naszym kraju. Moim zdaniem to bardzo błędne myślenie i będzie odwrotnie. Chińska firma ma już w Polsce bardzo mocną pozycję i myślę, że w przyszłym roku będzie mogła śmiało powalczyć o drugie miejsce na liście najpopularniejszych producentów smartfonów w naszym kraju. Pozostaje pytanie - czy Robert i Anna Lewandowscy utrzymają pozycję Huawei w sytuacji, gdy żaden z nowych telefonów nie dostanie usług Google? Myślę, że to będzie największy test dla drogi, jaką obrała firma w naszym kraju.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu