E-sport

Wypowiedź gracza nie przeszła bez echa: e-sport czekają kontrole antydopingowe

Maciej Sikorski
Wypowiedź gracza nie przeszła bez echa: e-sport czekają kontrole antydopingowe
4

Tydzień temu poświęciłem wpis aferze, jaka wybuchła po wypowiedzi jednego z profesjonalnych graczy CS - stwierdził on, że zażywał Adderall, by poprawić swoją skuteczność. Nie był przy tym odosobniony: wspomagacze są ponoć normą w tym środowisku. Rzucił kamyk, lawina ruszyła. Sprawcą całego zamies...

Tydzień temu poświęciłem wpis aferze, jaka wybuchła po wypowiedzi jednego z profesjonalnych graczy CS - stwierdził on, że zażywał Adderall, by poprawić swoją skuteczność. Nie był przy tym odosobniony: wspomagacze są ponoć normą w tym środowisku. Rzucił kamyk, lawina ruszyła.

Sprawcą całego zamieszania jest Kory “Semphis” Friesen, który przed kamerą stwierdził, że on i koledzy z drużyny zażywali Adderall w trakcie turnieju (co ciekawe, sprawa dotyczy rozgrywek w Katowicach, więc mamy i polski wątek). Wspomniana substancja to lek, który wykorzystywany jest też jako środek dopingujący. Friesen swoją wypowiedzią wywołał spore zamieszanie w branży. Pojawiały się pytania, komentarza, nie brakowało opinii, że to tajemnica poliszynela, a szprycują się wszyscy lub przynajmniej spora część.

Co prawda w e-sporcie funkcjonują przepisy, które zabraniają używania środków dopingujących (o ile dana organizacja, liga takowe wprowadziła), ale funkcjonują one wyłącznie na papierze: nie ma badań, więc trudno kogoś złapać. Duże pieniądze w połączeniu z brakiem kontroli? Cóż, środowisko do rozwoju patologii bardzo dobre. I dziwię się, że temat został podjęty szerzej dopiero teraz, gdy ktoś "sypnął". Trudno oprzeć się wrażeniu, że wcześniej sprawę po prostu ignorowano, może nawet tolerowano pewne zachowania.

Zastanawiam się, czy Friesen zdawał sobie sprawę z tego, jakie zamieszanie wywoła tą wypowiedzią. Myślał, że przejdzie bez odzewu? Wspomina się, że mógł to zrobić celowo, by oczernić byłą drużynę i w ten sposób przekonuje się, że problem nie musi być duży. Trochę wygląda to na zamiatanie tematu pod dywan. Jednocześnie jednak trzeba zaznaczyć, że ESL, czyli organizacja, która pojawia się w tle tej afery, przekonuje, iż podjęła odpowiednie kroki, by wyrugować ewentualne problemy.

Wspomina się nawet o kontrolach antydopingowych, na tym polu organizacja chce korzystać z doświadczeń wyniesionych z "tradycyjnego sportu". Szybko to nie nastąpi, testy nie będą robione za miesiąc, ale rozpoczęto prace, które mają to umożliwić. Prędzej czy później e-sportowcy będą zatem podlegać profesjonalnej kontroli antydopingowej, a to z pewnością ograniczy nadużycia. Ograniczy, bo wyeliminować całkowicie nie da się tego problemu, co widać po przeróżnych dyscyplinach sportowych.

ESL może podjąć rękawicę i jeśli się postara, to dopnie swego, zainicjuje kontrolę antydopingową. Ale czy tym tropem pójdą inne organizacje? Przecież e-sport nie jest jednolity. Dyskusje, analizy i próby dogadania się mogą tu trwać latami. I nie jest powiedziane, że przyniosą skutek. Kolejny kłopot to rozgrywki w Sieci - na turnieju, gdy wszyscy gracze są w jednym miejscu można przeprowadzić badania. Ale co w przypadku, gdy są oni rozsiani po całym świecie? Zorganizowanie takiej kontroli będzie trudne i kosztowne.

Dobrze, że sprawa ruszyła, ale o zmiany trzeba będzie się mocno postarać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

e-sportesl