Wyjazd zagraniczny to w naszej pracy nic nadzwyczajnego. Oczywiście jedni jeżdżą rzadziej, drudzy tylko zmieniają walizki i często opuszczają kraj. Na tle pozostałych zawodów można jednak uznać tę profesję za w miarę mobilną. Jeżeli chcesz poznać świat nowych technologii, startupów, dużego biznesu, musisz podróżować. A zazwyczaj po prostu chcesz podróżować.
Pod koniec maja okazało się, że mam okazję wybrać się na blisko tydzień do Izraela, zaprasza ambasada tego kraju, w programie impreza Geektime Next, konferencja fintechowa i poznawanie ekosystemu startupowego stworzonego przez Żydów. Niby już byłem w Izraelu i miałem okazję poznać startup nation, ale nie zaszkodzi wybrać się drugi raz – a nuż dowiem się czegoś nowego. Po powrocie muszę napisać, że nowości było tak dużo, że zużyłem dwa zeszyty na robienie notatek…
Napiszę wprost: to był najbardziej męczący wyjazd, w jakim brałem udział z ramienia Antyweb. Praca od rana do wieczora (późnego), mnóstwo spotkań i wizyt. Jeśli wyobrażacie sobie nasze wycieczki jako czas spędzony z drinkiem z palemką przy nowym smartfonie, to… zazwyczaj macie rację, lecz tym razem organizator postanowił nas edukować na poważnie: wizyty w inkubatorach, akceleratorach, spotkania z urzędnikami, akademikami, kilkunastoma startupami, dużymi firmami. Nie było czasu na nudę. Nie był czasu na plażing…
Z jednej strony mogę napisać, że grafik był trochę przeładowany, że po kilku dniach takiej pracy w upalnym kraju człowiek ma dość. Z drugiej strony rozumiem zamysł organizatora i fakt, że sam odbiera lekcję z planowania takich wizyt. Bez wątpienia można jednak napisać, że po takim kursie „startup nation” każdy może poznać ich system i zrozumieć, jak się to dzieje, że powstają tam tysiące startupów. Nasi urzędnicy, którym tak marzy się polska Dolina Krzemowa, powinni zabiegać w Izraelu o takie wyprawy.
Poznawanie od podszewki tego ekosystemu, spoglądanie na niego z różnych punktów widzenia (przedsiębiorcy, urzędnika, inwestora, przedstawiciela międzynarodowego korpo, człowieka od PR itd.) było nad wyraz ciekawe z powodu składu grupy, z którą spędziłem te kilka dni. To był bardzo międzynarodowy wyjazd przedstawicieli mediów: 2 Hindusów, Rosjanka, Chinka, Japończyk, Włoch, Australijczyk, Brytyjczyk, Południowoafrykanka, Polak. Niezły miks, prawda? A do tego dorzucę dwoje Żydów, którzy opiekowali się grupą – chociaż obecnie są obywatelami Izraela, to pochodzenie mają różne. Kolejne kulturowe ciekawostki…
Zazwyczaj było tak, że gdy przestawialiśmy się na kolejnych spotkaniach i wymienialiśmy kraje, nasi rozmówcy mówili coś w stylu „wow, ale zestaw”. I finalnie prowadziło to do ciekawych dyskusji, interesujących pytań. Wiele z nich nie przyszłoby mi do głowy. Nie przyszłoby do głowy Europejczykowi. Ale pytali o to Azjaci. Diametralnie różne punkty widzenia, różne problemy w konkretnych krajach, potrzeby i możliwości. Miałem okazję spojrzeć na wiele spraw naprawdę globalnie. Wszyscy mieliśmy – Australijczykowi niektóre kwestie dla nas oczywiste wydają się być jakimś kosmosem. Mocnych dyskusji w busiku nie brakowało.
Wcześniej brałem oczywiście udział w wyjazdach, gdzie trafiało się na międzynarodowe towarzystwo. Ale było ono np. środkowoeuropejskie albo europejskie. Do tego wyjeżdżało się w polskiej grupie, poszczególne narody zazwyczaj zamykały się w swoich grupkach. Tu nie było takiej opcji: kilka dni, naprawdę długich dni, w miksie kulturowym, w którym trzeba się odnaleźć. W którym chcesz się odnaleźć. Przysłuchiwanie się rozmowie Japończyka i Chinki na temat upadku jednych firm i wzrostu potęgi innych, śledzenie dialogu dwóch Anglosasów punktujących różnice w tworzeniu mediów w ich krajach, odpowiadanie na pytania o Polskę w takiej ekipie, to coś naprawdę wciągającego. Szczególnie, że ludzie ci byli godni poznania, skorzy do rozmów i z poczuciem humoru. Niektóre dowcipy do teraz wywołują u mnie mocny uśmiech na twarzy.
Świetny wyjazd, spory bagaż doświadczeń i dobra zabawa. Wygrzewania się na leżaku nie było, ale jakoś tego nie żal. Właśnie za takie rzeczy lubię tę pracę…
Więcej z kategorii Felietony:
- Odkrycia roku 2020 na YouTube. Te kanały mnie wciągnęły
- Codzienne granie ze znajomymi w sieci to moja namiastka normalności w czasie pandemii
- Granie na konsoli zaczęło przypominać PC Master Race. Gdzie ta zabawa i ta swoboda?!
- OLED przestanie oznaczać najwyższą jakość, LG A1 utworzy nowy rynek
- Next-genowy Cyberpunk 2077 dopiero w drugiej połowie 2021. Wtedy to ja już o tej grze zupełnie zapomnę