Felietony

Zupełnie nowa era Netfliksa. Buntownik musiał złagodnieć

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

34

Szanse na anulowanie Waszego nowego ulubionego serialu na Netfliksie są dzisiaj kilkukrotnie wyższe, niż jeszcze 3-4 lata temu. Na serwisie zmiany wymusił rynek oraz konkurenci i Netflix wkracza teraz w zupełnie nową erę. Swego rodzaju dobrobyt dla twórców i widzów dobiega końca.

Gdy w 2013 roku debiutowało "House of Cards", Netflix zdołał przekonać twórców do siebie i swojej platformy poprzez złożenie pewnej obietnicy. Zamówienie serialu obejmowało nie tylko cały pierwszy sezon, ale także i drugą serię. Takie praktyki nie były wtedy czymś popularnym i prawie żadna stacja nie decydowała się na taki krok. Netflix wiele ryzykował, ale jak osoby decyzyjne miały nosa - serial z Kevinem Spacey sprawił, że o platformie usłyszał cały świat. Na początku każdego odcinka serialu, a te krążyły po Sieci także poza platformą VOD, znajdowała się plansza z logo Netflksa, której przeoczenie było niemożliwe. "House of Cards", wraz z kilkoma innymi tytułami, wpłynął na spory rozgłos Netfliksa, ale jednocześnie był początkiem zmiany, której finalnego etapu jesteśmy świadkami.

Netflix łamał zasady i tworzył własne

Te kilka lat temu Netflix nie był tak mocno przyciskany do ściany przez inne studia, które od pewnego czasu robią wszystko, by swoje treści umieścić w ofercie własnej usługi VOD, zamiast odsprzedawać do nich prawa innym, przez co wzmacniana jest obca marka. Katalog Netfliksa w coraz mniejszym stopniu opiera się na licencjonowanych filmach i serialach, ale takowe zawsze będą znajdować się w jego ofercie. To co się zmienia, to ich udział w całym portfolio oraz strategia serwisu w zarządzaniu własnymi projektami.

Zamówienie dwóch pełnych sezonów "House of Cards" to jedna z taktyk, której nie stosował wtedy prawie nigdy. Co więcej, Netflix pozwalał swoim serialom powoli dojrzewać i gromadzić widownię na przestrzeni 3-4 sezonów. Tak działo się w przypadku BoJacka Horsemana, który w chwili debiutu nie zebrał samych pozytywny recenzji, ale jego twórcy obiecywali Netfliksowi rozwój historii w kolejnych seriach. Teraz, BoJack Horseman to jeden z najbardziej jasnych i rozpoznawalnych tytułów serwisu, a w ten piątek doczeka się premiery finałowego, 6. sezonu. Tylko "Orange is the New Black" przewyższa go pod względem liczby sezonów.

Żaden inny oryginalny serial Netfliksa nie trwa tak długo, co oczywiście wynika przede wszystkim z tego, że te debiutowały najwcześniej, ale nie da się nie zauważyć tendencji firmy w kasowaniu seriali. Anulowanie "The Sense8", The Get Down", "Marco Polo", "Gypsy", "The OA", "Good Cop", "Girlboss"  i wielu innych najczęściej wynikało z mało satysfakcjonujących... wyników w oglądalności. Część z tych powyżej, ale i niektóre z niewymienionych przeze mnie seriali, otrzymywało (w miarę) pozytywne recenzje, a mimo to Netflix nie przedłużył ich o kolejne sezony. Jakiś czas temu stało się jasne, że serwis nie zamierza już kręcić seriali dla grupki fanów - i to za tymi czasami będę tęsknić najbardziej.

Netflix konkuruje... ze wszystkimi w branży

Sytuacja Netfliksa jest o tyle skomplikowana, że gigant streamingowy rywalizuje prawie z każdym w branży. Stacjami telewizyjnymi, serwisami VOD, studiami filmowymi i kinami. O projekty, o twórców, o widzów. Oczywiście wiele jego projektów wynika ze współpracy, bez której Netflix nie byłby w stanie produkować tak wielu treści, ale koniec końców to popularność jego programów decyduje o przyszłości tytułu i platformy.

Netflix musi podejmować trudne decyzje

Zapełnienie oferty tytułami, które nigdy z niej nie zniknął zajęło Netfliksowi kilka ostatnich lat i po drodze serwis natknął się na wiele przeszkód, między innymi musiał mierzyć się z problemem masówki i niskiej jakości wielu filmów, pod którymi się podpisywał. Teraz zamknął rok premierami takich hitów jak "Irlandczyk", "Historia małżeńska" i "Dwóch papieży", które są nominowane i zgarniają statuetki na najważniejszych galach.

Co ciekawe, koniec BoJacka wcale nie wynika z faktu spełnienia twórców, którzy uznali, że nie będą w stanie opowiedzieć więcej historii z tą postacią. Decyzję podjął Netflix, a Bob-Waksberg (odpowiedzialny za BoJacka) ją uszanował (The Verge). O losach "House of Cards" zdecydowały inne wydarzenia, ale jasne było, że serial nie będzie trwać dłużej, niż 6 sezonów. "Orange is the New Black" walczył o przetrwanie, nie zawsze radząc sobie dobrze w konfrontacji ze świeżymi premierami.

Netflix nauczył się odpuszczać, rezygnować, anulować oraz kalkulować

Netflix nauczył się odpuszczać, rezygnować, anulować oraz kalkulować, bo coraz częściej na decyzję wpływają statystyki. Z jednej strony to dobrze, bo możemy liczyć na lepsze kontynuacje seriali (dłuższy czas poświęcony na realizację następnych sezonów), a także lepsze filmy, ale z drugiej strony będę tęsknił za okresem, gdy Netflix był totalnym świeżakiem w branży i grając bez zasad (albo na własnych zasadach) mógł pracować nad serialami, które nie zarabiały albo cieszyły wąską grupę widzów.

Czytaj też: Promocja Netflix – wyższy plan w niższej cenie

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu