Chyba nikt z Was nie chciałby się przenieść do czasów, w których technologie były nieco toporne i nieprzyjazne użytkownikom. Zmieniło się wiele – pecet nie jest już główną bramą dostępową do Internetu, wszędzie korzystamy ze smartfonów, które są uniwersalne, wygodne i co ważne – powszechne. Co jednak, gdy z protoplastami obecnych rozwiązań zapoznamy ludzi, którzy „naszych” czasów siłą rzeczy nie mogą pamiętać? Cóż, nie jestem zaskoczony początkowym zdezorientowaniem. Potwierdza to jednak moje przemyślenia w trakcie obserwacji chociażby moich siostrzeńców, którzy urodzili się już w trakcie rewolucji mobilnej. Nie są w stanie wyobrazić sobie świata „bez Internetu”, ten stał się ich chlebem powszednim.
Wiele z wskazanego przeze mnie filmu pokrywa się z moimi doświadczeniami. Na przykład, dzieciaki z którymi rozmawiam czasami o technologiach nie rozumieją idei wyłączania komputera. Dla nich wszelkie technologie pracują w trybie „standby” – tablet, komórka, nawet laptop. Nie wyłączają ich, bo nie ma takiej potrzeby. Jeżeli nie korzystają z danego urządzenia, po prostu blokują je i odkładają – pojawia się powiadomienie, sprawdzają je, robią co trzeba i znowu odkładają na miejsce. Koniec pracy z komputerem w połowie lat 90-tych opierał się na tym, że człowiek zamykał programy (jeżeli trzeba było, zapisywał stan plików), wyłączał komputer i opcjonalnie – odcinał zasilanie po tym, jak urządzenie powiadomiło go o tym, że można to już zrobić bezpiecznie. Legendarnego ekranu „Teraz można bezpiecznie wyłączyć komputer” nie znają i dziwią się, gdy o nim usłyszą, lub go po prostu zobaczą.
Podobnie jest, gdy opowiadam dzieciom jak grało się w moich czasach. Commodore był tylko moim marzeniem, w domu królował rodzimy Pegasus, który do pewnego czasu stanowił centrum rozrywkowe w domu. W gry nie grała tylko mama – tata z lubością układał klocki w Tetrisie, siostra pokonywała poziomy w Mario, a ja szalałem w Contrze, Kick Masterze, Legend of Zelda… działo się. Pokazując 9-letniemu chłopczykowi gry mojego dzieciństwa miałem wrażenie, że odrobinę było mu mnie i mojej siostry… szkoda. Słaba grafika, słabe sterowanie, nieatrakcyjna fabuła lub jej brak… dla nas to było „coś”. Dla niego to jedynie słaba ciekawostka. Nie rozumie tego, że w naszych czasach o coś lepszego było trudno, nawet bardzo.
Nie dziwi mnie stąd postawa młodzieży, którą usadzono przed „grubymi” monitorami i blaszakami z dawnych lat. Ci dziwili na wieść o modemach, intrygował ich minimalistyczny, surowy styl Windows 95. Jednak to, co zszokowało mnie najbardziej, to absolutna zmiana znaczenia wyrazu „telefon”. My znamy jeszcze kilka znaczeń – może być telefon „z bębenkiem”, z klawiszami na obudowie, stacjonarny, ktoś jeszcze dorzuci budkę telefoniczną… a młodzi znają głównie telefon komórkowy. Gdy powiedziano dzieciakom, że w tych czasach połączenie z Internetem uzyskiwano przez linię telefoniczną, myśleli o tym, co mają w kieszeni, podczas gdy my w myślach przywoływaliśmy sobie magiczny numer 0202122.
Grafika: 1, 2
Więcej z kategorii Felietony:
- Macie to swoje Post-PC. Już dawno temu mówiłem, że to kaszana
- Albicla. Serwis tak dobry jak wybory, które się nie odbyły
- Windows 10 zaczyna mnie męczyć. Coraz częściej myślę o Macbooku
- Uwielbiam i nienawidzę życia online - praca i hobby stały się po prostu dziwne
- "Signal? Taka pasta do zębów?" - najważniejszy problem alt-komunikatorów