Windows

Czasami mam ochotę wyrzucić peceta z Windows przez okno

Jakub Szczęsny
Czasami mam ochotę wyrzucić peceta z Windows przez okno
144

Ciekawostka taka, Drodzy Czytelnicy. Jakiś czas temu zrobiłem sobie małego challenge'a: pracowałem kilka dni na Maku i... nie przekonałem się. Był to czas, w którym szykowałem się do zmiany komputera - to była dobra okazja do tego, aby zmienić nie tylko maszynę, ale i platformę, ekosystem. Nie wyszło mi z Makiem, moje technologiczne serce cały czas mocniej bije dla oprogramowania Microsoftu.

Mam w pewnych momentach poczucie, że jest to coś w stylu "syndromu sztokholmskiego": Windows 10 nie jest idealny i daję temu wyraz w artykułach, które piszę ostatnio. Aktualizacje to tylko jeden z problemów tego systemu. O ile u mnie uaktualnienia są wdrażane względnie bezboleśnie i raz po wdrożeniu poprawek system odmówił posłuszeństwa na prywatnym sprzęcie, tak istnieją jeszcze inne rzeczy, które mogłyby działać lepiej.

Dajmy na to - wczoraj. Dzwoni do mnie narzeczona, że własnie wysłała mi jakiś dokument na maila i trzeba go pilnie wydrukować. Ona natomiast tylko po niego wpadnie i przekaże go dalej. Ok! Otwieram plik, a że ostatnio przesiadłem się na nowszego ASUS-a, trzeba zainstalować drukarkę. Jedziemy z koksem, urządzenie jest podłączone do sieci i telefon z Androidem, komputer z macOS, telefon z iOS i tablet je widzą. Komputer z Windowsem? Mieli, mieli, mieli i nie widzi.

Czytaj więcej: Windows 10X - nowy system Microsoftu zadebiutuje...

W takich momentach pukam się w czoło i mam ochotę wywalić sprzęt z Windowsem przez okno. Ale przecież urządzenie nie jest niczemu winne: zawsze na takim ultrabooku mogę sobie zainstalować dajmy na to Ubuntu i mieć nadzieję, że wszystko będzie działać lepiej. Z Ubuntu w sumie też próbowałem i nie wyszło...

Ale, wiecie o co mi chodzi. Uwielbiam rzeczy, usługi, rozwiązania, które po prostu działają. W dodatku są do bólu intuicyjne. Do tego stopnia intuicyjne, że użytkownik w trakcie korzystania z nich czuje się tak, jakby maszyna była doskonale dopasowanym elementem jego życia. Chcę dodać drukarkę w sieci domowej? Niech ta pojawia się błyskawicznie w okienku instalatora urządzeń i równie szybko staje się gotowa do pracy.

Jeszcze śmieszniejszy jest powód, dla którego nie udało mi się zainstalować drukarki na komputerze z Windows. Sterowniki? Ej, no. To już nie te czasy, choć Konrad ostatnio pisał o tym, że był zmuszony wykonywać taką operację. W 2019 roku... prawie jak zwierzę. Gorączkowe instalowanie sterowników i szukanie ich to dla mnie wspomnienia sprzed co najmniej 10 lat. A zatem nie sterowniki, przynajmniej w moim przypadku.

Wyszło na to, że Microsoft ostatnio coś popsuł w aktualizacjach i... u niektórych użytkowników drukarki nie drukują i nie instalują się. No, przepięknie. Bezapelacyjnie trafiło na mnie. Próba ręcznego dodania sprzętu drukującego nic nie daje. Poddaję się i wykorzystuję do tego celu telefon z Androidem. Przynajmniej działa "od strzału".

Cieszę się jedynie z tego, że większość rozwiązań problemów z Windows można znaleźć w internecie

Bo to cholernie popularne oprogramowanie i internet w ciągu wielu lat stał się skarbnicą wiedzy na temat jego bolączek. Zazdroszczę "Makowcom" tego, że przekazywanie obrazu z komputera z macOS na Apple TV jest proste jak kebab w tortilli z samym mięsem. Włączasz przystawkę, dwa kliknięcia w komputerze + wpisanie kodu. Voila. I nawet nie bardzo się tnie, nawet przy obciążonych sieciach (korzystamy z tego rozwiązania w pracy, przy okazji spotkań).

Gdy chcę to samo zrobić w środowisku Windows, nawet z kompatybilnymi urządzeniami, niemal zawsze idzie coś nie tak. Nawet, jeżeli komputer poprawnie rozpozna bezprzewodowy ekran, to nie masz gwarancji, że wszystko pójdzie dobrze i połączenie dojdzie do skutku. Z zazdrością patrzę więc na kolegów, którzy latają z makami i nie mają z nimi żadnych problemów, również w tym zakresie. A może powinienem udać się do HR-ów z wnioskiem o przyznanie maszyny z macOS na pokładzie? No, nie. Jestem wyznawcą podejścia bring your own device i raczej się tego trzymam.

Problem ostatnio było zmuszenie mojego komputera do pracy w zabezpieczonej sieci bezprzewodowej, w której uwierzytelnianie odbywa się za pomocą instalowanego na maszynie certyfikatu. Doprecyzuję - poza AW pracuję również w firmie tworzącej oprogramowanie w pionie marketingowym i wymagane jest, aby utrzymać wysoki poziom bezpieczeństwa. Każda maszyna, która jest uprawniona do pracy w obrębie sieci firmowej musi mieć zainstalowany specjalny certyfikat. Na makach poszło dobrze, na Windows... zabawy było co nie miara. Ostatecznie nasz spec odpowiedzialny za kwestie techniczne znalazł rozwiązanie, które działa i dodatkowo - wszystkie zasady bezpieczeństwa są zachowane.

Z czego to wszystko wynika?

Rozmawiałem na ten temat z wieloma osobami i poza docinkami w kierunku Windows (najwięcej żartów na temat tego systemu znają iOS deweloperzy, serio), pojawiło się kilka ciekawych wątków. Windows korzysta czasami z bardzo archaicznych mechanizmów, które są "spadkiem" po tym, jak ten system funkcjonował w przeszłości.

Dajmy na to taki rejestr systemowy, niezwiązany z wyżej wymienionymi problemami. Ale jednak. Rejestr jest przecież słabo wydajny, nieefektywny i istnieją lepsze sposoby utrzymywania konfiguracji programów instalowanych na komputerze, na przykład pliki XML przez MSXML czy chociażby własne bazy danych. Ale... rejestr musi istnieć dalej, aby zachować kompatybilność Windows ze starszymi programami lub takimi, które w dalszym ciągu w dużej mierze opierają się na funkcjonowaniu dzięki temu mechanizmowi.

Windows, nawet w "dziesiątce" to więc nie tylko całkiem nowoczesny system operacyjny, ale i mnóstwo rzeczy, które pamiętają czasy Windows 3.x (tak jest chociażby z rejestrem). Dodajmy do tego fakt, iż Microsoft musi wprowadzać nowoczesne podejście do swojego oprogramowania - chociażby polityka uaktualnień w "dziesiątce", ze względu na uniwersalność Windows jest problematyczna. Microsoftowi bardzo zależy na tym, aby wszyscy użytkownicy korzystali z tej samej wersji systemu operacyjnego, chociażby ze względu na komfort oraz bezpieczeństwo. Ale Windows 10 musi działać na tak ogromnej ilości kombinacji zainstalowanych w komputerze urządzeń, że po prostu nie zawsze wszystko działa, pojawiają się mniejsze lub większe błędy, które dokuczają użytkownikom.

Co nam więc pozostaje? Pogodzić się z tym. Windows jest fajny, szybki i nowoczesny - piękny wręcz, gdy wszystko działa jak trzeba. Sporo rzeczy natomiast jest zdecydowanie do poprawy i muszę być w tym momencie w porządku: Microsoft i tak odwalił mnóstwo dobrej roboty. Dziesiątka to zdecydowanie najlepszy OS w historii tej firmy, ale z pewnością nie idealny. I wielu z nas życzyłoby sobie, by był czasami nieco bardziej przewidywalny: w kontekście pewności użytkownika, że wszystko będzie działać tak jak trzeba.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu