Polska

W starciu z telekomem, czyli reklamacja na YouTube

Maciej Sikorski
W starciu z telekomem, czyli reklamacja na YouTube
154

Od kilku dni mamy nową gwiazdę polskiej części Internetu – to niezadowolony klient T-Mobile, który czuje się oszukiwany przez firmę. Za pośrednictwem YouTube’a zapewnia on, że w jego przypadku gigant będzie żałował „strzyżenia abonenta”. Patrząc na autora filmu można odnieść wrażenie, że nie rzuca s...

Od kilku dni mamy nową gwiazdę polskiej części Internetu – to niezadowolony klient T-Mobile, który czuje się oszukiwany przez firmę. Za pośrednictwem YouTube’a zapewnia on, że w jego przypadku gigant będzie żałował „strzyżenia abonenta”. Patrząc na autora filmu można odnieść wrażenie, że nie rzuca słów na wiatr. Tylko czy telekom wystraszy się człowieka, który nie chce płacić za wciśniętą mu usługę?

Zacznijmy może od filmu, bo podejrzewam, że wielu z Was go nie widziało:

http://www.youtube.com/watch?feature=youtu.be&v=JPCBB50jvXI&app=desktop

Zagadnienie, którego dotyczy to kilkuminutowe nagranie, było już wałkowane wiele razy. Nie mam tu na myśli tej jednej firmy i konkretnej usługi, ale sam proces "ugrania na kliencie" kilku dodatkowych złotych (oczywiście w skali dwuletniej umowy te kilka złotych może dać kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych). Parę miesięcy temu pisał o tym Grzegorz, który określił sprawę mianem telekomunikacyjnego cinkciarstwa. Autor filmu walczy z tym samym procederem – po prostu ma do czynienia z inną jego odsłoną. Walczy, lecz można dojść do wniosku, że jest to starcie z wiatrakami.

Jak już wspominałem, sprawa była poruszana niejednokrotnie na różnych forach, serwisach, portalach, w artykułach prasowych i pewnie programach telewizyjnych czy radiowych. Czy to przyniosło jakieś skutki? Raczej nie. Popularny bloger technologiczny też może ponarzekać, ale świata nie zmieni – kilka tysięcy osób przeczyta tekst Grzegorza, spora część Czytelników zaklnie pod nosem, stwierdzi, że myśli podobnie i ma tego dość, ale na tym się skończy. Te kilka złotych najczęściej nie sprawi, iż ktoś przejdzie do konkurencji. Zwłaszcza, że ta ostatnia często stosuje podobne praktyki. Gigant zdaje sobie z tego sprawę i próbuje wyciągnąć dodatkowe złocisze. Dla nas złocisze – w jego przypadku mowa pewnie o grubej kasie, bo skala zjawiska jest przecież ogromna.

I tu pojawia się szary człowiek, który za pośrednictwem mediów społecznościowych mówi, jak jest. Nie przebiera przy tym w słowach, ale czasem można do kogoś dotrzeć jedynie stosując mocne zagrania. W sposób zdecydowany, ostry i prosty wykłada odbiorcom, że czuje się oszukiwany. Jednocześnie niczym szeryf zapewnia, że zrobi z tym porządek. Film ogląda coraz więcej osób (w chwili pisania tekstu jest ponad 60 tys. odsłon), o sprawie piszą kolejne serwisy, ludzie wrzucają to na FB czy G+ i robi się viral. Viral mocny, bo oddolny i wykładający kawę na ławę. Zwykły klient mówi dość, przekonuje, że nie da wyciągnąć ze swojego portfela kasy.

Za sprawą tego jednego filmu strategia T-Mobile (oraz innych operatorów) nie ulegnie nagle zmianie. Korzyścią dla autora będzie to, że prawdopodobnie szybciej rozwiąże swój problem i dowie się, gdzie leży pies pogrzebany. Jednocześnie jednak nie można wykluczać, iż jego śladem pójdą kolejni klienci, którzy wyrażą głośno swoje wątpliwości czy niezadowolenie. Internet, a ściślej pisząc media społecznościowe, stanowią spore zagrożenie dla kontrowersyjnych poczynań firm – najlepszym przykładem jest tu historia platformy nc+. Ludzie widzą, że działania jednostki nie muszą trafiać w próżnię, że pojawia się wsparcie innych, szum medialny. Giganci zaczynają na to reagować i ostatecznie mogą stać się widoczne efekty tych protestów. Pozytywne zjawisko, które potwierdza, że Internet służy nam nie tylko do oglądania kotów i anonimowego obrażania innych.

Źródło grafiki: zrzut ekranu ze strony YouTube

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

YouTubefilmt-mobileviralhot