Felietony

TvScreen.pl zbankrutował. Większe produkcje znów trzeba będzie ssać z torrentów

Gniewomir Świechowski
TvScreen.pl zbankrutował. Większe produkcje znów trzeba będzie ssać z torrentów
62

Od dłuższego czasu intensywnie próbuję obejrzeć w sieci coś więcej niż nieśmiertelny South Park. Przez pewien czas się to nawet udawało, gdyż mimo usilnych starań właścicieli Kinoplex, Iplex, Ipla, Onet VOD oraz twórców współczesnej kinematografii, jeszcze udaje się znaleźć wystarczająco dobry lub w...

Od dłuższego czasu intensywnie próbuję obejrzeć w sieci coś więcej niż nieśmiertelny South Park. Przez pewien czas się to nawet udawało, gdyż mimo usilnych starań właścicieli Kinoplex, Iplex, Ipla, Onet VOD oraz twórców współczesnej kinematografii, jeszcze udaje się znaleźć wystarczająco dobry lub wystarczająco zły film (Feast!).

Jednakże tak darmowy jak i płatny asortyment jest mocno ograniczony. Dzieli się głównie na trzeciorzędny szajs na który żal czasu, artystyczne kino którego nikt nie ogląda i przeterminowane hity sprzed dwóch-czterech lat. Serwis który próbował ten schemat zmienić właśnie padł ofiarą swojej ambicji i zakutych łbów rządzących srebrnym ekranem.

 - Zabiły nas oczekiwania i zasady narzucane przez wytwórnie - mówi były menedżer Digital Partners proszący o anonimowość. Część opłat na ich konto tvscreen.pl musiał regulować z góry (tzw. upfront fee). Według nieoficjalnych informacji np. za dystrybucję filmów Disneya spółka zapłaciła między 200 a 300 tys. dolarów. A musiała się jeszcze dzielić procentem wpływów od każdego wyświetlenia. Tu kłopot był taki, że wytwórnie określają opłaty z góry, przyjmując wedle własnego uznania, że np. dany tytuł zostanie odtworzony w internecie co najmniej 50 tys. razy.

- Te oczekiwania miały się nijak do polskiego rynku. A nasze tłumaczenia, że ta liczba jest kilkakrotnie zawyżona, nic nie dawały - przyznaje rozmówca "Gazety". Ale o przychodach ani o liczbie użytkowników rozmawiać nie chce. W 2009 r. Digital Partners chciało mieć 20 tys. użytkowników i ok. 15 tys. wypożyczeń. Nie wiadomo, czy ten cel spółka osiągnęła. Z jej prezesem Leszkiem Miką nie udało nam się wczoraj skontaktować. Ani z Tomaszem Grabowskim, większościowym udziałowcem firmy.

Sprawa jest banalnie prosta: film w empiku to od 40 do 80 złotych. Co ważniejsze, muszę się jeszcze do wspomnianego pofatygować. Podobny problem z kinem - chyba że ciągną do niego pozafilmowe powody, a domowe 50" jest popsute. Jednocześnie na polskich serwisach VOD królują stare tytuły, a "Krzyk 4" w kinoplexie jest określany "megahitem" - za to wychodzi taniej, bo od 7 do 15zł i nie trzeba oglądać kolejnej galerii handlowej. Niestety, przeciętnie narwany kinomaniak przegryzie się przez wszystko co warte obejrzenia w miesiąc - na wszystkich polskich serwisach VOD.  Miłośnicy polskich seriali zabawią tylko nieco dłużej.

TvScreen.pl szukał alternatywnego rozwiązania i współczesnego modelu dystrybucji, zamiast dalszego forsowania płyt. Dopiszcie do tego brak reklam i asortyment stosunkowo świeższych filmów z wyższej półki - przynajmniej jak chodzi o budżety.

Niestety, wyszedł na tym jak Zabłocki na mydle.

Nie śledziłem TvScreen na tyle dokładnie, aby powiedzieć stanowczo, że porażka była kompletnie nie zawiniona, ale widzę jak wygląda sytuacja konkurencji.  Iplex - wyświetlający nawet 8 reklam z rzędu przed filmem! Ipla - nie posiadająca praktycznie żadnego darmowego repertuaru.  Onet VOD - którego repertuar jest delikatnie mówiąc specyficzny i dla miłośnika współczesnego kina raczej bezużyteczny. Chyba że zainteresuje was kolekcja niskobudżetowych filmów dokumentalnych, o tematyce obowiązkowo związanej z życiem seksualnym ziemian, ale już kompletnie pozbawionych uroku komedii o tym tytule.

Każdy z tych serwisów jakoś wiąże koniec z końcem, jednak wszystkie cierpią na to samo schorzenie - ubogi i najczęściej nieświeży asortyment dopychany byle czym. Czego alternatywą są umowy który wykończyły TvScreen.

Pochwała piractwa

W tym samym czasie, do muzyki mam stosunkowo łatwy i wygodny dostęp. Głównie dlatego, że kompletnie zgubiłem kontakt z innym niż internetowy rynkiem muzyki i intensywnie przerzucam dostępną za darmo muzykę wykopaną na WeAreHunted.com, StereoMood.com, Designers.mx na playera którego z kolega napisaliśmy dla własnej wygody - Yopler.com. Gdy ostatni raz próbowałem kupić muzykę w sieci, wyszło na to, że podobnie jak z ebookami, niższe koszta powielenia i dystrybucji treści w formie elektronicznej zupełnie nie przekładają się na cenę.

Z przyjemnością powieliłbym model WeAreHunted+Yopler z filmami uczciwie płacąc za to co oglądam. Jednakże, 95% rekomendacji generowanych przez rewelacyjnego filmastera (filmaster.com) jest dostępna jedynie z torrentów, albo w formie wspomnianego DVD z empiku. Niestety, jako młody polski przedsiębiorca ;), nie mam często na papierosy, więc średnio uśmiecha mi przepłacanie za wytwory współczesnego kina, dostarczane mi na nośniku, który uważam za niewygodny i przestarzały.

A pokusa, aby za 10 minut oglądać to co mnie zainteresowało z pomocą torrentów jest bardzo silna. Piracka "scena" ułatwia mi życie, zamiast utrudniać jak wytwórnie filmowe i muzyczne - w dużej mierze odpowiedzialne za to, że 95% dostępnych w sieci filmów to piraty, a pozostałe 5% to legalne, trzeciorzędne filmy i kilka podstarzałych superprodukcji.

Steam i Desura - czyli jak zrobić to dobrze

Jednocześnie, funkcjonują już platformy dystrybucji superprodukcji takie jak Steam i alternatywy takie jak Desura. Pozwalające we wspomniane dziesięć minut cieszyć się w pełni legalnie zakupiona grą komputerową, która często ma lepszą fabułę(Mass Effect) i efekty (Crysis, Black Ops) niż połowa wychodzących teraz filmów. W wyniku tego, na koncie Steam i Desura mam legalnie zakupione gry, nawet mimo problemów technicznych jakie generuje czasem ta kobyła i niedożywionego portfela.

Wygoda tego rozwiązania, otwiera portfel, a zamyka uTorrenta.

Niestety, dysponenci praw autorskich do filmów i muzyki jak ognia boją się zmiany sposobu dystrybucji, więc na całym świecie źli piraci i setki milionów internautów robią to za nich. Gdyby chodziło o dobro twórców i konsumentów, można byłoby ich potępiać - jednakże chodzi jedynie o optymalizację zysków. Studia zamiast zaoferować to czego żądają konsumenci - "głosując nogami", wolą wydawać ponad 110 milionów dolarów każdego roku na prawników i lobbying mający nas przekonać, że aktualny system jest idealny i chroni artystów!

Jednocześnie, nawet na naszym podwórku, sposób dzielenia pieniędzy z opłat licencyjnych jest tajemnicą dla artystów, którzy nie są "zaprzyjaźnieni" z ZAiKSem. O czym przekonał się mój znajomy, gdy próbował ustalić, czy z tytułu wyświetlania teledysku jego kapeli w telewizji należą się jej jakieś pieniądze.

Długoletnia tradycja

  • 1920 – przemysł muzyczny atakuje radio, bo jest darmowe i nie można konkurowac z darmowym produktem
  • 1940 – studia nagraniowe były właścicielami 50% kin - gdy zostały zmuszone do uwolnienia tego rynku załamały ręce - to koniec!
  • 1950 – producenci atakują kablówkę - bo darmowa telewizja nie może konkurować z płatną treścią.
  • 1970 – MPAA wszelkim sposobami próbuje zablokować odtwarzacze/nagrywarki wideo - twierdząc, że zabije to cały przemysł.
  • 1998 – MPAA przepchnęło przez amerykański kongres ustawę zakazująca kopiowania zakupionych płyt.
  • 2000 – Cyfrowe nagrywarki wideo takie jak TiVo mają po raz kolejny zabić cały przemysł, bo umożliwiaja pomijanie reklam.
  • 2006 - Znów atak na kablówkę "w chmurze".
  • Dziś - internet zabije cały przemysł bo... itd. itp.

Przemysł nagraniowy umarł - jak widać - już kilkukrotnie. Umierał za każdym razem, gdy następowała technologiczna rewolucja przed która bronił się rekami i nogami. Dlatego, czas dać sobie spokój z bezpłodnymi dyskusjami na temat tego czy piractwo jest złe czy dobre, czy obejrzenie filmu z torrentów to ordynarna kradzież czy nie. Setki milionów konsumentów głosują za cyfrową dystrybucją dóbr kultury ( optymistycznie zakładając, że "fabryka snów" ma jeszcze z kulturą coś wspólnego ). Analiza tego faktu z punktu widzenia moralnego to intelektualna masturbacja - może i przyjemna dla etyków, ale zupełnie bezpłodna.

Jednocześnie, na przykładzie Steam i Desury, iTunes i Magnatune, konsumenci udowadniają że są gotowi zapłacić, jeśli zamiast DVD - będącego współczesnym odpowiednikiem dorożki, zaoferuje się im sensowne ceny i dostęp przez internet - spełniający w tym porównaniu rolę taksówki.

Niestety, zanim producenci zarzucą bezpłodne wysiłki mające na celu zatrzymanie nas w epoce kamienia łupanego, za TvScreen w niebyt odejdzie jeszcze wiele serwisów. Tak polskich, jak i zagranicznych. Kto wie? Może następna będzie Pandora?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu