Felietony

Trzy powody dla których wolę ebooki, od wydań papierowych

Kamil Świtalski
Trzy powody dla których wolę ebooki, od wydań papierowych
78

Wojna o to który wariant książki jest lepszy ciągnie się już kilka dobrych lat. I prawdopodobnie żadna ze stron nigdy nie dojdzie do porozumienia — co w zupełności rozumiem, bo każdym a swoje powody, dla których akurat "tę" stronę wybiera. Ja od lat jestem po stronie ebooków — i nic nie wskazuje na to, aby miało się to w najbliższym czasie zmienić. Dlaczego?

Ebooki czyta się znacznie wygodniej niż papierowe książki

Sam uważam że papier można lubić za wiele rzeczy, ale wygoda... no cóż, za wygodę obsługi z pewnością tego nie robimy. Szczególnie przy co większych tomiszczach przewracanie kartek staje się kłopotliwe. Ciężkie, nieporęczne, a do tego jeszcze w formacie, którego nie mamy szans zmienić. Mam tu na myśli chociażby formatowanie — nie raz i nie dwa wydawcy udowodnili, że mają gdzieś nasz komfort. I zaserwowali nam książki z fatalnie dobranymi czcionkami, a do tego jeszcze na tyle małymi, że przebrnięcie przez kilkaset stron było prawdziwą męczarnią. Tutaj wystarczy zajrzeć do ustawień, gdzie mamy sporo kontroli na temat tego, jak wyglądać będzie nasza książka.

Nie zajmują miejsca i są na wyciągnięcie ręki

Jak będę duży, to może dorobię się domu z biblioteczką — i wtedy będę patrzył na tę kwestię nieco inaczej. Póki co jednak mam za sobą przeprowadzki, a wiem, że na dotychczasowych jeszcze nie koniec. I targanie ze sobą kartonów wypełnionych makulaturą jest po prostu niepraktyczne. Tym bardziej, że można je bez problemu zamienić na kawałek elektroniki, w który wpakujemy nawet kilkaset rozmaitych tytułów. To niezwykle praktyczne i wygodne rozwiązanie, które zdecydowanie skradło moje serce. No i ich zakup: nie trzeba wyjść z domu, ba — nie trzeba nawet wysiadać z tramwaju. Po skończeniu jednej części opowieści zdarzyło mi się w mgnieniu oka "wyklikać" kolejną, przesłać na Kindle'a nie ruszając się z miejsca — bo mogłem. Bez biegania po księgarniach, bez czekania na kuriera. Raptem chwilę później mogłem znów zagłębić się w wykreowanym przez twórcę świecie.

Słownik na wyciągnięcie ręki

Regularnie czytam po angielsku, ale — szczególnie przy bardziej poetyckich tekstach — trafiam na słówka, które widzę pierwszy raz na oczy. W przypadku "papieru" sprawdzałem, notowałem do późniejszych powtórek... tutaj nie ma tego problemu. Podejrzenie znaczenia danego wyrazu to kwestia wskazania go palcem. Można też je łatwo zapisać i wyeksportować do wirtualnych fiszek (sam korzystam ze StudyBlue). Idealny sposób na naukę języka, no i... wyjątkowo wygodna sprawa!

Czy ebooki są idealne? A gdzie tam, nic z tych rzeczy

Na koniec nadmienię jeszcze że cały czas pisząc o ebookach, miałem na myśli ich zgłębianie na czytnikach. Nie na smartfonach, nie na tabletach czy ekranach komputerów. Czarno-białe, wolne, ekrany e-ink mimo całego szeregu plusów (wygoda, niski pobór prądu), mają też elementy, gdzie w oczywisty sposób przegrywają z drukiem. Bo choć moja biblioteka w ostatnich latach w 99% składa się z ebooków, to wydania albumowe, książki kucharskie i inne okraszone ilustracjami czy efektownymi zdjęciami na nich po prostu nie mają prawa bytu. I prawdopodobnie szybko się to nie zmieni: bo ani niewielki format popularnych czytników e-ink, ani technikalia, temu nie sprzyjają. Kolejna sprawa, to nasze ukochane licencje. Książki które mamy fizycznie stoją na półce i może się kurzą, ale są. Można je odsprzedać, można je pożyczyć i do wyczerpania nakładu są zawsze do znalezienia. Tego samego nie można jednak powiedzieć o ebookach, których wydawcy nie przedłużają licencji i... produkcje znikają z internetowych księgarni. Puff! Rzadko bo rzadko, ale trzeba też pamiętać o tym, by urządzenie naładować — na szczęście to nie smartfon i kabla micro USB szukam co najwyżej raz na kilka tygodni...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu