Gry

Trzeba było wielu lat, abym w końcu przeszedł i docenił Half-Life

Artur Janczak
Trzeba było wielu lat, abym w końcu przeszedł i docenił Half-Life
23

Half-Life — legendarna produkcja firmy Valve. Uznawana przez wielu za pewien ideał w czasach, gdy pojawiła się na rynku. Piękna, bogata w detale, zawierająca wspaniałą fabułę. Oparta na silniku, dzięki któremu powstał, chociażby Counter-Strike. Źródło inspiracji wielu gier. Doskonale pamiętam pierwsze podejście do tego tytułu. W tamtym momencie nigdy bym nie użył określenia „wspaniała” czy „rewolucyjna”, bardziej „straszna” i „dziwna”. Byłem małym smarkiem, którego byle horror by przestraszył, ale z biegiem czasu doceniłem to, co deweloper zawarł w tytułowym kawałku kodu.

Pierwsze spotkanie z Gordonem

Miałem może z 9-10 lat, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Half-Life. Grał w nią mój chrzestny i zastanawiał się, jak pokonać zielonego potwora — Hypersuctor sensitiv. Granaty nie skutkowały, bezpośrednia walka również. Ja z zapartym tchem przyglądałem się jego poczynaniom. Wiedziałem, że jeśli mu się uda, to pozwoli mi usiąść do komputera i będzie okazja sobie trochę pograć. Lekko sfrustrowany powiedział mi wtedy, aby spróbował go załatwić. Jeśli mi się powiedzie, to zainstaluje mi dowolny tytuł, przy którym będę mógł siedzieć, ile chcę.

Oczywiście, doskonale wiedział, jaki będzie scenariusz. W tamtym czasie, jedyne FPS-y, z jakimi miałem styczność to Quake 2 i Duke Nukem 3D, gdzie raczej nie trzeba było zbyt wiele myśleć, albo pomagały kody. Jak się pewnie domyślacie, nie udało mi się unicestwić tych przeklętych macek, a wujek z uśmiechem na twarzy wrócił do zabawy. Dość mocno utkwił mi w pamięci ten fragment gry i postanowiłem, że sam kiedyś przejdę całego Half-Life’a. Ciekawostka, wtedy nawet nie znałem nawet tytułu produkcji Valve.

Czas na Half-Life

Kiedy byłem już nieco starszy, dorobiłem się własnego komputera. Brakowało już tylko samej gry. Nikt ze znajomych jej nie posiadał, a o internecie mogłem co najwyżej marzyć. Na moje szczęście w jednym z lokalnych marketów udało mi się znaleźć ostatnią sztukę. Gdybym wtedy wiedział, jak ważny jest to tytuł, to pewnie dzisiaj mógłbym pochwalić się oryginalnym wydaniem z Wami, ale po jakimś czasie sprzedałem HL-a koledze za kilka złotych. Sam tytuł natomiast nie zachwycił mnie swoim początkiem. Liczyłem na szybką wymianę ognia, dziesiątki przeciwników do pokonania i oczywiście, na tego zielonego stwora.

Zamiast tego jechałem jakąś kolejką, potem szukałem stroju, a na koniec zamknięto mnie w pomarańczowym pomieszczeniu i kazali pchać wózek. Zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek zacznie się jakaś akcja. Na szczęście, nie trwało to zbyt zługo. W bazie wybuchł chaos, a ja wyposażony jedynie w łom miałem wydostać się z tego miejsca. Ciężko było się odnaleźć w tej sytuacji, ale trzeba było iść naprzód. Z każdej strony dochodziły jakieś dziwne dźwięki, maszkary wyskakiwały znikąd, a mi serce waliło jak młotem. Doszły do tego zawrotu głowy, co przemieniło się w niechęć do omawianej gry. Ponownie odpuściłem, choć nawet nie dotarłem do Hypersuctor sensitiv. Poległem na całej linii.

Do trzech razy sztuka

W swoim życiu tylko kilka razy dopadła mnie choroba symulatorowa, która potrafi doszczętnie zniszczyć całą zabawę. Tak miałem z Quake 2 na PSX, a kolejną ofiarą był niestety Half-Life. Po kilku latach kupiłem pierwszego Xboxa, na którego wyszła druga odsłona. Przeszedłem ją za pierwszym razem i byłem oczarowany. Wszystko mi się w niej podobało: oprawa wizualna, muzyka, fizyka i wiele więcej. Nie byłem w stanie uwierzyć, że kontynuacja gry, z którą miałem różne przygody była faktycznie tak dobra. Nie pozostało nic innego, jak zacisnąć zęby i po raz trzeci usiąść do jedynki. Tym razem nie było już zawrotów głowy, uważnie słuchałem wszystkich dialogów, przeszukałem każdy kąt. Choć wizualnie całość nie robiła już na mnie takiego wrażenia, każda minuta spędzona z tą produkcją była szalenie przyjemna.

Doskonale wiedziałem, że mam do czynienia z tytułem, który wyszedł dużo wcześniej, a i tak wiele aspektów budziło podziw. Tam wszystko łączyło się wspaniale w całość. Do tego specyficzny klimat, masa pytań na temat fabuły i wiele więcej. Byłem oczarowany. O ile dwójkę przeszedłem raz na konsoli i dwukrotnie na PC, tak oryginał zaliczyłem kilkukrotnie. Za każdym razem czułem się jak mistrz, gdy przechodziłem etap z zielonym potworem. W końcu skubaniec nie był dla mnie wyzwaniem. Byłem mocno zafascynowany dziełem firmy Valve. Mając już internet, szukałem ciekawostek i dowiedziałem się między innymi, że istnieją też dodatki. Tak, nie wiedziałem wcześniej o Half-Life: Blue Shift i Half-Life: Opposing Force. Tych natomiast nie byłem w stanie nabyć w swoim mieście, ale dwa lata później będąc w Anglii, udało mi się je zdobyć za jakieś śmieszne pieniądze.

Początek wspaniałej przygody

Dodatki nie były aż tak dobre, jak podstawowa wersja, ale mi wystarczył fakt, że ponownie mogę wrócić do tego świata, gdzie czekało na mnie coś nowego. Nie wiedząc, nawet kiedy, stałem się ogromnym fanem serii. Czytałem różne materiały w sieci, wywiady, poznałem historię tworzenia, zapoznawałem się z różnymi modami, czekając oczywiście na kolejne odsłony. Jakoś tak wyszło, że epizod pierwszy Half-Life 2 ominąłem. Wtedy mocno wsiąkłem w nieco inne gry i dopiero zapowiedź Orange Box przypomniała mi, co dobrego szykuje Valve. Nie dość, że na płycie miał znaleźć się kolejny „fragment” całej historii, to na dodatek chciałem sprawdzić Portal i Team Fortress 2. Cały czas posiadam to pomarańczowe pudełko, bo przypomina mi, ile miłych chwil spędziłem ze wszystkimi produkcjami, jakie zawierało. Oczywiście, jak pewnie wielu z Was, wciąż czekam na HL3, ale pewnie nigdy się nie doczekam.

Twórcy nie byliby w stanie dowieść produktu, który spełniłby te wszystkie oczekiwania. Zamiast tego na rynku pojawiła się wizja odświeżenia pierwszej odsłony. Temat Black Mesa śledzę od bardzo dawna. Kiedy pojawiła się pierwsza grywalna wersja dla wszystkich, od razu rzuciłem się do testowania. Fani nie zawiedli i choć wiele jeszcze było do zrobienia, to udało im się przenieść wszystko to, co było najlepsze w oryginale. W zeszłym roku nabyłem omawianą wersję, aby w jakiś sposób wspomóc ludzi odpowiedzialnych za ten projekt. Choć po takim czasie nadal jeszcze gra nie jest ukończona, to niedawno pokazany trailer udowodnił, że warto czekać. Mnie się nigdzie nie śpieszy. W końcu nadal czekam na trójkę.

Dajcie mi tego jeszcze więcej!

Warto wspomnieć, że Half-Life ukazał się jeszcze na PlayStation 2 i prawie na konsoli Dreamcast. Pamiętam, że sprawdziłem tę nigdy niewydaną wersję na sprzęcie SEGI. Szkoda, że nigdy nie udało się jej wydać, choć w dużej mierze była ukończona. Pewnie obawiano się tej dużej skali piractwa, jakie dosięgło makarona. W końcu zawsze chodzi tylko o jedno. Jeśli chodzi o edycję przeznaczoną na maszynkę Sony, to przyznaję się bez bicia, że nigdy jej nie miałem. To na szczęście już naprawiłem i zamówiony egzemplarz jest już w drodze. To właśnie na PS2 oprócz samej podstawowej wersji firma Gearbox dorzuciła dodatek o nazwe Decay, gdzie wcielamy się w dwie bohaterki. Wiem, że przeniesiono to za sprawą moda na PC, ale bardziej interesuje mnie pełnoprawne DLC. Jeśli PS3, które posiadam, nie będzie miało większych problemów z emulacją tego tytułu, to postaram się sprawdzić dogłębnie to rozszerzenie. Jestem ciekaw, czy dorówna poprzednim dodatkom, bo opinie w sieci są dość zróżnicowane. Warto jednak samemu ograć i ocenić.

Jeśli graliście w Half-Life to pewnie macie miłe wspomnienia związane z tą grą. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli postanowicie podzielić się nimi w komentarzach. Ja natomiast jestem bardzo wdzięczny firmie Valve, że wypuściła na rynek tak wspaniałą serię, jak również wszystkim innym, którzy przyczynili się do tego. Doskonale zdaje sobie sprawę, że tworzenie tych tytułów wiązało się z różnymi przygodami, utrudnieniami, a nawet i wykradzeniem wczesnej wersji drugiej odsłony. Nie doczekałem się epizodu trzeciego lub pełnoprawnej kontynuacji z liczbą 3 w tytule, ale i tak wszystko, co wydane po dziś dzień zasługuje na szacunek. Odbiło się to na wszystkich: branży, deweloperach, jak i samych graczach. Dziękuję.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu