Gadżety

Thule Versant - jeżeli rzucić wszystko i jechać w Bieszczady to tylko z tym plecakiem

Tomasz Popielarczyk
Thule Versant - jeżeli rzucić wszystko i jechać w Bieszczady to tylko z tym plecakiem
2

To zaskakujące, jak nowatorskie podejście do pewnych kwestii potrafi ułatwiać ludziom życie. Jeszcze pół roku temu zrobiłbym wielkie oczy na widok plecaka za ponad tysiąc złotych. No bo po co przepłacać, skoro podobny litraż można mieć za nawet jedną trzecią tej kwoty. Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach.

Spędziłem z 70-litrowym Thule Versant ponad tydzień. Plecak przejechał ze mną kilkaset kilometrów po Czechach – głównie pociągami, począwszy od Ostrawy, przez Brno, malownicze małe miejscowości na południu kraju i w turystycznej na potęgę Pragi. I choć sam plecak to produkt raczej adresowany do trekkingu i fanów spania pod namiotem, w moich zastosowaniach odnalazł się znakomicie.

Versant to plecak do dłuższych wycieczek kilkudniowych, w którym zmieścimy śpiwór, ubrania, zapasy, a do zewnątrz przymocujemy kijki trekkingowe albo czekan. W sprzedaży są dostępne warianty różniące się pojemnością (60 lub 70 litrów) oraz kolorem (Aegean Blue albo Asphalt Black). Na zdjęciach możecie zobaczyć 70-litrowy wariant w kolorze Aegean.

Możliwości i ergonomia

Sam plecak mierzy 35 x 35 x 75 cm przy niesamowicie wręcz niskiej wadze 1,76 kilograma. Wykonano go z nylonu 400D, rezygnując z ciężkich i sztywnych elementów, które byłyby tylko dodatkowym obciążeniem dla użytkownika. To wszystko sprawia, że możemy sobie pozwolić na zabranie dodatkowych rzeczy… lub, że nasze plecy odpoczną.

A skoro już o plecach mówimy, Versant został wyposażony w system nośny BioWrap. Kluczowym elementem jest tutaj oddychający tylny panel. Wspierają go pasy naramienne i wyściełany pas biodrowy – również wentylowane. Połączenie tych trzech elementów ma zapewniać nam równomierne rozłożenie ciężaru i większą wygodę. Tym samym szczególnie istotna jest odpowiednia regulacja każdego z elementów, by w proces dźwigania włączone było całe ciało – włącznie z biodrami, które spełniają szczególnie ważną rolę. I tutaj mamy stosunkowo duże możliwości. Początkowo nieco niepokoiło mnie, że producent zastosował nieco archaiczne rzepy do mocowania tylnego panelu, ale szybko okazało się, że niepotrzebne. Po wyregulowaniu plecaka pod swój wzrost nie doskwierały mi żadne problemy.

W trakcie swojej podróży w plecaku nosiłem dość sporo rzeczy. Poza ubraniami upchnąłem tutaj gimbal do smartfona, drona, iPada, powerbanki i mnóstwo kabli. Nie było lekko, ale przez cały wyjazd nie miałem żadnego powodu, żeby narzekać na ból pleców. Jeśli już – bolały mnie nogi, które były nieprzyzwyczajone do takiego ciężaru. To chyba samo mówi o tym, jak dopracowany jest zastosowany tutaj system nośny.

Równie istotna w tym wszystkim jest ergonomia. Teoretycznie możemy wrzucić wszystko do jednej, największej komory plecaka. Ale szybko się okaże to niepraktyczne. Thule Versant może nie zaskakuje nas mnogością kieszeni, ale ma je tam, gdzie faktycznie są w danym momencie potrzebne. I tak otrzymujemy małe kieszonki na pasie biodrowym, gdzie możemy schować podręczne przedmioty. Niestety mój smartfon (OnePlus 8 Pro) się tutaj nie zmieścił. I to spora wada, bo przecież telefony są coraz większe, a Thule tego nie przewidziało.

Kolejne kieszenie mamy po bokach – służą one do wsunięcia butelki wody lub innych przedmiotów, których nie musimy zabezpieczać suwakiem. Na pierwszy rzut oka zastosowany tutaj materiał wydaje się wątły, ale to złudne wrażenie. To tworzywo jest po prostu zaskakująco rozciągliwe i wręcz niezniszczalne – mieściły się tutaj nawet wielkie, 2,5-litrowe szklane butle.

Do najważniejszej, głównej kieszeni możemy uzyskać dostęp z dwóch stron – od góry, zabezpieczonej ściągaczem lub od frontu, gdzie zastosowano suwak w kształcie litery U. To celowy zabieg, dzięki któremu mamy łatwy dostęp do całej zawartości plecaka – w tym do oddzielonej specjalnej przegrody na śpiwór na samym dnie.

Szczególnie ciekawie prezentuje się góra plecaka. Mamy tutaj bowiem dwie mniejsze kieszenie, ale cały ten element możemy z powodzeniem odczepić i tym samym otrzymujemy mniejszy plecak na jedno ramię. To rozwiązanie idealnie się sprawdza, kiedy potrzebujemy zostawić gdzieś nasz bagaż i zabrać ze sobą tylko te najbardziej potrzebne rzeczy.

W zestawie oczywiście nie mogło zabraknąć też ochronnego pokrowca do zabezpieczenia plecaka przed deszczem i błotem. Na szczęście potrzebowałem go tylko raz, ale spełnił swoją rolę doskonale.

Dla kogo Thule Versant?

Z całą pewnością nie jest to plecak na jednodniowy wypad w góry. Decydując się na takie rozwiązanie, jak Thule Versant, możemy sobie pozwolić na znacznie więcej. Duża pojemność to gwarancja, że zmieścimy tutaj wyposażenie na 2-3 (a pewnie i więcej) dni podróży. Świetny i solidny system nośny z dużym zakresem regulacji jest nieoceniony. Natomiast ergonomiczne ułożenie kieszeni i możliwość odczepienia jednego z elementów, by go używać osobno jako mniejszą torbę stanowią wisienkę na torcie, jakim jest ten produkt.

Oczywiście nie oby się bez pewnych wpadek. Bolą mnie trochę małe kieszenie na pasie biodrowym, w których nie mieści się mój smartfon. Zastanawiam się też nad trwałością rzepów służących do regulacji systemu nośnego. Myślę, że to jednak niewielkie wątpliwości, biorąc pod uwagę, z jak świetnym plecakiem mamy do czynienia. Przekonałem się zresztą o tym na własnych plecach.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu