Recenzja

Nintendo Switch odgrzewa kolejne smaczne kotlety. Recenzja The World Ends With You: Final Remix

Kamil Świtalski
Nintendo Switch odgrzewa kolejne smaczne kotlety. Recenzja The World Ends With You: Final Remix
1

Mamy rok 2007. Na rynku konsol przenośnych króluje Nintendo DS, a japońscy programiści ze Square Enix i studia Jupiter przygotowują swoją najnowszą produkcję. RPG akcji wykorzystujące oba ekrany kiszonkowej platformy osadzone we współczesnym Tokio — a konkretniej dzielnicy Shibuya. The World Ends With You w Japonii zadebiutowało w lipcu 2007 roku, pozostałe regiony otrzymały ją w kwietniu 2008. Ponad 10 lat później gra trafia na najnowszą konsolę Nintendo Switch. Czy The World Ends With You: Final Remix ma potencjał na pozyskanie nowych fanów?

The World Ends With You: Final Remix to nie pierwsza próba przeniesienia tej gry na nowe platformy. W 2012 roku na urządzenia iOS i Androida wydano The World Ends With You z podtytułem Solo Remix. W tej wersji postanowiono zmienić diametralnie system walki. Oryginalnie potyczki prowadzone były na obu ekranach Nintendo DS. Na dolnym, dotykowym, sterowaliśmy głównym bohaterem za pomocą stylusa, a na górnym partner wykonywał swoje akcji po wprowadzeniu komend przy użyciu przycisków. Liczyła się zwinność, spostrzegawczość i szybkość — a nie było to wcale takie łatwe. W komórkowej odsłonie wszystko odbywa się na jednym ekranie wykorzystując sterowanie dotykowe — co nie powinno nikogo dziwić. Ciężko wyobrazić sobie podzielenie go na pół i umieszczenie wirtualnych klawiszy. Zmieniony system walki nie wpłynął jednak na pozostałe elementy rozgrywki — w tym fabułę pozostającą jednym z najmocniejszych elementów The World Ends With You.

Gdy w styczniu 2018 roku, w czasie jednej z prezentacji z cyklu Nintendo Direct Mini, pojawiły się znane postacie, myślano, że to długo wyczekiwana kontynuacja. Krótki trailer ukazujący fragmenty rozgrywki wskazywał jednak, że na Nintendo Switch zmierza odświeżona wersja gry z Nintendo DS — bez dwóch ekranów, jednak oferująca zbliżoną mechanikę walk — wykorzystującą zarówno panel dotykowy, jak i fizyczne przyciski konsoli. Niestety, wraz z kolejnymi zapowiedziami i materiałami prasowymi walki zaczęły przypominać rozwiązania znane z wersji Solo Remix, jednak do samego końca wierzono, że to tylko jedna z wielu opcji nawigacji w grze.

Wróćmy jednak do samego początku. Neku Sakuraba, nasz główny bohater, budzi się na najbardziej zatłoczonym skrzyżowaniu japońskiej stolicy. Shibuya Crossing to miejsce na tyle popularne, że w kulturze japońskiej występuje nie tylko w grach, ale także filmach, serialach, mandze i anime. To właśnie w dzielnicy Shibuya przez najbliższe 7 dni rozegrają się tak zwane Reapers’ Game — mordercze zmagania wyłonionych z mieszkańców Tokio Graczy, którzy za cenę własnego życia muszą wykonywać zadania. Brzmi jak fabuła Battle Royale lub Igrzysk Śmierci. I tak trochę jest. Nad przebiegam wydarzenia czuwają wspomniani już Żniwiarze (Reapers), a nieświadomi Gracze zmuszeni są do nawiązywania współpracy między sobą, jeśli chcą przetrwać do samego końca i nie zostać wymazani z powierzchni ziemi. A o porażkę bardzo łatwo. Okolice nawiedzają Noise — potwory, przyciągane negatywnymi myślami mieszkańców dzielnicy. Jednak samo Tokio tej jest jakieś obce — nikt nie zwraca uwagi na Graczy, Żniwiarzy, czy Noise. Dlaczego tak jest? O tym dowiecie się z samej gry. Klimat, choć ubrany w bardzo przyjemne i kolorowe szaty, jest dość mroczny i porusza kwestie życia, śmierci, samotności, poczucia własnej wartości oraz utraty tego, co dla nas najważniejsze.

Rozgrywka w The World Ends With You: Final Remix podzielona jest na dwa etapy — eksplorację świata i prowadzenie walk. Pierwszy z nich odkrywa z początku nieskomplikowaną fabułę, jednak wychodzące na jaw sekrety oraz prawdziwe intencje stojące za Repears’ Game potrafią zaskakiwać i to w dość nieoczekiwany sposób. Jeśli nie mieliście wcześniej styczności z TWEWY to uwaga na spoilery, gdyż mogą skutecznie zepsuć odbiór gry, która swoje karty odkrywa stopniowo,  i to w dość wolnym tempie. Shibuya, podobnie jak w prawdziwym Tokio, ma do zaoferowania wiele atrakcji i rządzi się swoimi prawami. Niektóre z jej ulic mogą być niedostępne i ich odwiedzenie wymaga spełnienia konkretnych warunków — głównie pokonania odpowiedniej ilości wrogów zleconych przez pobliskiego Żniwiarza, ubrania się w odpowiedni sposób lub przyniesienie konkretnego przedmiotu. Same ubrania też odgrywają bardzo istotną rolę — każda okolica to inne trendy modowe — jeśli ubierzemy się zgodnie z nimi, nasze statystyki pójdą w górę, w innym przypadku walki mogą być problematyczne. Jednak najważniejsze w grze są przypinki — służą one jako umiejętności wykorzystywane w walce. Ataki mieczem, uniki, magia, ciosy specjalne — zależą od założonej ozdoby. A jest w czym wybierać. Gra daje dostęp do około 300 umiejętności oferujących różne efekty, a sama wersja Final Remix wprowadziła kilka nowych, godnych uwagi przypinek pomagających w pokonywaniu kolejnych hord Noise. I tu dochodzimy do samych walk. Neku wraz ze swoim partnerką Shiki zawierają pakt i dzięki mocy przypinek mogą ruszyć do boju z tajemniczymi potworami zrodzonymi z negatywnych myśli tokijczyków.

System zaprezentowany w Final Remix opiera się na tym z iOS i Androida i i kompletnie ignoruje  rozwiązania z Nintendo DS. Na jednej planszy walczą dwaj bohaterowie i Noise. Sterujemy wyłącznie Neku (choć zdarzają się sytuacje, w których mamy możliwość kierowania także naszym partnerem) wybierając konkretne przypinki i wykonując przypisane im czynności — od przecinania przeciwników i rysowania linii na wolnej przestrzeni, poprzez wielokrotnie naciskanie w jeden punkt i odwzorowywanie innych kształtów. Neku może też robić uniki lub poruszać się we wskazanym kierunku. A wszystko to za pomocą ekranu dotykowego konsoli. I tu niestety zaczyna się największy problem z The Word Ends With You. Gra oferuje dwa tryby rozgrywki — Handheld Mode i Dock Mode. Ten pierwszy jest bardzo zbliżony do rozwiązań znanych z wersji mobilnej. Wszystkie czynności wykonujemy palcami — także poza walkami. Chodzenie po świecie, prowadzenie dialogów, przeglądanie opcji, ekwipunku, statystyk i robienie zakupów. Wszystko to z poziomu ekranu dotykowego. Niestety na dość dużej i podłużnej konsoli staje się uciążliwe. Rozwiązaniem jest odłączenie obu Joy-Conów i zabawa z samą jednostką główną. W takiej konfiguracji gra się naprawdę przyjemnie, nawet w czasie chaotycznych potyczek z dużą ilością przeciwników i szybko wykonywanymi ruchami. Wkładając Nintendo Switch do docka lub grając z konsolą opartą o nóżkę zabawa jest mniej przyjemna. Choć postaciami możemy sterować za pomocą gałki analogowej, tak wszystkie pozostałe czynności wymagają użycia wirtualnego wskaźnika. Machanie jednym Joy-Conem przed telewizorem lub konsolą nie jest specjalnie wygodne, w szczególności w czasie walk wymagających precyzji i szybkich ruchów. A w momencie, gdy dołączy do nas druga osoba robi się prawdziwy chaos na ekranie. Kanapowy Co-op nie jest w tym przypadku najlepiej przygotowanym rozwiązaniem. Trzeba też przywyknąć do częstego resetowania pozycji celownika, gdyż ten lubi płatać figle i znikać z ekranu.

Graficznie The World Ends With You: Final Remix nie zachwyca, choć wszystkie elementy zostały podrasowane i przystosowane do ekranów wysokiej rozdzielczości. Odświeżenie wszystkich ilustracji, sprite’ów postaci i wrogów wyszło naprawdę w porządku, jednak już przy okazji wersji na iOS i Androida gra wyglądała bardzo dobrze i nie widać aż takiej różnicy. Na uwagę zasługuje jednak ścieżka dzwiękowa. Z okazji wydania Final Remix wszystkie utwory doczekały się nowych aranżacji przygotowanych przez Takeharu Ishimoto — kompozytora odpowiedzialnego między innymi za muzykę do Crisis Core: Final Fantasy VII, Final Fantasy Type-0, czy Dissidia: Final Fantasy. Są one bardzo dobre, choć fanów klasycznego brzmienia zainteresuje opcja przełączania  ścieżki do wersji oryginalnej, w dowolnym momencie.

Czy warto zapłacić 200 zł za The World Ends With You: Final Remix? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony jest to bardzo dobra gra, która została potraktowana trochę po macoszemu. Z drugiej strony sterowanie sprawia, że chce się sięgnąć po oryginał lub wersję na telefon kosztującą niecałe 90 zł. Dodatkowa zawartość dostępna po ukończeniu fabuły starczy na kilka godzin zabawy, jednak wciąż nie odpowiada na wiele postawionych wcześniej pytań. Twórcy gry mówią otwarcie, że ewentualna kontynuacja zależy przede wszystkim od sprzedaży. Szkoda tylko, że sprzedają wybrakowany i przygotowany niskim nakładem towar.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu