Recenzja

Test opaski fitness, który trwał blisko dwa lata

Konrad Kozłowski
Test opaski fitness, który trwał blisko dwa lata
11

Od kwietnia 2014 roku na moim nadgarstku niemalże zawsze towarzyszyła mi opaska fitness. Z jednej strony traktowałem ją jako gadżet, nowinkę, z drugiej zaś za kompana, który wspomoże mnie w utrzymywaniu postanowień o poprawie sytuacji zdrowotnej. Co mogę napisać po tak długim czasie ciągle trwających testów?

Kwestia przyzwyczajenia

Nie sądziłem, że tak szybko się do niej przyzwyczaję. Już po pierwszym dniu zorientowałem się, że obecność opaski na ręce jest dla mnie niemal nieodczuwalna. "Wtopiła się" w moją codzienność na tyle, że tylko w sytuacjach, gdy sprzęt oczekiwał ode mnie reakcji na powiadomienia przypominałem sobie, że ona wciąż spoczywa na moim nadgarstku. Podejrzewam, że plastikowo-gumowa kajdanka na ręce nie każdemu by odpowiadała, ale mnie zupełnie nie przeszkadzała. Nie nosiłem jeszcze wtedy żadnego zegarka, więc nie spodziewałem się, że zmiana będzie tak bezbolesna. Cotygodniowe ładowanie baterii zajmowało jedynie kilkadziesiąt minut i opaska ponownie wracała na nadgarstek.

"Wyspałeś się?

Każdego ranka otrzymywałem powiadomienie o tym, jak długo i jak dobrze/źle spałem danej nocy. Może to zabrzmieć zabawnie, ale ze wzglęu na moje problemy ze snem było to całkiem satysfakcjonujące rozwiązanie, ponieważ pozwalało niejako z zewnątrz spojrzeć na to, jak sypiam. Długość snu była równie istotna, co jego jakość, dlatego oferowane wewnątrz aplikacji szczegółowe statystyki umożliwiały ocenić każdą z nocy. Jeżeli zdarzała się seria kilku dni, gdy sypiałem zbyt krótko, aplikacja informowała mnie o tym, zachęcając do wydłużenia snu przy najbliższej możliwej okazji. W pewnych okresach korzystałem też z funkcji przypominania o regularnym kładzeniu się do łóżka, co doceniałem chyba najbardziej - wyrobienie takiego nawyku naprawdę poprawiało mi samopoczucie. Choć nie zawsze, ponieważ momentami zmieniało się to wszystko w grę i brak odpowiednich osiągnieć negatywnie wpływał na nastawienie następnego dnia. Ale i w tym odnajdę pewne plusy, gdyż można nauczyć się znosić (małe) porażki i starać się być lepszym dnia kolejnego.

Uczucie wibracji na nadgarstku jest dość nienaturalne, ale właśnie w ten sposób opaska budziła mnie prawie codziennie. Dzięki czujnikom wewnątrz niej i odpowiednim algorytmom potrafiła wybrać najlepszy moment, w którym powinienem się przebudzić. Ale tylko wtedy, gdy jej na to pozwolimy ustawiając czasowe "okienko" przed pożądaną, ostateczną godziną pobudki. Do dziś trudno mi obiektywnie ocenić skuteczność tej funkcji. Jednak jako budzik sam w sobie opaska sprawdziła się znakomicie - nie zaspałem ani razu, a powtarzalne alarmy pozwalają zapomnieć o ustawianiu budzika każdego wieczoru.

Delikatne wibracje nie kończyły się jednak o poranku. W ciągu dnia również mogły mi towarzyszyć i przez większość czasu używania opaski chętnie wykorzystywałem tę możliwość. Decydując o tym, czy pozostaniemy (niemal) w bezruchu przez 30, 45 czy 60 minut, ustawiamy funkcję przypominajki o potrzebie ruchu. Było to dla mnie zbawieniem, ponieważ opaska "zmuszała" mnie do oderwania się od jakiejś czynności, najczęściej wpatrywania się w ekran i wykonania kilku kroków lub bardziej zaawansowanych ruchów. Spędzając godziny w fotelu nawet nie zauważamy, jak wiele czasu spędza się w tej nie do końca zdrowej pozycji. Warto to zmienić, a opaska pomagała mi w tym jak nic innego, ponieważ automatycznie odmierzała czas od ostatniej aktywności.

Trochę sportu

Skoro już przy aktywnościach jesteśmy, muszę nadmienić jak bardzo zadowolony jestem z wyboru opaski, a nie smartwatcha czy smartfona, jako urządzenia do monitorowania aktywności sportowych. Biegając czy grając w piłkę cały czas miałem ją na nadgarstku, wystarczyło przełączyć w odpowiedni tryb. Oczywiście precyzyjność pomiarów nie zawsze stała na najwyższym poziomie i należy to mieć na uwadze, ale nie traciłem czasu na uruchamianie aplikacji, nie byłem zmuszony do zabierania ze sobą telefonu, a przecież w wielu sytuacjach nie mógłbym nawet tego zrobić. Opaska okazywała się po prostu niezastąpiona. W międzyczasie aktualizacja oprogramowania wydłużyła czas działania na baterii do dwóch tygodni, co tylko utwierdziło mnie w dokonaniu właściwego wyboru.

"Małe zwycięstwa"

Czyli osiągnięcie konkretnej liczby kroków, odespanie konkretnego czasu cieszą, po prostu cieszą. Ich brak motywuje, ale oczywiście wszystko w największej mierze będzie zależeć od nas, ponieważ świadomość o niewystarczających rezultatach nie wpłynie na każdego. W mojej sytuacji to działało. Żałuję, że opaski nie mogłem nosić na basenie i okazywała się nieprzydatna na rowerze, dlatego takie braki danych nadrabiałem opcją manualnego wprowadzania wyników. Do momentu, gdy moje ulubione aplikacje nie zintegrowały się z platformą oferowaną przez producenta opaski i wyniki z innych usług mogły pojawiać się w tej głównej, najważniejszej. Przyznam się, że kilkukrotnie próbowałem na bieżąco rejestrować spożywane posiłki i napoje, lecz w ciągu dnia nie ma na to po prostu czasu, nawet jeśli większość z nich jest wprowadzona do bazy danych, a w wielu przypadkach wystarczy zeskanować kod kreskowy produktu.

Na przestrzeni miesięcy firma odpowiedzialna za opaskę zrobiła coś, czego nikt się po niej nie spodziewał. Udostępnione zostały aplikacje dla smartfonów i smartwatchy, które nie potrzebowały do działania opaski, co przyjąłem ze sporym entuzjazmem. Nie chcąc lub nie mogąc zabrać ze sobą opaski mogłem nadal monitorować swoją aktywność przy użyciu zegarka lub telefonu. Na rynku pojawiły się też nowe modele opasek, z których najwyższy model nie okazał się tak dobrym produktem, jakiego się spodziewałem - nie przyniósł zbyt wielu nowinek, których oczekiwałem, lecz wyceniono opaskę naprawdę wysoko. Aha, prawie zapomniałem dodać, że pod koniec 2014 byłem zmuszony wymienić opaskę na nową, na szczęście w ramach gwarancji, więc zupełnie za darmo.

Niesmak pozostał i pozostanie, gdyż dokładnie to samo stało się i z drugim egzemplarzem. Nie sądzę, bym prowadził nazbyt aktywny tryb życia, który mógłby spowodować takie problemy, więc podejrzewam, że znajdująca się wewnątrz konstrukcja jest aż tak delikatna. Znajdujące się na jednym z brzegów opaski diody świecą tylko przy odpowiednim kącie wygięcia opaski w jednym z miejsc. Jest to tak naprawdę tylko trochę dokuczliwe, więc nie porzuciłem opaski całkowicie, po prostu przyjąłem do wiadomości fakt, że jej czas powoli mija.

Kupię następną

Jestem jednak pewien, że gdy tylko żywotność obydwu opasek dobiegnie końca kupię następną. Czy będzie to znów produkt Jawbone? Cóż, ich opaski UP oraz UP24, której to właśnie używam, nie są zbyt wytrzymałe, o czym świadczą też liczne zgłoszenia innych użytkowników. Prawdopodobnie pozostanę jednak w ekosystemie, który mi się naprawdę spodobał i spełnia moje oczekiwania, więc być może wybiorę UP2. A może do tego czasu doczekamy się czegoś zupełnie nowego, innego?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu